Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieudany debiut Ewy Stankiewicz

Marta Wróbel
Główni bohaterowie filmu: Wojciech Zieliński (Łukasz) i Agnieszka Grochowska (Joanna)
Główni bohaterowie filmu: Wojciech Zieliński (Łukasz) i Agnieszka Grochowska (Joanna) materiały Lancelot Media
"Zawsze jest jakieś wyjście, trzeba tylko je w porę zauważyć" - mówi bohaterka "Nie opuszczaj mnie" Joanna (Agnieszka Grochowska), mijając nad ranem pięknie oświetloną Operę Wrocławską. Po obejrzeniu debiutanckiej fabuły wrocławianki Ewy Stankiewicz wydaje się, że to zdanie, które wypowiada kobieta, jest kiepskim żartem.

Po projekcji "Nie opuszczaj mnie" - historii dwojga młodych ludzi, którzy zmagają się ze śmiercią bliskich osób i których losy splatają się na szpitalnym korytarzu, widz nie będzie miał w sobie nadziei. Ani na lepsze jutro, ani na ulgę w cierpieniu, na ludzkie dobro, ani na świetlaną przyszłość rodzimego kina. Zostanie w nim za to poczucie chaosu, niechęć do przerysowanych postaci, groteskowego patetyzmu i polskiej służby zdrowia, w której wszyscy jak jeden mąż są źli, obojętni lub pokazani w krzywym zwierciadle. We mnie pozostało także zdziwienie, jakim cudem udało mi się dotrwać do końca seansu.

Dobrze się jednak dzieje, że film w końcu wchodzi do dystrybucji w całej Polsce (oficjalnie od tego piątku), choćby dlatego, żeby widz mógł się przekonać, czy obraz wart był kontrowersji, jakie wzbudził podczas ubiegłorocznego festiwalu w Gdyni. Przy okazji pokazywania "Nie opuszczaj mnie" w festiwalowym konkursie, w prasie rozgorzała dyskusja na temat tego, czy firma Gutek Film wycofała się z dystrybucji obrazu z powodu zamieszania, jakie miało miejsce po emisji kontrowersyjnego dokumentu Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego "Solidarni 2010". Roman Gutek zaprzeczał, jakoby decyzję podjął z powodów politycznych. A nakręcone w 2009 r. "Nie opuszczaj mnie", trafiło na rok do szuflady. Wydaje się, że zamieszanie nie miało wiele wspólnego z fabułą filmu, raczej z jego reżyserką i scenarzystką w jednej osobie, nie zmienia to jednak faktu, że podgrzało atmosferę wokół fabuły.

Akcja dramatu rozgrywa się we Wrocławiu. Żyjąca w pędzie dziennikarka nagle dowiaduje się, że jej mama (Grażyna Barszczewska) jest chora na raka i zostało jej kilka dni życia. W tym samym czasie zakonnik Łukasz (Wojciech Zieliński), który właśnie przeżywa kryzys wiary, spotyka w szpitalu swojego dawnego trenera koszykówki Jowisza (Daniel Olbrychski). Umierający mężczyzna jest opryskliwy i nie może pogodzić się ze swoją chorobą. Joanna i Łukasz są spragnieni uczucia, ale zagubieni i emocjonalnie rozedrgani. Chaos i rozedrganie towarzyszą zresztą prawie każdej scenie z filmu. Joanna krzyczy, miota się, bije lekarza, który nie chce podać jej matce brakującej wciąż krwi. Szpital przypomina trochę złowrogi labirynt urzędu, w którym znalazł się Kafkowski Józef K. Wszyscy lekarze (jeden z nich próbuje zgwałcić Joannę po tym, jak ta okłada go kijem) i pielęgniarki są bezduszni. Jest krew, przemoc i wina za grzechy. Jest też cała galeria postaci na drugim planie, od prostytutek po koleżankę głównej bohaterki. A wszystko to podane na ekstremalnym poziomie emocji.

O ile cały film jest nieudany, o tyle warto zwrócić uwagę na bardzo dobre aktorstwo (także wrocławian Marcina Czarnika i Wiesława Cichego, którzy pojawili się w epizodach), świetne zdjęcia Piotra Niemyjskiego i muzykę Tomasza Gwicińskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska