Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia to nie tylko wielki świat, wielkie bitwy. To także nasza, lokalna historia. Taka blisko nas

Robert Migdał
Rok 1945. Wrocław w gruzach. Miasto zostało zmiecione z powierzchni ziemi, bo Adolf Hitler ogłosił je twierdzą, która miała się bronić do ostatniej ulicy, do ostatniej kamienicy, do ostatniego człowieka... O czasie, kiedy miasto-twierdza i jego mieszkańcy walczyli o życie, barwnie opowiada Hanna Wieczorek w tekście „Kiedy Odra spłynie krwią na północ, Breslau przepadnie”, który można przeczytać w najnowszym - marcowym - miesięczniku „Nasza Historia”.

Tekst ten przeczytałem jednym tchem. Jest pełen emocjonujących opisów, naszpikowany faktami, jak Wrocław po wojnie niewypałami i niewybuchami, ale - co mnie najbardziej ujęło - autorka opisuje zwyczajne, codzienne życie w Festung Breslau. Życie, które się toczyło po sąsiedzku, na pozór normalnie...

Bo mieszkańcy ogarniętego wojną Wrocławia modlili się, uprawiali seks, zawierali związki małżeńskie, popełniali samobójstwa, rodziły się dzieci.

To, jak wyglądały dni oblężenia, możemy poznać także dzięki przejmującym relacjom Polaków, którzy w Breslau wtedy mieszkali, drżeli o życie swoje i swoich najbliższych. Przejmujące historie, warte tego, żeby się w nie zagłębić...

Nasza Historia to swoisty wehikuł czasu. Teksty, które możemy w niej przeczytać, przenoszą nas - a to kilka wieków do przodu, a to kilka wieków do tyłu. Ale też opisują otaczający nas świat w momentach oddalonych zaledwie o chwile.

Tak jest w przypadku tekstu „Wrocław 1945. Dur brzuszny, czerwonka i żadnego szpitala” Agaty Grzelińskiej. Jeszcze dymią się zgliszcza Twierdzy Wrocław, jeszcze mieszkają w niej Niemcy, a już wprowadzają się nowi gospodarze - Polacy. Jak pisze redaktor Grzelińska: „Mimo że skończyła się wojna, Wrocław wciąż był polem walki. Tyle że wrogiem nie byli już (przynajmniej oficjalnie) inni ludzie, ale choroby. Latem 1945 roku miasto dręczyła epidemia czerwonki, którą - jak czytamy w jednym z artykułów gazetowych - przywlekli uciekający Niemcy. Leczono na nią około 500 osób. Jesienią natomiast we Wrocławiu grasował dur brzuszny. Ówczesne służby sanitarne zanotowały 2500 przypadków. A przecież to nie wszystko - pomocy lekarskiej potrzebowało też prawie 8 tysięcy rannych. Lekarze i pielęgniarki mieli więc pełne ręce roboty. Sytuacja była o tyle trudna, że w maju 1945 roku nie działał żaden z kilkunastu wrocławskich szpitali”.

Jakże to inny świat od tego, jaki znamy dziś. Inne problemy - a jakże bliskie ludziom, w każdym czasie i miejscu. Na szczęście, jak się dowiaduję z tekstu, szybko otwierano wrocławskie szpitale (pierwszy zaczął działać na obecnym pl. Jana Pawła II), a już rok później - pacjentów przyjmowało 15 szpitali (z 2892 łóżkami) i cztery kliniki z 290 łóżkami.

Na koniec polecę Państwu opowieść Katarzyny Kaczorowskiej o Wiktorze Brossie - znakomitym lekarzu, człowieku o złotych rękach. To właśnie on stworzył po II wojnie światowej Wrocławską Szkołę Chirurgiczną: znalazły się w niej takie medyczne autorytety, jak Ryszard Kocięba, mikrochirurg i twórca ośrodka replantacji kończyn w Trzebnicy, czy Antoni Aroński, pionier polskiej intensywnej terapii, który w 1966 roku doprowadził do uruchomienia pierwszej w Polsce karetki reanimacyjnej... Arcyciekawi ludzie - warto o nich pamiętać.

Zachęcam do przeczytania „Naszej Historii”. Marcowy numer już w kioskach. Znajdziecie w nim Państwo wiele innych, znakomitych tekstów, o historii naszego regionu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska