Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oficerski desant z AGH na miedź

Grzegorz Chmielowski
Jan Sadecki (pierwszy z lewej) często pokazywał kopalnie przedstawicielom władz, którzy interesowali się miedzią
Jan Sadecki (pierwszy z lewej) często pokazywał kopalnie przedstawicielom władz, którzy interesowali się miedzią fot. archiwum prywatne Jana Sadeckiego
O absolwentach krakowskiej uczelni, którzy budowali nowe zagłębie miedziowe, pisze Grzegorz Chmielowski

Chciałem być pilotem! - przekonuje dr inż. Jan Sadecki, który całe zawodowe życie przepracował w kopalniach rud miedzi, awansując z górniczego wyrobiska aż na fotel prezesa KGHM. A dlaczego nie spędził tego czasu za sterami samolotu? - Złożyłem po maturze podanie do szkoły lotniczej w Dęblinie, a dodatkowo do Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.

Gdy - po przejściu badań w Centralnym Ośrodku Badań Lotniczych, w Otwocku - uzyskałem wyniki kwalifikujące mnie do Dęblina, nadeszła wiadomość, że zginął mój kuzyn Piotr. Właśnie lotnik. No i rodzina nie chciała już słyszeć o moim zdawaniu do szkoły pilotów - wspomina Jan Sadecki. Została szkoła drugiego wyboru. I to z niej przyciągnął za sobą do Lubina cały zastęp młodych magistrów inżynierów górnictwa.

A dlaczego do Lubina? Pierwszy powód to legenda wielkiej miedzi, która ogarnęła na początku lat 60. szacowne mury krakowskiej AGH.

- Byliśmy pod urokiem niesamowitych wykładów prof. Bolesława Krupińskiego, eksperta od budowy kopalń i znawcy światowego górnictwa - opowiada Sadecki. To pod kierunkiem Krupińskiego tworzyła się nowa myśl w projektowaniu kopalń. Zespół wybitnych profesjonalistów - prof. R. Bromowicz, dr Jawień i prof. J. Walewski - tworzyli podstawy do tego, co później realizowano w zagłębiu miedziowym.

- Profesor zjeździł cały świat, opowiadał niesamowicie ciekawe historie o górnictwie, więc na jego wykładach było tłumnie - uśmiecha się Jan Sadecki, który poszedł za ciosem i założył na uczelni w 1963 roku Koło Naukowe Lubin. I nie bez znaczenia był tu epizod z pomaturalnych wakacji, gdy z kolegą zjechał autostopem pół Polski. A Lubin spodobał mu się szczególnie.

- Zobaczyliśmy piękne, małe miasteczko w zieleni. Nie to, co szary, brudny Górny Śląsk - wspomina autostopowicz sprzed pół wieku. A że wiedział, iż po studiach ojczyzna skieruje go do kopalni, od razu związał się z miedzią. Także poprzez stypendium, na które KGHM nie żałował pieniędzy.

- Dosłownie, bo przyjechałem tu w 1965 roku z tytułem magistra i żoną Cecylią, także absolwentką AGH, która miała nakaz pracy w Pabianicach. Ale KGHM nas nie rozdzielił. Spłacił Pabianicom stypendium i zostaliśmy na miedzi - opowiada pan Jan, który od razu został asystentem dyrektora KGHM Tadeusza Zastawnika. Tego, który stawiany jest obok odkrywcy miedzi Jana Wyżykowskiego. Bo Wyżykowski odkrył złoża, a Zastawnik potrafił zbudować kopalnie i huty, by to bogactwo spożytkować.

Sadecki nie ukrywa, iż znalazł się blisko legendy polskiej miedzi dzięki temu, że spotkali się w Krakowie.

- W klubie Pod Jaszczurami, gdzie Koło Lubin zorganizowało spotkanie, szefa KGHM odebraliśmy jako misjonarza nowoczesności. Wszystkich zaskoczył wizją i rozmachem górnictwa miedziowego, choć dopiero budowano szyby - wspomina Sadecki. - To, co usłyszeliśmy, współgrało z duchem nowoczesności w wykładach prof. Krupińskiego.
Najpierw był hotel D-21. Potem Sadeccy zamieszkali na osiedlu awaryjnym w Lubinie. Typowa droga większości z tych, co przyjechali na miedź. A za nimi do Lubina pociągnęło niemal całe Koło Lubin i wielu innych młodych inżynierów z AGH, którzy już na stażach szykowali się do miedziowego desantu.

Mieczysław Wierzchoń, Kazimierz Mrozek, Andrzej Januchta, Kazimierz Gajda, Władysław Szczotka, Jan Dąbski, Zbigniew Naporowski, Kazimierz Krasiczyński, Jerzy Markowski z żoną Stanisławą Markowską, Ryszard Kondracki, Ireneusz Sztuń, Maria Kopeć-Longa, Jan Kopeć...
Sadecki wymienia nazwiska kolegów. Mógłby tę listę wydłużać o dziesiątki nazwisk, a do każdego dodać jeszcze jakąś historię.

Jakim to świetnym studentem był Kaziu Mrozek, z Januchtą dyrektorowali potem razem na Rud-nej, Naporowski z Krasiczyńskim woleli wielkie miasto, bo z Krakowa dojechali tylko do Wrocławia i tam zostali w Cuprum. Kopciowie razem z jego żoną trafili do Zakładu Doświadczalnego KGHM. Większość od razu do budowanej kopalni, do szybu, do ruchu zakładu: Wierzchoń, Szczotka, Dąbski, Gałajda, Januchta... Oficerowie produkcji - mówiono o nich.

Sadecki znał kombinat i kombinat znał jego. Bo za biurkiem asystenta Zastawnika posiedział tylko rok, na stażu. Potem uczył się górnictwa w kopalni Lena, w ekipie, która miała rozpocząć, po wybudowaniu szybów, eksploatację rudy w pierwszej kopalni KGHM - ZG Lubin. Firma nosiła nazwę Samodzielny Oddział Wykonawstwa Inwestycyjnego.

Dyrektorem był mgr inż. Wiesław Trzak, a Sadecki - sztygarem zmianowym, potem kierownikiem oddziału. W 1968 SOWI weszło już w skład ZG Lubin. - No i przejęliśmy od Zakładu Doświadczalnego organizowany oddział wydobywczy wyposażony w nowoczesne maszyny. Nam lepiej to wychodziło! - wspomina tę rywalizację.

Kraj czekał na miedź, górnicy bili rekordy drążenia chodników, ilości urobku. Gazety rozpisywały się o bohaterach zagłębia.

- Ciężko było, bo były ograniczone możliwości dostarczania pod ziemię potrzebnych ilości świeżego powietrza. Nie było jeszcze połączenia między szybami. Ogromna wilgotność. Po dwóch godzinach pracy człowiek chodził jak pijany. Gdy usiadł, to zasypiał. A jak wyjechał na górę i powiało zimnem, to choroba atakowała.

Wypadki? - O dziwo, nie było ich tyle, co później, gdy rozbudowano kopalnie, sprowadzono na dół setki maszyn i tysiące ludzi. Zwłaszcza niedobry był początek lat 70. - porównuje Sadecki.
Z AGH zjechało kilkudziesięciu absolwentów znających barbórkowe zwyczaje z węgla, gdzie mieli praktyki. No i zaczęli uczyć miedź barbórkowej karczmy, a był to rok 1965.

Marian Bochenek i Kazimierz Gałajda byli w tej sztuce pierwszymi. Lis Major, skok przez skórę i rusza karczma. Ale Dionizy Grzanka, prezes karczmy, nie był zachwycony jej obrzędowością, skoro co chwila słyszał: "Dyziu, na dupę siad!" od ministra Kuczmy, którego w stanie piwnego zmęczenia w prezydium posadzono.
Sadecki szedł w górę. Od sztygara zmianowego, przez kierownika robót na Lubinie Zachodnim, do zawiadowcy kopalni i dyrektora technicznego. Wtedy Zenon Słowiński zabrał go z Lubina do nowej kopalni, Rudna, na swojego zastępcę. Gdy Słowiński został wiceministrem przemysłu ciężkiego, Sadecki objął stanowisko dyrektora Rudnej.

- Krótko to moje dyrektorowanie trwało, bo wybuchł stan wojenny i 16 grudnia pułkownicy zdjęli mnie ze stanowiska - wspomina. - Ja i całe kierownictwo ZG Rudna byliśmy członkami Solidarności, nie mogło to budzić zachwytu! Okazało się, że moja obecność w zagłębiu miedziowym jest wielce szkodliwa. Mogłem podjąć pracę we Wrocławiu.

Miał już tytuł doktora, ale to wystarczyło na stanowisko laboranta we wrocławskim Cuprum KGHM. Poratowali go koledzy z Politechniki Wrocławskiej, gdzie pracował jako wykładowca. Rok 1990 i znów rewolucja. Staje do konkursu na dyrektora generalnego KGHM i wygrywa.

Rok 1991, kolejna rewolucja. 11 września KGHM staje się spółką Skarbu Państwa. To już Polska Miedź SA, a Sadecki jest jej pierwszym prezesem. Ale nadchodzi maj 1992 r., rozpoczynają się boje o koncepcję prywatyzacji. "Warszawce" nie było po drodze z Sadeckim. Odchodzi, jak w 1981 r., bez szans na konkretną pracę. Dopiero później zostaje szefem przedstawicielstwa KGHM w Pradze.

- Nie miałem szczęścia, zawsze, gdy pełniłem ważne stanowiska, dopadały mnie jakieś rewolucje. Choć jestem zadowolony z tego niezbyt długiego prezesowania. Zrobiliśmy wiele znaczącego i dobrego dla zagłębia miedziowego. Odebraliśmy Warszawie handel miedzią, tworząc własną firmę Metraco, zdecydowałem o budowie Wydziału Metali Szlachetnych w hucie Głogów i budowie instalacji Solinox w hucie Legnica. Z pomocą Banku Handlowego utworzyliśmy własny Cuprum Bank.

Szkoda tylko, że moim następcom zabrakło wyobraźni i nie wykorzystali szansy pomnażania pieniędzy. To dobrze funkcjonuje i przynosi znaczne korzyści naszej wspaniałej firmie! - cieszy się Jan Sadecki. Dziś, na emeryturze, mieszkaniec Jeleniej Góry.

Z kalendarium Polskiej Miedzi
Rok 1964 styczeń - Jan Wyżykowski zakończył prace nad planem poszukiwania miedzi na terenie północ-no-wschodniej części złoża.

26 IV - pierwszy w zagłębiu szyb L III (kop. Lubin) otrzymał imię "Bolesław", dla upamiętnienia Bolesława Sztukowskiego, naczelnego inżyniera Przedsiębiorstwa Budowy Kopalń.

maj - rozpoczęła się rozbudowa Fabryki Kwasu Siarkowego w legnickiej hucie, budowa Zakładu Badawczo-Rozwojowego Hutnictwa Miedzi i Legmetu.

18 VI - w zagłębiu pracuje 25 przedsiębiorstw, zatrudniają 5641 osób.
30 VIII - na os. Staszica w Lubinie przekazano do użytku pierwszy blok mieszkalny (150 izb).
1 IX - ruszyła nauka w Technikum Górnictwa Rud i Zasadniczej Szkole Górniczej w Lubinie.
Oprac. CH

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska