Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Niewidzialna ręka to także ty” - niech ta moda na pomaganie nie przeminie. Także na co dzień...

Robert Migdał
Robert Migdał - redaktor
Robert Migdał - redaktor archiwum Polska Press Grupa
W czasach Polski Ludowej szaloną popularnością cieszył się program telewizyjny „Niewidzialna ręka”. Pomysł był prosty: polegał na zachęceniu młodych ludzi (głównie harcerzy) do bezinteresownego pomagania innym. Trzeba było być uczynnym w taki sposób, żeby obdarowana przez nas osoba nie wiedziała, kto jej pomógł. Stąd „niewidzialna ręka” - jej odcisk na kartce papieru, namalowany na ścianie kredą lub węglem musiał być pozostawiony w miejscu, gdzie młody człowiek (lub grupa młodzieży) zaangażował/ła się swoją pracą, np. w pomaganie osobom starszym i chorym w skopaniu ogródka, zrzuceniu węgla do piwnicy, posprzątaniu podwórka, zebraniu owoców w sadzie itp.

Dzięki „niewidzialnej...” młodzi ludzie czuli się lepszymi (zrobili coś dla drugiego człowieka, i to za nic, bo nie było nawet „dziękuję”). Poza wszystkim to pomaganie było też świetną zabawą - młodzież działała niczym tajni agenci, pisali do telewizyjnego programu raporty ze swoich dobrych uczynków, które były później prezentowane w TV. Pożyteczna zabawa. I wiele dobrego uczyniła. Gdy oglądam dzisiaj telewizję, brakuje mi takiego programu, jaki TVP emitowała w latach 70. XX wieku. Wiem, wiem. Siermiężny był, miejscami sztuczny, ale niósł w sobie jakieś wartości, promował altruizm. A dzisiejsze szoł dla młodych ludzi (i o młodych ludziach)? No cóż... To rozpaczliwe wołanie matek nieporadnych chłopców: „Kto poślubi mojego syna?”, impreza, alkohol, seks i rzucanie mięsem („Ekipa z Warszawy”) czy też „Top Model” (panie i panowie marzący o roli wieszaków dla ubrań, pełni poświęcenia - dadzą się nawet nago sfotografować, robaka zjedzą...)

Na szczęście chęć niesienia pomocy drugiemu człowiekowi ciągle jest żywa. Pewnie to rola dobrego wychowania, wartości, które się z rodzinnego domu wyniosło, i pracy, jaką wnoszą do życia młodzieży nauczyciele w szkołach (których wielka rola w kształtowaniu młodego człowieka nie jest nadal dostatecznie doceniana). Nie bez znaczenia w kształtowaniu proludzkich, prospołecznych zachowań mają też znani i lubiani - z TV czy okładek pism - którzy swoim mądrym przykładem pokazują: „Ja pomagam, pomóż i ty. Też możesz. Też powinieneś”. W tym miejscu wielkie ukłony dla pani Martyny Wojciechowskiej, dziennikarki, podróżniczki, która od lat jest bardzo mocno zaangażowana w pomoc dla chorych dzieci z Wrocławia, w budowę kliniki „Przylądek Nadziei”, a ostatnio w akcję „Cześć jak czapka” (zachęcam do zaglądnięcia na stronę internetową Fundacji „Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową”).

Tak piszę o tym pomaganiu, bo w internecie krąży apel. Oto jego fragment: „Pełni wdzięczności poszukujemy dwóch młodych mężczyzn, którzy w sobotę we Wrocławiu na ulicy Ślicznej około godziny 15.30, jadąc samochodem, zauważyli dym wydobywający się z okna mieszkania na 10. piętrze. Zatrzymali się, nie wiemy jak dostali się na górę, zawiadamiali lokatorów, żeby uciekali, wyciągnęli z palącego się mieszkania nieprzytomnego człowieka i pomagali innym opuszczać ich mieszkania. Próbowaliśmy usilnie ich odnaleźć w ogólnym zamieszaniu pod blokiem. Niestety, żadna ze służb nie była w stanie nam pomoc. (...) Mamy nadzieję, że Nasi Wybawcy są cali i zdrowi i chcemy im bardzo gorąco podziękować za to, co zrobili. Wdzięczni mieszkańcy”. Miłe, prawda? Warto pomagać, też bezinteresownie, z potrzeby serca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska