Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak Wrocław został stolicą kultury, czyli "ale o co chodzi..."

Arkadiusz Franas
Polskapresse
Czy ja się cieszę, że Wrocław będzie europejską stolicą kultury w 2016 roku? Tak samo jak ze zwycięskiego remisu z Anglią na Wembley w 1973 roku czy pokonania przez polskich hokeistów drużyny Związku Radzieckiego trzy lata później. Bo na tym przecież polega patriotyzm, uczucie na ogół kompletnie irracjonalne, ale bardzo miłe.

A czy wrocławianie ucieszyli się z pokonania Warszawy, Katowic, Gdańska czy Lublina? Odpowiem anegdotą. Zakończenie roku szkolnego we wrocławskiej podstawówce. Niepublicznej. Stoją dwie panie z serii blondi, dla niewprawnego oka klony. Blondi 1: gdzie jedziecie na wakacje? Blondi 2: na jakieś wyspy, ale mamy problem z naszą Majunią. Blondi 1: chora? Blondi 2: nie, tylko ona wszędzie już była, wiesz, że na Fidżi to się nudziła... Jej w ogóle już nic nie cieszy...

No właśnie. Gdy we wtorek przewodniczący jury Austriak Manfred Gaulhofer ogłaszał nasze zwycięstwo, Wrocław go właściwie nie zauważył. Czy Państwo oglądali ogłaszanie tej decyzji? Prowadzący transmisję tuż po werdykcie z rozpędu rzucił: a teraz zobaczmy, jak się Wrocław cieszy. I kompletny zonk. Kamera pokazała nasz Rynek, na którym toczyło się normalne życie. Jakaś pani goniła z torbą pełną zakupów na obiad z dyndającym porem, kilku panów w garniturach szło do innych garniturów, młodzi ludzie ukradkiem jechali rowerami, choć w Rynku nadal nie wolno... Radość? Nie stwierdzono. Potem i owszem, wieczorem naprędce nakręcono jakąś szybką imprezkę w centrum miasta w stylu tak popularnej teraz domówki, a kiedyś zwanej imprezą na chacie. Czyli telefon do przyjaciela, na scenę i bawmy się.

Generalnie to ja Państwu powiem, że jakoś dziwnie przyznawano ten ty-tuł europejskiej stolicy kultury. I żeby było jasne, nie chodzi mi o snucie spiskowych teorii, tylko o nieporadność całej komisji. Bo jakie były zasady? No właśnie. Komisja jak mantrę powtarzała, że decydująca dla wyboru okazała się "energia społeczności lokalnej". Mówili to podczas wizytacji i po werdykcie.

I gdyby tak miało być, to coś tu nie halo. Przez miesiące widziałem naprawdę duże zaanagażowanie społeczności lokalnej przede wszystkim w Lublinie i Katowicach. Tam ludzie żyli walką o ten tytuł. A u nas? Zaangażowanie wrocławian widziałem ostatnio wczasie walki o EXPO czy w trakcie batalii o Euro 2012. Ale przy stolicy kultury to mieliśmy już lekki "syndrom Majuni" z serii "ale o co chodzi...". Bo my chyba już jesteśmy lekko zmęczeni przygotowaniami do piłkarskiego Euro, choć jeszcze go nie było. Już nie zauważamy tych wszystkich Global Forum czy innych jakże ważnych imprez, które pojawiają się w naszym mieście. Symptomatyczne były wypowiedzi wrocławian zdybanych przez różne stacje telewizyjne, które próbowały wydobyć en-tuzjazm z mieszkańców stolicy Dolnego Śląska. Wypowiedzi brzmiały mniej więcej tak: to... wydaje mi się... chyba szansa dla miasta, dla ludzi, będą nowe inwestycje i remonty...

Zaangażowanie to ja widziałem ostatnio podczas batalii o Euro 2012. Ale przy stolicy kultury to mieliśmy chyba już lekki "syndrom Majuni" z serii "ale o co chodzi..."

Znaczy się, europejska stolica kultury to kolejny stadion, nowe drogi i mosty? Tak właśnie przygotowano społeczność lokalną. Widać to było podczas ostatniej wizyty komisji we Wroclawiu. Społeczność lokalna została dobrze wybrana i przywieziona na Rynek. Reszta: raczej wstęp wzbroniony. Stary, wypróbowany model, który dobrze pamiętam z lat 80., gdy o mało nie zostałem ordynatorem nieistniejącego już szpitala wtedy przy pl. 1 Maja. Jako zbuntowany nastolatek pracowałem przez kilka miesięcy na stanowisku kierowcy wózka akumulatorowego z szansą na wspomniany awans - tak wtedy wyzłośliwiała się nade mną moja mama. Nagle zapowiedziono wizytę tow. Wojciecha Jaruzelskiego. W tempie błyskawicznym, o jakim nigdy nie śniło się nawet Mai, w ogrodzie na asfalcie wyrosła trawa, a większość załogi dzień spędziła w kotłowni. Poza wybraną i sprawdzoną delegacją przechadzającą się w śnieżnobiałych kitlach. Generał nie przy-jechał...
Tyle o wciskaniu kitu. Czy wybór Wrocławia był więc nieuczciwy? Normalny. Bo w życiu publicznym, co wszyscy wiedzą, tylko nieładnie od tego się przyznawać, najważniejszy jest lobbing. I wiedzą o tym miasta, które zarzucają nam nieuczciwość. A skąd na Górnym Śląsku tyle autostrad? Ktoś im je przyznał, nam nie. Dlaczego Gdańsk będzie miał mecz Polska - Niemcy, a my nie? A pieniądze na metro to Warszawa dostała od św. Mikołaja?

Dlatego naprawdę się cieszę, że Wrocław w Warszawie ma swojego Grzegorza Schetynę czy Bogdana Zdrojewskiego. Zauważyli Państwo serdeczny uścisk tego drugiego z prezydentem Dutkiewiczem po werdykcie, choć ich miłość wygasła jakiś czas temu. Czyżby podczas wyborów lub zaraz po nich miało się wyjaśnić, skąd ta miłość władz do Wrocławia? Nie zdziwiłbym się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska