Po projekcji "Nie opuszczaj mnie" - historii dwojga młodych ludzi, którzy zmagają się ze śmiercią bliskich osób i których losy splatają się na szpitalnym korytarzu, widz nie będzie miał w sobie nadziei. Ani na lepsze jutro, ani na ulgę w cierpieniu, na ludzkie dobro, ani na świetlaną przyszłość rodzimego kina. Zostanie w nim za to poczucie chaosu, niechęć do przerysowanych postaci, groteskowego patetyzmu i polskiej służby zdrowia, w której wszyscy jak jeden mąż są źli, obojętni lub pokazani w krzywym zwierciadle. We mnie pozostało także zdziwienie, jakim cudem udało mi się dotrwać do końca seansu.
Dobrze się jednak dzieje, że film w końcu wchodzi do dystrybucji w całej Polsce (oficjalnie od tego piątku), choćby dlatego, żeby widz mógł się przekonać, czy obraz wart był kontrowersji, jakie wzbudził podczas ubiegłorocznego festiwalu w Gdyni. Przy okazji pokazywania "Nie opuszczaj mnie" w festiwalowym konkursie, w prasie rozgorzała dyskusja na temat tego, czy firma Gutek Film wycofała się z dystrybucji obrazu z powodu zamieszania, jakie miało miejsce po emisji kontrowersyjnego dokumentu Ewy Stankiewicz i Jana Pospieszalskiego "Solidarni 2010". Roman Gutek zaprzeczał, jakoby decyzję podjął z powodów politycznych. A nakręcone w 2009 r. "Nie opuszczaj mnie", trafiło na rok do szuflady. Wydaje się, że zamieszanie nie miało wiele wspólnego z fabułą filmu, raczej z jego reżyserką i scenarzystką w jednej osobie, nie zmienia to jednak faktu, że podgrzało atmosferę wokół fabuły.
Akcja dramatu rozgrywa się we Wrocławiu. Żyjąca w pędzie dziennikarka nagle dowiaduje się, że jej mama (Grażyna Barszczewska) jest chora na raka i zostało jej kilka dni życia. W tym samym czasie zakonnik Łukasz (Wojciech Zieliński), który właśnie przeżywa kryzys wiary, spotyka w szpitalu swojego dawnego trenera koszykówki Jowisza (Daniel Olbrychski). Umierający mężczyzna jest opryskliwy i nie może pogodzić się ze swoją chorobą. Joanna i Łukasz są spragnieni uczucia, ale zagubieni i emocjonalnie rozedrgani. Chaos i rozedrganie towarzyszą zresztą prawie każdej scenie z filmu. Joanna krzyczy, miota się, bije lekarza, który nie chce podać jej matce brakującej wciąż krwi. Szpital przypomina trochę złowrogi labirynt urzędu, w którym znalazł się Kafkowski Józef K. Wszyscy lekarze (jeden z nich próbuje zgwałcić Joannę po tym, jak ta okłada go kijem) i pielęgniarki są bezduszni. Jest krew, przemoc i wina za grzechy. Jest też cała galeria postaci na drugim planie, od prostytutek po koleżankę głównej bohaterki. A wszystko to podane na ekstremalnym poziomie emocji.
O ile cały film jest nieudany, o tyle warto zwrócić uwagę na bardzo dobre aktorstwo (także wrocławian Marcina Czarnika i Wiesława Cichego, którzy pojawili się w epizodach), świetne zdjęcia Piotra Niemyjskiego i muzykę Tomasza Gwicińskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?