Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Może i jestem jak koń Pawlaka, ale nie wstydzę się wyznać: jestem Polakiem!

Arkadiusz Franas
"Czy pani wie, że jest taki kraj, w którym,gdy złodziej staje przed sądem i skazują go, on z braku argumentów krzyczy: »Jestem Polakiem!«. Czy pani wie, że jest taki kraj, który powinien mieć w herbie - zamiast orła - rozwścieczonego indyka z tubą wazeliny w szponach, na tle dwu nahajek z bielonego klozetu z serduszkiem?".

Nie, to nie moje słowa. Napisał je rodowity warszawiak, a przez chwilę i wrocławianin Marek Hłasko. A gdyby jeszcze do tego dołożyć naszą noblistkę Wisławę Szymborską z jej "Czasami mi się wydaje, że ten kraj jest chory psychicznie", to człowiek przed 11 listopada może się załamać. Są to stwierdzenia wyrwane z kontekstu i możemy na przykład założyć, że któryś z wyżej wymienionych autorów mógł się natknąć na kogoś takiego jak ja w ostatnich dniach. A natknąłem się na komentarz profesor Magdaleny Środy, która opisując protesty przeciw posyłaniu 6-latków do szkół, stwierdziła: "Bo rodzina, mimo jej wychowawczego mitu, nie wychowuje do społecznych zaangażowań czy obywatelskich cnót, lecz do prywatnego sukcesu i reprodukcji samej siebie". Czy mam współczuć pani profesor rodziny?

To kiedy zaczniemy podawać za wzór Pawkę Morozowa, który był wzorcem sowieckiego człowieka: zawsze stawiał dobro państwa nad więzami rodzinnymi? I doniósł na tatusia

Najgorsze jest to, że takie stwierdzenia przypominają mi historie kojarzone z okresem niezbyt szczęśliwym dla ludzkości, a związanym z postacią Józefa Wissarionowicza Stalina. Bo to wtedy rodzinę uznano za "podstawową formę niewolnictwa". Ja rozumiem, że tak mogą myśleć dojrzewające nastolatki, ale żeby pani profesor... To kiedy zaczniemy ponownie podawać za wzór Pawła Trofimowicza Morozowa, który w Związku Radzieckim był wzorcem sowieckiego człowieka: zawsze stawiał dobro państwa nad więzami rodzinnymi? Czyli doniósł na tatusia, który walczył z systemem totalitarnym. Czy moje skojarzenie to przesada? Jak czytam, że rodzina "nie wychowuje do społecznych zaangażowań czy obywatelskich cnót",to nie wydaje mi się, a poza tym nasuwa się pytanie: ale która?

Bo normalna właśnie po to jest. Normalna, czyli jaka? Taka, która może przed każdym posiłkiem nie czyta Norwida: "Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba/ Podnoszą z ziemi przez uszanowanie/ Dla darów Nieba.../ Tęskno mi, Panie...", ale do dziś nie marnuje się w jej domu żadna kromka. Ale i taka, która chleb zamieniła na sushi, choć do dziś w niej jest przyjęta zasada, że dzieci do rodziców nie mówią "ty", a zwracają się tylko: "Czy tatuś wie...", "Czy mamusia może mi pomóc...". Są takie rodziny, naprawdę.

CIĄG DALSZY NA 2. STRONIE [KLIKNIJ]

Ale normalna to też taka, w której 14-latek wrzeszczy do ojca: "Chodź tu szybko..." tylko po to, by ojciec poprawił mu czapkę na głowie w momencie, gdy on w transie trenuje kolejne przejścia na perkusji. Ale wbrew pozorom ów nastolatek kocha na swój sposób tatusia, a tatuś czeka, aż minie okres "burzy i naporu hormonów" i cały czas niestrudzenie dziecku przypomina, jak mają na imię jego dziadek i prababcia, by syn, gdy dorośnie, wiedział, skąd jego ród. Bo pod czapką, może i powoli, ale w ten sposób układa mu się coś, na czym będzie mu zależało, gdy już zarzuci bębny - rodzina. Bo w szkole mu tego pani profesor nigdy nie powie. Tak samo jak mu nie wyjaśnią, dlaczego w naszym kraju w wielu jeszcze rejonach "winą jest dużą/ Popsować gniazdo na gruszy bocianie,/ Bo wszystkim służą...". Choćby dlatego, że Norwid kiedyś z programu szkolnego wypadnie, bo taki kaprys będzie miał jakiś inny profesor. Tak jak nie wytłumaczą, dlaczego młody człowiek powinien wstać, gdy podchodzi do niego kobieta lub starsza osoba, co mi jednym, jakże sugestywnym, spojrzeniem w dzieciństwie wytłumaczył mój dziadek. I pani profesor twierdzi, że rodzina "nie wychowuje do społecznych zachowań"?

Ale spytają Państwo, co to wszystko ma wspólnego z naszym świętem 11 listopada? Nie, nie chodzi o słynną pieśń głoszącą, że "wszyscy Polacy to jedna rodzina", choć pomijając jej wartości artystyczne, to coś w tym jest. Bo bycie Polakiem to przynależność do pewnej rodziny. Bo posługujemy się podobnym systemem dźwięków, wśród których pełno tych ś, ż, ź, sz.

Bo z jakiegoś powodu większość z nas chętnie i z dumą odwiedza Wawel, bo czasami lubimy wiedzieć, dlaczego akurat chodzimy po ziemi, po której chodzili nasi dziadkowie, pradziadkowie i ich prapradziadkowie. Bo wszyscy wiemy, kto to był Mickiewicz, choć większość jednakowo ten wieszcz już nudzi. Bo czujemy się odpowiedzialni, choć w różnym stopniu, za ten kawałek ziemi między Bugiem i Odrą. Bo wkurza nas bardziej premier Tusk niż kanclerz Merkel, dlatego, że to nasz polski premier. To tak samo jak zawsze bardziej denerwują nas nasze dzieci niż dzieci sąsiadów. Bo na naszych nam po prostu bardziej zależy.

No i z jakiego powodu Państwo myślą, że tak wielu w czwartek porzuciło swe rodziny, by oglądać mecz Borussia Dortmund kontra Arsenal? Bo tam grało trzech facetów o "dziwnie" dla reszty brzmiących nazwiskach: Szczęsny, Błaszczykowski, Lewandowski. I dlatego, choć możemy czasem zgadzać się z Markiem Hłaską, nie powinniśmy się wstydzić takich wyznań: jestem Polakiem. Dla wielu taki patriotyzm to przeżytek jak koń Pawlaka z "Nie ma mocnych". Konie teraz znów są modne...
A tym marudom, cytowanym na początku, możemy przeciwstawić trochę już zapomnianego wrocławianina o lwowskich korzeniach, profesora Hugona Steinhausa: "W tym kraju tylko jedno mi się podoba: zostać…".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska