Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odwaga ma nazwisko i woli dobro

Agata Grzelińska
W dobie "fejsbuków, tłiterów, łocapów" i innych portali społecznościowych każdego z nas może dotknąć tak zwany hejt, czyli przekładając na język polski: nienawiść albo zwykłe chamstwo. Obrzucanie ludzi błotem odbywa się dziś przeważnie w internecie i oczywiście jest anonimowe.

Jedni są na to bardziej odporni, inni mniej. Dla tych mniej odpornych mam jeden wypróbowany sposób. Najpierw zastanówcie się, co Was boli bardziej: krytyka (czyli coś wartościowego, czyli jednak ukłon wobec przeciwnika) ze strony jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego frustrata, którego nigdy nie widzieliście i daj Boże, nie zobaczycie, czy ze strony kogoś bliskiego, kto jest dla Was ważny? Jeśli do tego przypomnicie sobie jedną ze słynniejszych maksym filozofów języka o tym, że nienazwane nie istnieje, to sprawa wydaje się dość prosta i oczywista. Ktoś, kto nie ma imienia i nazwiska, a więc nie został nazwany - nieważne, czy przez nas, czy przez samego siebie - według tej teorii nie istnieje. Czym się zatem przejmować?

Celowo wspomniałam o krytyce, a nie o steku wyzwisk, bo po pierwsze, uważam, że na pisanie o wyzwiskach szkoda czasu i miejsca w gazecie, a po drugie, krytyka to mimo wszystko zjawisko pozytywne. Nawet więcej, budujące, choć często trudne i bolesne, ale niezbędne, jeśli chcemy się rozwijać. Niepoddawani żadnej krytyce możemy szybko uwierzyć we własną boskość, a spadanie z samej góry będzie zabójcze. Upadek samozwańczego boga jest nieunikniony, bo zawsze znajdzie się ktoś niepoinformowany o boskości swego rozmówcy.

Krytyka pomaga pisać lepsze teksty, komponować lepszą muzykę, kręcić lepsze filmy. Pozwala odnajdować właściwą drogę, korygować nieuświadamiane błędy. Wyobrażacie sobie nauczyciela, który nie poprawia błędów?

Oczywiście nie jest łatwo mówić ludziom trudne rzeczy, ale czasem trzeba to robić. Rzecz tylko w tym, jak się to robi. Nie wiem, czy się zgodzicie, ale proponuję, byśmy liczyli się z krytyką tylko wtedy, gdy wiemy, kto do nas mówi, pisze, dzwoni. Z zasady nie przejmujmy się anonimowymi wpisami, listami czy telefonami. Nawet jeśli wydawać by się mogło, że zawierają coś sensownego. Jeśli nienazwane nie istnieje, to nie możemy brać sobie do serca czegoś, czego nie ma. No, chyba że chcemy się wybrać do psychiatry. Ale oni mają co robić, więc zostawmy miejsce ludziom naprawdę potrzebującym ich pomocy.

Jeśli jeszcze nie jesteście przekonani i rozpamiętujecie jakiś nic nieznaczący wpis kogoś, kogo - przypominam - nie ma, przypomnijcie sobie coś miłego, co ostatnio usłyszeliście pod swoim adresem. Dobre słowo działa jak pewien słynny napój energetyczny - uskrzydla. Dziecko chwalone przez mamę czy tatę jest szczęśliwsze, pracownik doceniony przez szefa chętnie da z siebie więcej niż musi, zakochani, gdy widzą zachwyt w oczach tego jedynego czy tej jedynej, rozkwitają. Pewnie, że nie jest to żadne odkrycie i może nawet lekko trąci banałem, ale jest wiosna, zbliżają się święta wielkanocne, które przypominają, że Życie zwyciężyło śmierć, więc pomyślmy o innych trochę jaśniej. Powiedzmy im coś, co niesie nadzieję i pomaga spojrzeć w górę, a nie co wbija w ziemię.

Niedawno zadzwonił do mnie pewien czytelnik, by powiedzieć, co myśli o moich felietonach. Co powiedział, zachowam dla siebie, ale przedstawił się. Rozmawialiśmy więc i przyznałam mu się, że chodzi mi ostatnio po głowie myśl, że odwaga ma nazwisko. A on rozbawiony stwierdził, że nie jest odważny. - Po prostu mam imię i nazwisko - dodał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska