Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Choć urodził się w Wałbrzychu, to wiele lat przeżył we Wrocławiu. Dziś rozpala wyobraźnię milionów

Robert Migdał
Robert Migdał
Robert Migdał archiwum Polska Press Grupa
Żył we Wrocławiu lat równo czterdzieści, aż do momentu, kiedy został on obrócony w perzynę przez rakiety wyrzucane przez „organy Stalina”. Mieszkał w kilku różnych dzielnicach, w różnych mieszkaniach. Znał właściwie wszystkie ich rodzaje - od gnijących od wilgoci poddaszy, poprzez domki w małych sadach, do wspaniałych wielopokojowych apartamentów pełnych wyszukanych wygód - takich jak winda dostarczająca posiłki, wanny o złoconych kurkach czy porcelanowe bidety.

W nędznych izbach - jako student - oddawał się rojeniom o karierze naukowej, w nieco lepszych pokojach - świętowaniu swych kolejnych policyjnych awansów, a najczęściej - rozpuście i pijaństwu. W ciemnych norach, gdy leżał przy boku prostytutek, marzył o rodzinie i życiu małżeńskim, a w późniejszych apartamentach jego dwa małżeństwa rozkwitły w miłości, by później zgnić w rozpaczy i frustracji...” - to fragment najnowszej powieści Marka Krajewskiego „Mock”, która ukaże się nakładem wydawnictwa „Znak” już 14 września.

Mowa w tym przytoczonym cytacie o jednym z najbardziej znanych mieszkańców Breslau początku XX wieku. O Mocku. Eberhardzie Mocku. Urodzony w Wałbrzychu 18 września 1883 roku, zmarł 21 listopada 1960 roku w Nowym Jorku. Niemiec. Dwukrotnie żonaty. Bezdzietny. A, że fikcyjny to bohater? No cóż... Ale jaka postać!

Wielbiciele kryminałów Marka Krajewskiego będą zachwyceni (ja jestem w stu procentach usatysfakcjonowany). Eberhard Mock - którego sylwetkę nakreślił powyżej człowiek, który powołał go przed laty do życia - powraca. I to w najlepszym stylu. Jest rok 1913. Brutalna zbrodnia (a nawet kilka), mroczne Breslau i młody policjant - tytułowy „Mock”. Jest znakomita intryga, zaskakujące zakończenie, barwne postaci (z krwi i kości, a zwłaszcza z krwi), sugestywne opisy i miasto - cudowny klimat przedwojennego Wrocławia - który Marek Krajewski zna jak własną kieszeń i we wspaniały sposób potrafi po nim oprowadzać, opowiadać o nim, powodować, że Czytelnik po raz kolejny zachwyca się tym miastem i zakochuje się w nim (ja, przez kilka godzin czytania „Mocka” przeniosłem się w czasie o sto lat do tyłu. Panie Marku - ślę za to ukłony i podziękowania).

Nie da się ukryć. Jestem od lat wielkim fanem kryminałów, które wychodzą spod ręki Marka Krajewskiego. Uwielbiałem te, których akcja rozgrywała się i w Breslau, i we Lwowie, i w Darłowie. Najbardziej jednak kocham - i pewnie tu nie jestem jedyny - te, w których króluje na kartach postać Eberharda Mocka. Więc tym większa moja radość, że w najnowszej książce Mock powraca. I to w wielkim stylu...

Pewnie wielu z Państwa, tych którzy znają Mocka lub o nim słyszeli - może dziwić: „a co można kochać w tym pijaku, wielbicielu wdzięków panien lekkich obyczajów, brutalu...” A można. Bo to też bohater z zasadami, człowiek wykształcony i przede wszystkim bardzo... ludzki. Bohater - zwykły człowiek, z problemami miłosnymi, z rozterkami, wątpliwościami. A jako policjant - prawy, wrażliwy na ludzką krzywdę, dążący do postawionemu sobie celu.

Jak kogoś takiego nie lubić? A że ma słabości? Któż z nas ich nie ma...?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Choć urodził się w Wałbrzychu, to wiele lat przeżył we Wrocławiu. Dziś rozpala wyobraźnię milionów - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska