MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miszka: Raz byłem blisko, ale wygryzł mnie Mariusz Jurasik

Marcin Kaźmierczak
A. Miszka: Stara gwardia z Piekar Śląskich nauczyła mnie, że zawsze trzeba grać do końca
A. Miszka: Stara gwardia z Piekar Śląskich nauczyła mnie, że zawsze trzeba grać do końca Artur Starczewski
A. Miszka trzy lata temu chciał zawiesić buty na kołku. Teraz rzuca bramki dla SPR-u

Jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w składzie SPR-u. Na swoim koncie ma występy w Lidze Mistrzów i reprezentacji Polski. Przechodząc pół roku temu do Chrobrego Arkadiusz Miszka otworzył nowy, być może ostatni rozdział w swojej karierze. - Te pierwsze pół roku w Głogowie jest dla mnie bardzo miły zaskoczeniem. Z całym przekonaniem mogę powiedzieć, że po Płocku Chrobry jest najlepiej zorganizowanym klubem, w jakim grałem - ocenia A. Miszka.

Początek w Głogowie nie wyglądał jednak zbyt optymistycznie. - Ani przez chwilę nie zastanawiałem się, co ja tu robię. W lidze gra się z tygodnia na tydzień i gdyby zawodnik miał się jeszcze zastanawiać, dlaczego jest tak źle, to najlepiej od razu zostawić ten sport. Trzeba iść do przodu i pracować nad tym, co nie funkcjonuje, a wtedy przyjdzie ten moment, kiedy wszystko odpali. Cały czas wiedzieliśmy, że tak będzie, że zaczniemy w końcu grać to, na co nas stać. Odpaliło, co prawda, trochę później niż myśleliśmy i liczyliśmy, ale na szczęście ostatnie mecze ubiegłego roku były już takie, jak nasz potencjał - wyjaśnia skrzydłowy.

Mało brakowało, a doświadczony skrzydłowy w Głogowie trafiłby na swojego byłego trenera i kolegę z Olimpii Piekary Śląskie Krzysztofa Przybylskiego, który przed tym sezonem odszedł z SPR-u. W Chrobrym, po ponad trzynastu latach spotkał się jednak z innym kolegą z tej śląskiej drużyny - Bartoszem Jureckim. - Pamiętam doskonale tamten sezon. Bartek przyszedł wtedy do nas z Kościana i co ciekawe, grał na rozegraniu, ale radził sobie całkiem dobrze. Na szczęście jednak, w Głogowie odkryli, że to urodzony kołowy, a co stało się później, to już nie muszę chyba opowiadać - śmieje się A. Miszka.

Mówi się, że ludzi z Górnego Śląska cechuje twardy charakter. - Coś w tym jest. Gdy grałem w Zabrzu, czy w Piekarach, to nasi rywale, gdy przyjeżdżali do nas, wiedzieli, że nie będzie łatwo i na pewno dostaną trochę po kościach. Wydaje mi się, że w ten sposób, tą ambicją, zaangażowaniem i walką do końca nadrabialiśmy brak umiejętności technicznych, Ta stara gwardia z Piekar Śląskich nauczyła mnie tego, że zawsze trzeba grać do końca. Jeśli coś boli, to trzeba wziąć środek przeciwbólowy i walczyć dalej. To stare pokolenie tak już ma - podkreśla.

Dobra gra w tym górnośląskim zespole, a później w Piotrkowianinie zaowocowała transferem skrzydłowego do płockiej Wisły. - To była przepaść, tak organizacyjnie jak i sportowo. Poza tym wtedy jeszcze przenosiliśmy się z popularnej Blaszak Areny do nowej, dużej hali. Cieszę się, że mogłem doświadczyć gry przy pięciu, sześciu tysiącach kibiców w finałach z Kielcami, a później w Lidze Mistrzów. Myślę, że to marzenie każdego zawodnika. Te trzy lata były chyba najlepszymi w mojej karierze. Szkoda tylko, że ten ostatni rok nie poszedł po mojej myśli i pojawiła się kontuzja, która zakończyła moją przygodę z Wisłą - wspomina A. Miszka.

Właśnie wspomniane zerwanie ścięgna Achillesa zatrzymało w 2012 roku dobrze rozwijającą się karierę szczypiornisty. - Byłem już po słowie z Wisłą Płock w sprawie przedłużenia kontraktu. Mówiono mi, że mam się nie martwić kontuzją, bo wrócę do gry. Nagle, w maju, pod koniec rozgrywek okazało się, że kontrakt jednak nie zostanie przedłużony. Szkoda, że tak się stało, bo to przystopowało moją karierę - opowiada.

Choć doświadczony skrzydłowy wielokrotnie powoływany był przez Bogdana Wentę na zgrupowania reprezentacji Polski i nawet dwukrotnie znalazł się w szerokiej kadrze przed mistrzostwami Europy i świata, nie dane mu było zadebiutować na imprezie tej rangi. - Jeździłem na turnieje przygotowawcze i bardzo się z tego cieszę, bo gra w kadrze to wielki zaszczyt, ale tego postawienia kropki nad i zabrakło. Szkoda, żałuję tego, bo to by jakoś ukoronowało tę moją karierę. Raz byłem bardzo blisko. Zanosiło się, że pojadę, ale Mariusz Jurasik został ściągnięty do kadry z wakacji i mnie wygryzł - mówi A. Miszka.

Jak twierdzi, reprezentacja to już dla niego zamknięty rozdział. - To już po prostu niemożliwe. Młodzi zawodnicy mocno szturmują kadrę, także prawe skrzydło i bardzo dobrze, bo trzeba stawiać na młodych. Jest Daszek i Łucak, a w kolejce kilku następnych. W ostatnich turniejach jeden, czy drugi pokazywali na co ich stać i mam nadzieję, że teraz będzie podobnie. Cały czas kibicuję reprezentacji i mam nadzieję, że chłopacy już za tydzień zdobędą medal - zaznacza.

Niewiele osób wie, że skrzydłowy Chrobrego już trzy lata temu mógł zakończyć karierę, gdy odszedł z występującego wówczas w ekstraklasie Piotrkowianina. - To była ciekawa historia. Kończąc roczny kontrakt w Piotrkowie razem z rodziną wróciliśmy do Zabrza. Córka szła do podstawówki, a nie chcieliśmy, żeby dzieci ciągle zmieniały szkoły i znajomych, bo to nigdy nie wychodzi na dobre. Powiedziałem sobie wtedy „koniec, nie szukam klubu”. Nagle jednak pojawiła się oferta z Wrocławia, ale bardziej z myślą o mojej grze na rozegraniu. Po długich rozmyślaniach stwierdziłem, że pomogę Śląskowi w awansie. Był to tak naprawdę mój pierwszy wyjazd bez rodziny. Skoro jednak awansowaliśmy, postanowiłem jeszcze raz spróbować ekstraklasy, a przy Piotrze Przybeckim nabrałem wiatru w żagle i zagrałem dobry sezon - zdradza A. Miszka.

Właśnie udany ubiegły sezon spowodował, że po wychowanka Pogoni Zabrze zgłosił się Chrobry. - Gdy dostałem telefon z Głogowa, nie mogłem odmówić. Pojawiła się szansa, by znowu pograć o wyższe cele, a nie tylko o utrzymanie, więc podjąłem rękawicę. Póki jest zdrowie i ambicja na odpowiednim poziomie, to czemu nie spróbować ponownie? - pyta retorycznie.

Jak twierdzi, Chrobrego stać na walkę o pierwszą czwórkę. - Końcówka roku pokazała, że to czwarte miejsce jest jak najbardziej w naszym zasięgu. Mamy teraz sześć meczów, z czego cztery naprawdę do wygrania. Jeśli zajmiemy dobre miejsce i do play-offów wystartujemy z dobrej pozycji, to mamy szansę nawet na półfinał. Każdy mecz musimy jednak rozpatrywać indywidualnie i skupiać się tylko na najbliższym. Przed sezonem też głośno mówiło się o konkretnym miejscu i widzieliśmy, że w pewnym momencie skończyło się na jedenastym i gdybyśmy nie odpalili, to byłby dramat. Teraz liczy się wyłącznie mecz z Legionowem, który musimy wygrać - kończy A. Miszka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska