Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po bandzie

Wojciech Koerber
Janusz Wójtowicz
Wybrałem się w zeszły poniedziałek na galę sportu akademickiego, sympatyczną zresztą, do hotelu GEM, a tu później dowiaduję się, co straciłem. Otóż dokładnie w tym samym czasie, w kościele ewangelicko-metodycznym przy Worcella, inaugurowano tydzień modlitw o jedność chrześcijan. No a rozpoczął się on od kusząco brzmiącego spotkania pt. "Wiele członków w jednym ciele", o czym poinformowała mnie własna gazeta.

Po czasie, niestety, dotarłem do tej informacji. Taa, z tymi tytułami to lepiej uważać, różnie czasem wychodzi. Jedno, co mi zostało, to podłubać sobie trochę w nosie, poszukać w nim punktu G, podobno niektórzy tam go właśnie mają. I tak stojąc sobie później w jednym z korków - a kilka ich w mieście mamy - znalazłem czas, by przemyśleć całe swoje życie. Zastanowić się, ile mnie ten cały sport kosztuje, ile przez niego rzeczy straciłem, ile innych spotkań opuściłem. I po raz kolejny upewniłem się, że plusy dodatnie przykrywają jednak większość plusów ujemnych. Że wesoło jest, pięknie czasem.

Pięknie? Pięknie mają teraz w Poznaniu, gdzie w ciągu kilku ledwie godzin od udziału w konferencji prasowej najsłynniejszym prezesem polskiego klubu stała się Izabela Łukomska-Pyżalska. Teraz szefowa Warty Poznań, całkiem niedawno modelka, dziewczyna "Playboya" etc. Dla takiej pani prezes i nasi piłkarze zaczną może płuca wypluwać, za to spluwać przestaną (no przecież w polu karnym Boruca to aż kałuże stoją). A może obecność pani prezes pomoże też rasizm z polskich stadionów wykopać? W kilku naszych klubach, tych rządzonych przez kibiców bandytów - nie prezesów - wielu obcokrajowców wciąż nie jest bowiem w stanie przejść nawet testów. Testów skóry.

Graczom Warty wypada życzyć, by się zanadto jednak nie napinali i by na oczach szefowej nie spotkało ich to, co przeżył przed laty Gary Lineker, a zdradził dopiero ostatnio, w dniu swoich 50. urodzin. No więc Lineker to ten Anglik, co Polaków nie lubił, bo jak byłem mały, to zawsze nam strzelał. Raz, w czasie meczu Anglia - Irlandia (1:1) w ramach mundialu 1990, strzelił też jednak co innego. Najpierw zdobył gola, a w przerwie poczuł się źle, lecz postanowił grać dalej. I podczas jednej z akcji, przy starciu z rywalem, narobił w spodenki. "To było najgorsze doświadczenie w moim życiu. Próbowałem oczyścić się o murawę, tarzałem się jak pies. Na szczęście mocno padało i nikt nie zauważył" - przyznał po latach Lineker. Z podobnym problemem lepiej poradził sobie w czasie wrocławskiego maratonu 2009 nasz wioślarz Paweł Rańda. Choć sytuacja na trasie nie zaszła aż tak daleko. "Już miałem plan, że wbiegam na stację benzynową, aż tu nagle patrzę, jest! Toitoika. Ufff! Wbiegłem i wystrzeliłem z dwururki" - szczegółowo zdradzał kulisy swojego rekordu życiowego (niespełna 3 godziny, 15 minut) wicemistrz olimpijski. Zatem w tym roku będzie jeszcze z czego urwać.

No ale zostawmy już tę drugą, bardziej śmierdzącą stronę medalu. Bo pięknie jest też wtedy, gdy w Zakopanem wygrywa Małysz. Po Oslo ma nam powiedzieć, czy to już kropka nad i była. Ammann zresztą też. Panowie, a co z Soczi, co z nami?!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska