Encyklopedie podają suche fakty: profesor Uniwersytetu Wrocławskiego i Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie - Filia we Wrocławiu, historyk literatury i teatru.
A propos teatru - po raz pierwszy Degler zachwycił się... operą - dzięki babci, która śpiewała mu co najlepsze „hity” z oper i operetek. Kochana babcia... Ba, mało kto też wie, że Pan Profesor nie tylko na teatrze się zna, o teatrze pisze, ale i sam… występował. Gdzie? Zadebiutował jako aktor w teatrze jeleniogórskim.
Profesor Degler to jednak przede wszystkim - jak go wielu określa - największy w Polsce i na świecie „Witkacolog”: chodząca encyklopedia, edytor, autor wielu prac poświęconych twórczości Witkacego - m.in. stworzył „Witkacego portret wielokrotny”.
Stanisław Ignacy Witkiewicz nie ma przed profesorem Deglerem żadnych tajemnic. Żadnych! Niektórzy żartują, że prof. Degler zna lepiej Witkacego niż sam Witkacy.
Udowodnił to Pan Profesor na swoim poniedziałkowym benefisie we wrocławskiej kawiarni i restauracji „Pod Gryfami”, który został zorganizowany z okazji przypadających na ten dzień imienin profesora, ale przede wszystkim z okazji rocznicy (pięćdziesiątej!) opublikowania przez prof. Deglera pierwszego tekstu o Witkacym.
Wśród gości, którzy świętowali razem z prof. Deg-lerem, był i prof. Jan Miodek z żoną Teresą, i aktor Robert Gonera (który czytał fragmenty dzieł Witkacego), i wiceprezydent Wrocławia Adam Grehl, byli studenci profesora, przyjaciele, rodzina.
Profesor przez ponad dwie godziny opowiadał o Witkacym. Opowiadał barwnie i ciekawie - o jego twórczości, o życiu prywatnym (czy był narkomanem, alkoholikiem i erotomanem), sypał anegdotami o artyście jak z rękawa i zastrzegał, że sam nigdy nie napisze biografii Witkiewicza. Czemu? „Bo to niemożliwe - stwierdził profesor - Witkacy był i pisarzem, i dramaturgiem, i malarzem, i filozofem. Nie sposób opisać tego wszystkiego w jednej książce. Witkacy jest jak smok - gdy mu się obetnie jedną głowę, wyrasta kolejna...”
Na koniec. Czy wiecie Państwo, że przez Witkacego właśnie ten szanowany Profesor wierzy w duchy, a właściwie w ducha?! Tak opowiadał kiedyś red. Krzysztofowi Kucharskiemu: „Witkacy rzeczywiście powraca na nasz padół i robi różne szpringle. Sam padłem ofiarą takiej jego interwencji zza światów. W roku 1972 szykowałem do druku tom „Bez komentarza” i czarną teczkę ze wszystkimi fiszkami oraz notatkami zostawiłem w szatni na premierze w Teatrze Kameralnym. Kiedy chciałem ją zabrać, okazało się, że zrobił to ktoś przede mną. Postawny, wysoki mężczyzna, ubrany nieco staroświecko, który wyszedł, gdy tylko po spektaklu rozległy się oklaski, włożył gabardynowy płaszcz i powiedział: >>Tam jest moja teczka<<. Szatniarka mu ją wydała, bo to była jedyna teczka. To był dla mnie cios. Witkacy co jakiś czas wtrąca się do mojego życia dość brutalnie. On chyba nie lubi, gdy ktoś rozbiera go na czynniki pierwsze. Niemal każdemu z badaczy jego życia i twórczości przydarzyła się jakaś dziwna i niewytłumaczalna przygoda...”
Panie Profesorze. Kolejnych przygód z Witkacym życzę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?