Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moje szkolne wspomnienia - Część IV - Licealista (2)

Jan-Joachim Brzeski
Z pamiętnika ucznia głogowskiej szkoły z czasów powojennych

Bardzo interesujące były występy grupy „Artos” - artystów z Poznania, którzy co miesiąc zapoznawali uczniów z perełkami muzyki europejskiej (z przewagą muzyki rosyjskiej). Innym zagadnieniem były występy chóru szkolnego. Wprawdzie, jeszcze nie musiałem w nim występować - nas „nowych” dopiero uczono śpiewu w chórze - natomiast ci ze starszych klas występowali przy różnych okazjach, np. z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej, 60-tych urodzin prezydenta Bolesława Bieruta, akademii pierwszomajowej i wielu innych. W kwietniu cała młodzież musiała pomagać przy usuwaniu gruzów ze strychu szkoły oraz przy niwelowaniu boiska, aby na podwórzu możliwe było organizowanie godzin gimnastycznych. Jak podaje kronika, usunięto wówczas więcej niż 40 ton gruzu.

Nowością dla mnie były też okresowe wywiadówki, które zawsze odbywały się w niedzielę. Usiłowałem wytłumaczyć wychowawcy, że mój wujek - jako ksiądz - oraz ja, w niedzielę nie możemy przybyć do Głogowa. Gdy na trzecią wywiadówkę moi opiekunowie znów się nie zjawili, szkoła napisała do moich opiekunów list, wzywający ich do obecności na wywiadówkach - grożąc usunięciem mnie ze szkoły. Nawet pan Matuszewski osobiście przyjechał do Kurowa. Bez skutku, nikt nie mógł na wywiadówki przybyć: ciocia nie znała języka polskiego, a wujek musiał „pracować”.

Ponieważ w niedziele zawsze jeździłem do domu, miałem z tego powodu szereg innych problemów. Przykładowo, gdy w niedzielę 21 października 1951 r. szkoła zorganizowała pomoc przy zbieraniu ziemniaków w PGR w Kotli, byłem nieobecny, ponieważ musiałem w Kurowie grać na organach.

Wtedy też zainteresował się mną szkolny zarząd ZMP. Namawiano mnie, abym do niego wstąpił, czego jednak odmawiałem ze względów ideologicznych. Gdy coraz mocniej wywierano na mnie nacisk, zwróciłem się z tym problemem do wujka - księdza. Ku mojemu zdziwieniu, zapytał mnie wprost: „Już wstąpiłeś?”. Odpowiedziałem, zgodnie z prawdą, że nie. „A dlaczego nie?”, pytał dalej. Na taką odpowiedź nie byłem przygotowany. Milcząc stałem przed wujkiem. „Słuchaj - wyjaśnił, widząc moje zakłopotanie - chyba dostatecznie dokładnie wyjaśniłem ci chrześcijański światopogląd, a w twoim przypadku ważne jest, co masz w sercu, a nie za co płacisz składki członkowskie.” Sic! Kropka.

Taka odpowiedź wyjaśniła mi wiele. Wkrótce zostałem członkiem ZMP. Składki członkowskie, wynoszące miesięcznie 1 zł, płaciłem z pieniędzy zarobionych grą na organach w kościele. Gdybym do tego związku nie wstąpił, mogłyby powstać trudności przy ukończeniu liceum oraz przy rekrutacji na wyższą uczelnię. Niestety, nacisk polityczny wzmagał się i był coraz bardziej odczuwalny. Jako uczniowie musieliśmy też brać udział w pracach społecznych, np. przy kopaniu ziemniaków. We wrześniu lub październiku cała klasa wyjeżdżała dwa lub trzy razy na pola Państwowych Gospodarstw Rolnych (np. do PGR Kotla), gdzie zbieraliśmy ziemniaki. Praca na polach byłaby dla nas właściwie przyjemnością, gdyby nie bóle mięśni pleców przez następne dni spowodowane ciągłym schylaniem się.

Gorzej było, gdy musieliśmy czyścić cegły ze spalonych domów w Głogowie. Od 1947 r. prowadzono w starej, zniszczonej części miasta prace rozbiórkowe. Cegły tak odzyskane były wywożone do Warszawy lub Łodzi, gdzie służyły do odbudowy miast. Poprzez nasz udział przy rozbiórce Głogowa braliśmy czynny udział w ogólnopolskiej akcji „Cały naród buduje swoją stolicę”. Dla mnie ta czynność była nieco przygnębiająca, bowiem rozbierano moje miasto rodzinne. No cóż, w tym czasie jeszcze nikt nie mógł przewidzieć, że Głogów stanie się jednym z ośrodków polskiego przemysłu miedziowego.

Tryskająca zieleń na drzewach i krzakach w starej fosie twierdzy oraz na rumowiskach, zasłaniała gruzy i dawała piękno i radość. Szkoda, że w tym czasie fotografia kolorowa nie była mi jeszcze znana. Nawet nie posiadałem aparatu fotograficznego. Ale czy fotografia może przekazać wszystko to, co widzi oko ludzkie oraz to, jakie uczucia są z tym związane?

Moje uczniowskie życie toczyło się normalnym trybem, o kłopotach z językiem rosyjskim nie wspominając. Oceny wahały się odpowiednio pomiędzy niedostatecznym z plusem, a dostatecznym z dwoma minusami. Drugim problemem było to, że najdrobniejsze przewinienia powodowały „areszt domowy” w internacie - nie mogłem więc wtedy jechać do Kurowa. Ten fakt zadecydował, że poszukano mi pokoik poza internatem, i od połowy listopada mieszkałem koło kaplicy, przy obecnej ul. Staromiejskiej.

Na zakończenie mojego pierwszego roku w ogólniaku odbyły się dwie piękne uroczystości: pożegnanie maturzystów oraz pożegnanie pana Horbulewicza, nauczyciela biologii i chemii oraz pierwszego dyrektora, gdy liceum znajdowało się jeszcze w Sławie Śląskiej. Pan Horbulewicz przyczynił się do tego, że szkoła znalazła w 1950 r. miejsce w Głogowie. Był bardzo lubiany przez młodzież i był również moim nauczycielem.

Od nowego roku szkolnego 1952/53 rozpoczęto budowę ogródka oraz odbudowę sali gimnastycznej. W te roboty uczniowie wnieśli dużo pracy swych rąk i wylali niemało potu.

Rubryka tworzona we współpracy z Towarzystwem Ziemi Głogowskiej. Masz ciekawe wspomnienia z czasów szkoły? Wyślij je na adres email [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska