Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie bójmy się świąt. Spotkanie z rodziną to nie wyrok, ale krewetka to nie jest kuzynka karpia

Arkadiusz Franas
No i znów mamy Święta! W wersji pisanej trzeba się domyślać, czy autor tego wyznania się cieszy, czy raczej niekoniecznie. A może jedynie wzdycha i nadyma. Bo z każdej strony słychać utyskiwania, że te święta to tyle roboty, tyle trzeba się nagotować, nasprzątać, namyć okien. Kiedyś to jeszcze niektórzy dodawali... i wykąpać, ale na szczęście ta czynność stała się codziennością, dla większości mam nadzieję, a nie tylko sporadycznym zabiegiem pielęgnacyjnym. Więc ja spieszę z wyjaśnieniem, że moje wyznanie to czysta radość i wręcz dziecięca egzaltacja.

Po pierwsze, nie boję się spotkań rodzinnych, bo moją rodzinę po prostu lubię, wręcz kocham. Wyrazy sympatii dotyczą również współmieszkańców w postaci psa, kota, a nawet rybek, które wrednie codziennie wyrywają roślinki z dna, które niczym Syzyf każdego wieczoru sadzę na nowo. Poza tym wiem, co zawdzięczam moim rodzicom, żonie, córce i jeśli nawet w zalatanej codzienności nie zawsze mogę im to okazać w formie doskonałej, to łamiąc się opłatkiem, mam fantastyczną okazję, by to wreszcie nazwać. Nie boję się również spotkań z moją dalszą rodziną, bo wystarczy, że sobie pomyślę o naszych wspólnych przodkach. Na przykład o pradziadkach, którzy byli rodzeństwem, i mam już doskonały dowód na to, jak nas wiele łączy. Musi nas łączyć. Bo proszę popatrzeć na nasze dzieci. Tak nam bliskie. To co, ich wnuki mają już się mijać na ulicy jako anonimowi przechodnie? Dzieci naszych dzieci? Nie, nie... A ktoś mnie spyta, a co zrobić, jak krewny wrednym jest i zabrał srebra po babci? Szczerze? Nie wiem, moja babcia nie miała, ale czuję, że jakoś dałbym radę. Bo jak śpiewał Jerzy Połomski: "I srebro, i złoto/To nic, chodzi o to / By młodym być/ Więcej nic". Za bardzo optymistycznie? A jak? Od tego są Święta. I żeby tylko młodym być... No cóż. Kwestia samopoczucia, a nie metryki.

Apo drugie? Święta to nie najlepszy czas na rewolucje. Oczywiście, nie chodzi też o to, by cofać się do roku 1410 i przestrzegać zasad wtedy zapisanych. Tak to się nie da. Bo i Krzyżacy jacyś inni i wolę centralne ogrzewanie, zamiast ogniska na środku domu. Człowiek jest wygodny. Rzecz jednak w tym, by niekoniecznie wymieniać wszystkie potrawy na te nowocześniejsze. Sushi, zamiast śledzia, krewetka w miejsce karpia, a choinka z aluminium.

Bo Boże Narodzenie to święta tradycyjne i święto tradycji. Co to jest ta tradycja? Nikt piękniej tego nie wyjaśnił niż jeden z bohaterów kultowego filmu Stanisława Barei "Miś": "Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę. Niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza! Tradycja naszych dziejów jest warownym murem. To jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza, to jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni. A to, co dookoła powstaje od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy". Sushi i krewetek z naszego menu nie usuniemy. Nie powinniśmy nawet, choć osobiście nie przepadam, bo w XXI wieku taka krewetka jest w stanie dotrzeć w każdy zakątek świata. Ale kiedyś nie miała tak łatwo. I wtedy królował tu karp, szczupak, sandacz.

I te święta właśnie służą przypomnieniu, że kiedyś nie wszystko było takie łatwe, ale też było pięknie. "A kiedy w końcu mama prosi/ Do stołu, bo nakryte,/To jakby anioł się unosił/ Nad nami pod sufitem./ Za gardło chwyta nas wzruszenie/ I łezkę mamy w oku... / Szkoda, że Boże Narodzenie./ Jest tylko raz do roku". To Ludwik Jerzy Kern i ja się z nim zgadzam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska