Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie

Wojciech Koerber
Janusz Wójtowicz
Wiecie, kto ostatnio zatrzymał Barcelonę? Szczęsny. Nie żaden Arsenal, tylko Polak Szczęsny właśnie. Sam jeden! A wiecie, czyimi wsadami żyje ostatnio Ameryka? Nie, wcale nie Blake'a Griffina w meczu gwiazd. Najlepiej w Ameryce wsadza Gortat (swoją drogą, nie chciałbym nosić ksywki "Polski Młot").

Wiem, bo czytałem w polskim internecie i brukowcach. I wiem też, co przeczytam, gdy jakiś paparazzi trafi Szczęsnego, jak popija do śniadania soczek grejpfrutowy, z lekka się przy tym krzywiąc. Wtedy jakiś palantino napisze, że się gówniarz notorycznie drinami schlewa. I to z samego rana. Pewnie presji nie wytrzymuje.

To zatracanie się w pogoni za newsem, podkręcanie rzeczywistości, pewnie też kompleksy nasze. Poczekajmy chwilę, dajmy się naprawdę wykazać, bo w rewanżu na Camp Nou bramkarz rzeczywiście w pojedynkę może zatrzymać gwiazdy. Nie u siebie z Wolverhampton, gdy musi wyłapać jeden strzał (niecelny), lecz na wyjeździe z Barcą właśnie, gdy brakuje rąk. Choć, to fakt, już obaj z Gortatem są zwycięscy. Poszli inną drogą niż rówieśnicy i im wyszło. Jako dzieciaki trafili na obcy teren, a nie zaginęli w akcji. Dlaczego? Bo pokazali, że w sporcie 20 procent to talent, a 80 - talent do pracy. Czyli głowa.

Przecież do kopania ten Szczęsny smykałki raczej nie miał. Trzeba wiedzieć, że zaczynał w ataku, chciał "szczelać gole", jak wszystkie maluchy. W końcu na trening 10-letniego chłopaka wybrał się ojciec i gdy zobaczył, co zobaczył, zmienił mu pozycję na boisku, mówiąc tak: "No, Wojtuś, nie będzie dobrze, załóż rękawice". I tak zaczęła się ta kariera. Najważniejsze to znaleźć swoje miejsce na ziemi, swoją niszę, np. między słupkami, i solidnie pracować.

Jak Małysz. To mu zapewnia długowieczność, choć narzeka, że coraz bardziej zmęczony już jest. A chciałby - bez wyrzutów sumienia - zjeść sobie czasem golonkę i jeszcze czymś poprawić, sylwestra natomiast spędzić wreszcie z Izą, a nie z Mateją, i niekoniecznie w Garmisch-Partenkirchen, jak co roku. Wielokrotnie też podkreślał, że chciałby podziękować, będąc u szczytu. No a ten sezon wydaje się, niestety, dobrą ku temu okazją. Wygrał w magicznym Zakopanem, kilka razy stał na podium PŚ, do tego podkręcił własny rekord Polski w długości lotu. I to nie koniec. Ma jeszcze szansę na medal MŚ, niejeden zresztą, i na końcowe pudło PŚ. A mnie się ten jego wąsik i falujące narty wcale jeszcze nie opatrzyły. Są jedyne w swoim rodzaju. Nie kończ, Adam, leć jeszcze!

I na jedno bym jeszcze sobie w najbliższym czasie popatrzył. Na koszykarski pojedynek stary Śląsk kontra obecny. Jak znalazł, w ramach promocji wracającej klubowej legendy. Koszt żaden, to powinno być zresztą show charytatywne (!), zabawa gwarantowana, a i Orbita nabita. Dla chłopaków z obecnego Śląska byłby to obowiązek, prestiż, no i przeżycie. A dla wszystkich świetna zabawa. Biniu znów trafiłby coś zza plecaka, a Krzykała może nawet zza połowy. Zelig rzuciłby trójkę o tablicę (ale on ją czuł!), a Domino, Zielony i Oława daliby pewnie jeszcze coś z góry. Do tego Zyziu, Parzyk, Kołodziej-czak, Wierzgacz, cała reszta, również z następnego pokolenia. Zapłacić trzeba by tylko za przylot Keitha Williamsa. To co, robimy taki mecz?

Przeczytaj także:

*W porządku jest ten Kubica
*Prezie naszych żużlowych klubów znów przegłosowali kupę regulaminowych zmian w ekstralidze
*Ruszamy na Mołdawię i Norwegię
*Wiele członków w jednym ciele
*Nieco o tylnej części Maryny w luźnym pobalowym usposobieniu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska