Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niesamowite oklice Guilin

Katarzyna Mroczkowska
Paweł Relikowski
Nie dziwie się, że turyści masowo ciągną do Guilin. W Chinach to miasteczko, chociaż liczy 740 tys. mieszkańców. Hm, Wrocław miasteczkiem?

Tarasy ryżowe

Więc miasteczko Guilin ma ogromnego asa w rękawie. Przepiękne okoliczności przyrody w jakich się znajduje. Najpopularniejszy obrazek stąd stanowi rzeka płynąca miedzy owalnymi górami. Co rusz zza zabudowań wyłaniają się charakterystyczne wzniesienia. Nowo przybyli nie mogą się napatrzeć. A to dopiero namiastka. Podoba mi się. Bardzo. Stawiamy na zwiedzanie okolicy.

Transportem lokalnym wybieramy się na dwudniowa wycieczkę. Chcemy zobaczyć tarasy ryżowe. Rzecz polecona przez Chinkę z pociągu. Najpierw tłuczemy się 2,5h do Longsheng. Przez calą drogę jadę z oczami wlepionymi w mijane krajobrazy. Świetna trasa.

Z Longsheng jedziemy do wioski Dazhai. Robi się jeszcze piękniej. Wąska droga prowadzi górskim urwiskiem wysoko nad strumieniem. I tak przez ponad godzinę. Podróż mija błyskawicznie naznaczona regionalnym kolorytem. Kończy się na dużym parkingu na terenie Tarasów Ryżowych Grzbietu Smoka (Dragon's Backbone Rice Terraces). Dalej tylko piechotą.

Podążamy za miejscowym, który oferuje nam niedrogi nocleg. Sprawdzimy. Po pięciu minutach wyłaniają się. One. Wzniesienia opatulone stopniowanymi poletkami. Ryżowe schody. W blasku zachodzącego prezentują się zachwycająco. Pierwsza myśl jaka przychodzi mi do głowy: "Grzechem jest mieszkać w tak cudownym zakątku". Zostajemy na noc w proponowanym guest housie szumnie nazywanym hotelem. Położony na zboczu oferował nam fantastyczny widok z okna. A serenady owadów kryjących się w zielonym gąszczu umilały wieczorna kontemplacje. Prawdziwa sielanka. W końcu z dala od wielkomiejskiego zgiełku.

Kobiety Yao noszą tradycyjne stroje. Nie ścinają włosów i plotą je w skomplikowany kok

Trekking z wioski Dazhai do Pingian nie doszedł do skutku ze względu na padający co chwile deszcz. Wyruszamy więc na spacer po okolicy. Pniemy się w górę po wąskiej, kamienistej ścieżce. Przyglądam się drewnianym, jakby ruderowatym chatom. Są urocze. Jak one stoją na tych kilku palach i nie obsuwają się w dół?

Mijam niezwykle serdeczne kobiety mniejszości Yao. Za każdym razem miejscowe "nicha", czyli "hallo". I uśmiech. Kobiety Yao noszą tradycyjne stroje. Nie ścinają włosów i plotą je w skomplikowany kok. Na plecach dźwigają wiklinowe kosze sporych rozmiarów. Plecak tyle, ze starszego typu.

Przed domami toczy się codzienne życie. Gotowanie w kociołku, haftowanie, pilnowanie dzieci. Ktoś obrabia zwierzęcą skórę i dzieli części nieszczęśnika. To akurat nie było przyjemne. Gdzie indziej konie taszczą towar pod górę.
Za zabudowaniami, jeszcze wyżej zaczynają się ryżowe tarasy. Z wąskich, nawodnionych poletek wyrasta ryz. Wygląda jak zboże w Polsce podtopione po silnych opadach. Gdzieniegdzie tubylcy schowani za szerokimi rondami wiklinowych kapeluszy dbają o uprawę. Skuleni w kucki dłubią coś w ziemi. A raczej w błocie. W pewnym momencie z naprzeciwka pełznie wąż wygięty w literkę "s". Aaaa. I szybki, aczkolwiek krótki odwrót. Na szczęście "olbrzym" zboczył ze ścieżki. Nie była to anakonda, ale spotkanie z chińskim wężem robi wrażenie.

Smoków nie widziałam. Im wyżej tym rozleglej. Niesamowicie prezentują się okoliczne wzniesienia i wioska w dolinie. Tylko usiąść i chłonąć. I nie ma to jak polska zupka chińska "ser w ziołach" zaserwowany w blaszanym kubku na popękanym, betonowym tarasie z tarasami ryżowymi w tle. Mała rzecz a cieszy.

Yangshuo

Powrót z Dragon's Backbone Rice Terraces do Guilin tylko na jedna noc. Po to, aby rano przemieścić się do turystycznej mekki - Yangshuo. Poranek przeciąga się do południa. Przecież mam wakacje.

Pakujemy się do lokalnego autobusu. Jednak tym połączeniem rządzą inne reguły. Trzeba mieć bilet kupiony w kasie dworca z miejscem siedzącym. Ups. Wyprowadzka. Wyciągamy z tylu pojazdu nasze z trudem zawleczone, 65 litrowe plecaki. Kinowa scenka. Autobus odjeżdża, a my zostajemy na przystanku ubawione cala sytuacja. Białasy w Chinach.

Yangshuo to wioska z 340 tys. mieszkańców. Mam wrażenie, że istnieje tylko i wyłącznie dla przyjezdnych

Łapiemy się na następny kurs 20 minut później. Yangshuo to wioska z 340 tys. mieszkańców. Mam wrażenie, że istnieje tylko i wyłącznie dla przyjezdnych. Krupówki w tym momencie wydaja się prowincją. Centrum stanowi jeden wielki bazar z najróżniejszymi pamiątkami. Nie trudno się domyślić co głównie robiłyśmy... Niestety najczęściej kończyło się na oglądaniu, bo ceny stosunkowo wysokie, a sprzedawcy niechętni do długiego targowania. Zmanierowani.

Dałyśmy się namówić na wycieczkę z przewodniczka. Crazy Women. Jednego załatwiłyśmy kilka atrakcji. Bardzo fajny dzień. Najpierw przejażdżka rowerami po wiejskich traktach. Pola ryżu, orzeszków ziemnych, lotosu, drzewka pomarańczowe i z pomelo. Dookoła jajowate, charakterystyczne góry. Bajka. Następnie spływ bambusowa tratwa. Dwuosobowa plus sterujący.

Ponad godzinny relaks na Yulong River w otoczeniu urzekającej przyrody. Niestety nie kiedy robiło się tłoczno, bo na rzece można kupić to i owo (głownie do spożycia) czy też otrzymać pamiątkowe zdjęcie ze spływu wodospadem. Biznes się kreci. No i inni "relaksujący się". Chiny. Wszędzie gęsto. Obiad w ulicznej knajpce dla krajowców. Oczywiście ryżowe noodle. I trochę przesadziłam z chili. Wyśmienite, ale pikantne. Pić!
Kolejny cel - jaskinia wodna. Wpływa się łódką przez metrowej wysokości szczelinę. W środku zwiedzanie i kąpiele. Wodospadzik, mini pływalnia, zabawa w błocie i gorące źródła. Ciekawe miejsce. Aczkolwiek zupełnie można się bez niego obejść.

Powrót do Yangshsuo bocznymi drogami z chylącym się ku zachodowi słońcem na horyzoncie. Ładne światło dodaje jeszcze większego uroku pejzażom. Odbija się w polach ryżowych, które nabierają jeszcze zieleńszej barwy. Masywne bawoły pasa się przytrzymywane przez swoich właścicieli. Rozpływam się pod wpływem napotkanych obrazów. Kilka dni w prowincji Guanxi szybko mija.

Myślę, ze do tej pory to najciekawsze i dające najwięcej satysfakcji miejsce w trakcie tej wyprawy. Nareszcie mogłam uciec chociaż na chwile od wielkiego miasta, hałasu, brudu i cieszyć się natura.

Wycieczka do Hong Kongu

Plan przedstawiał się prosto. Z Yangshuo do Shenzen, piechotą do granicy i kolejka do centrum. Teoretycznie tak było. Jedynie zajęło trochę więcej czasu. Lekko znudzone pociągami zmieniamy środek transportu. Zachciało się czegoś nowego. Wybieramy autobus nocny z miejscami leżącymi. Interesująca perspektywa. W środku trzy rzędy i dwa poziomy. Łózka dostosowane do chińskich rozmiarów. Zawsze to lepiej leżeć w ciasnocie niż siedzieć z nogami na uszach. Po urządzeniu się jest całkiem wygodnie. Bez większych problemów przesypiam cala noc. Rano wysiadka w Shenzen.

Nikt z napotkanych nie potrafi odczytać mapy i wskazać nam drogi. Norma w Państwie Środka

Z zapoznanym Kanadyjczykiem o imieniu Scooter próbujemy odnaleźć właściwy kierunek do przejścia granicznego. Zostajemy źle pokierowani. Błądzimy obładowane ciężkimi plecakami. Scooter też przyjechał na miesiąc, ale jego bagaż waży maksymalnie 10 kg. Kobiety.

Nikt z napotkanych nie potrafi odczytać mapy i wskazać nam drogi. Norma w Państwie Środka. Dopiero młody Chińczyk na przystanku ratuje nasze nogi i plecy. Pofatygował się i pomógł znaleźć odpowiedni autobus, który długo nas wiózł przez miasto do dworca kolejowego. Stamtąd dwa kroki do granicy. Oczywiście musiałyśmy pomylić chociaż raz strzałki.

Ostatnie chińskie lody z czerwona fasolka i czekolada. Trochę formalności i jestem w Hong Kongu. Na dachu budynków powiewają dwie flagi. Chińska i czerwona z białym kwiatem. Kolejka miejska docieramy do stacji Tsim Sha Tsui East na Kowloon. Wędrówka podziemiami i wyłaniamy się w samym środku hongkońskiego zamieszania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska