Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na bohaterów popyt minął. Czyli, czemu Lech Wałęsa jest ciekawy tylko jako pijak?

Arkadiusz Franas
fot. Paweł Relikowski
Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina... Chcielibyśmy. Chciałby i premier, który agituje nas do miłości z różnych telewizorów. A chyba nigdy wcześniej nie byliśmy tak mocno podzieleni, jak teraz. "Nigdy" traktuję w kategoriach mojej własnej pamięci, która sięga połowy lat 70. ubiegłego wieku, gdy Orły Górskiego o mało co nie zostały mistrzami świata. Podobno tak było w 20-leciu międzywojennym, ale tu, niestety, jestem zdany na wspomnienia i historyków. No właśnie... Zawsze miałem ogromny szacunek do nauki i naukowców. Tylko czasami pojawia się, ale...

Ostatnio ukazała się książka "Kryptonim 333. Internowanie Lecha Wałęsy w raportach funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu", autorstwa pracowników IPN - Tomasza Kozłowskiego i Grzegorza Majchrzaka. I z tej pracy do opinii publicznej przeciekły dwa cytaty. O Annie Walentynowicz: "Jak powiedział, była dobra kiedyś, ale dalej pracować z Żydami nie mógł". Oraz o dużym pragnieniu lidera Solidarności: "W okresie internowania skonsumował samotnie lub w towarzystwie osób odwiedzających: spirytus - 2 but., wódka - 289 but., wino - 158 but., winiak i koniak - 59 but., szampan - 238 but., piwo - 1115 but.".

I co ja mam zrobić z takimi wiadomościami? Oczywiście, przeczytać całą książkę. Zamówiłem i czekam. Ale podejrzewam, że zamawiających będzie niewielu. Natomiast informacje poszły w świat. Autorzy bronią się, że ich publikacja stawia Lecha Wałęsę w dobrym świetle. No cóż. Może po przeczytaniu całości i ja dojdę do takich wniosków, ale większość Polaków będzie przekazywała sobie z ust do ust, że przez 11 miesięcy w Arłamowie legenda Solidarności wypiła 289 butelek wódki, 238 szampanów i 1115 piw. A i to, że Wałęsa nie lubił Żydów. Taka lekcja historii została udzielona Polakom. A jak do tego dołączą inne publikacje spod znaku IPN-u o jakimś nieślubnym dziecku, sikaniu do kropielnicy i oczywiście byciu agentem SB, to z bohatera narodowego powstaje obraz człowieka miałkiego.

A ja wolę pamiętać Lecha Wałęsę z tym ogromnym długopisem podpisującego Porozumienia Sierpniowe, tego z debaty z Alfredem Miodowiczem, tego, który poprowadził w 1989 roku Komitet Obywatelski do zwycięstwa w pierwszych prawie demokratycznych wyborach w powojennej Polsce. A nie jakieś 158 butelek winiaku i koniaku. Poza tym każdy dorosły człowiek wie, że pochłonięcie takiej ilości alkoholu w pojedynkę jest dość trudne. I wspomnianymi butelkami można spokojnie obdzielić kilka wesel średnich rozmiarów. No i jeszcze jedno. Dlaczego mamy bezkrytycznie wierzyć w dokumenty pozostawione przez ówczesnych pracowników BOR-u? Cały czas nam się wmawia, że milicja, Służba Bezpieczeństwa to było jedno wielkie zło, które szkalowało, fabrykowało różne dokumenty. I nagle na ich podstawie powstaje opracowanie historyczne? Czy gdyby w dokumentach BOR-u była notatka, iż Wałęsa zabawiał się w sposób lekko nieprzyzwoity z trzygłową smoczycą, to rozumiem, że w opracowaniu historycznym również by się znalazło. Albo co to za informacja, że sikał? Każdy za przeproszeniem to robi, tylko czy jest to fakt historyczny godny odnotowania? Coś mi tu śmierdzi i nie chodzi tylko o efekty zapachowe po naturalnej czynności fizjologicznej.

Nigdy nie byłem jakimś gorącym orędownikiem IPN-u. Ale wydaje mi się, że nazwa Instytut Pamięci Narodowej zobowiązuje... Dla mnie pamięć narodowa to pamięć o bohaterach. Ludziach, którzy czynili rzeczy wielkie. Jak mawiał słynny spartański wódz Leonidas: Umrze naród, w którym umarli bohaterowie. Właśnie. Ja wiem, że Lech Wałęsa czy inni fantastyczni ludzie z tamtych czasów momentami zachowują się nie jak na bohaterów przystało. Tylko im wolno trochę więcej... Oczywiście w pewnych granicach. Ale ja wolę pamiętać Władysława Frasyniuka jako tego człowieka, który zbudował struktury dolnośląskiej Solidarności. Który potrafi nawet grubym słowem skrytykować każdego polityka. Nie chcę, by użalał się na to, że musi płacić mandaty za notoryczne przekraczanie prędkości 40 kilometrów na godzinę. Dura lex, sed lex. A dla pana Frasyniuka to ja nawet ogłosiłbym permanentną amnestię na odcinku ul. Kochanowskiego we Wrocławiu, gdzie obowiązuje takie ograniczenie.

Kiedyś wspaniały wrocławski gitarzysta Alek Mrożek napisał do spółki z Andrzejem Mogielnickim dla Izabelli Trojanowskiej piosenkę "Na bohaterów popyt minął", dodając, że "zresztą brać ich nie ma już skąd". Jest skąd. Tylko nie potrafimy tego uszanować i wykorzystać. Tradycyjnie wycinamy się sami. A niech każdy ma swojego. Spierajmy się o nich, ale życzliwie. Jeden woli Wałęsę, inny Lecha Kaczyńskiego, ktoś inny Jaruzelskiego. W XIX wieku istniała słynna krakowska szkoła historyczna. Jej zwolennicy twierdzili, iż to Polacy są winni upadku Rzeczypospolitej, a wszystkie nieszczęścia, jakie na Polaków spadły, są zasłużoną przez naród pokutą. Straszne to, ale coś w tym jest. A co do bohaterów to Georg Wilhelm Friedrich Hegel kiedyś zapisał: "Dla kamerdynera nikt nie jest bohaterem… nie dlatego, by ten nie był bohaterem, lecz dlatego, iż tamten jest kamerdynerem". Bolesna to pointa, ale ma w sobie trochę prawdy. I przy tym "trochę" nie upierałbym się.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska