MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Oburzeni nie pójdą pod giełdę i pałac prezydenta lub na krakowskie Błonia

Janusz Michalczyk
Paweł Relikowski
"Nawet Bóg nienawidzi Wall Street" - taki napis widnieje na jednym z transparentów, jakie grupa rozgoryczonych obywateli USA przyniosła pod siedzibę amerykańskiej giełdy, będącej dla całego świata symbolem kapitalizmu.

Łatwo zrozumieć te emocje, po tym jak kryzys, do którego doprowadziły szalone spekulacje finansowe, zabrał tysiącom Amerykanów pracę i domy. W dodatku rząd pomógł bankowcom w tarapatach, a zwykłym ludziom nie miał nic do zaoferowania.

Trudno sobie wyobrazić w laickiej, zachodniej Europie taki transparent, ale jak wiadomo, Amerykanie mieszają Boga do wszystkiego. Ten z transparentu nie jest raczej miłosiernym Bogiem katolików, dlatego nie należy w tej sprawie oczekiwać oficjalnego stanowiska Watykanu, pomijając już wszelkie teologiczne zawiłości.

Ludzie chcą zrozumieć skomplikowaną rzeczywistość, a jeśli dzieje się coś złego - szukają winnych, dlatego karierę robi w USA nowe słowo: bankster, które stanowi oczywiście połączenie bankiera i gangstera. Oczywiście, niczego nie załatwi zaliczenie hurtem do grona potępionych, smażących się w piekle, pracowników banków oraz instytucji obracających na giełdzie akcjami, obligacjami i przeróżnymi dziwacznymi instrumentami finansowymi. Nawet najbardziej wściekły Amerykanin nie zaproponuje likwidacji wszystkich giełd i banków, bo zapanowałby potworny chaos.

W Europie od wielu miesięcy rośnie w siłę ruch Oburzonych. Zaczęło się od protestów hiszpańskiej młodzieży, która z powodu bezrobocia i drożyzny nie widzi dla siebie perspektyw życiowych, a ostatnio namioty pojawiły się w Brukseli. Na 15 października zapowiadane są manifestacje w 400 miastach i 45 krajach. Nawet jeśli protest przybierze skromniejsze rozmiary, to nie ulega wątpliwości, że Europa weszła w fazę niepokojów i nie ma takiego mądrego, który by powiedział, do czego to nas doprowadzi.
Znany w Polsce hiszpański pisarz Eduardo Mendoza twierdzi, że starsze pokolenie zawiodło, więc powinno zabrać manatki i oddać władzę młodym, ale - jak wszystkie proste recepty - ta również wydaje się niewykonalna. Dopóki Oburzeni są łagodni jak baranki, rządy nie mają specjalnych powodów do obaw, lecz w każdej chwili sytuacja może się wymknąć spod kontroli, jak np. parę tygodni temu w Wielkiej Brytanii.

Nie ulega wątpliwości, że gdy już polscy politycy posprzątają po niedzielnych wyborach i sklecą nowy rząd, to będzie on miał twardy orzech do zgryzienia. Dotychczas radziliśmy sobie zaskakująco dobrze, ale wszyscy poważni ekonomiści zapowiadają w 2012 roku kłopoty, więc i u nas mogą pojawić się Oburzeni. Z całym szacunkiem dla warszawskiej giełdy, pod nią raczej nie staną namioty. Zadymy przed pałacem prezydenta wynikały z innego rodzaju oburzenia, więc to miejsce jest w jakimś sensie spalone. Do masowej akcji świetnie nadają się krakowskie Błonia z widokiem na Wawel, ale tam pasły się ostatnio owce i barany, zatem skojarzenia mogą być nieciekawe.

Nawet jeśli zatem i u nas pojawią się Oburzeni, to trudno spodziewać się po Polakach, że będą znów obalać ustrój, skoro poprzedni przewrócili zaledwie 22 lata temu. Nawet my nie jesteśmy tak szaleni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska