Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mechaniczka, gościni, kierowczyni, widzka, ministra a może… ministerka? Jak podchodzić do feminatywów?

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
Niektóre formy żeński mogą razić i brzmią nienaturalnie. Gdzie leży granica?
Niektóre formy żeński mogą razić i brzmią nienaturalnie. Gdzie leży granica? Pixabay
W Dzień Kobiet przyglądamy się językowej kwestii, która coraz częściej budzi wątpliwości. Chodzi o żeńskie formy gramatyczne nazw zawodów i funkcji. Czy i kiedy powinniśmy ich używać? Prof. Miodek doradza powciągliwość co do niektórych przypadków.

Nie da się ukryć, że część zawodów i funkcji już naturalnie funkcjonuje w naszym języku w formie feminatywów. Nauczyciel – nauczycielka, wychowawca – wychowawczyni, kucharz – kucharka. Te formy są na porządku dziennym i raczej nikt nie ma problemu z ich używaniem.

- Ale kiedy przychodzi do magistry, profesory, prorektory, tutaj zaczynają się schody. Używanie feminatywów jest zgodne z logiką naszego języka. Zniknęły z języka za sprawą władz komunistycznych w PRL, natomiast wcześniej funkcjonowały. Mają swoją tradycję, nie są niczym nowym – mówiła podczas debaty przed kilkoma dniami Jolanta Niezgodzka, radna Rady Miejskiej Wrocławia i wiceprezeska Stowarzyszenia Dolnośląski Kongres Kobiet.

Co ciekawe, na stronie stowarzyszenia Nowej Nadziei, do którego należy, opisana jest jako "sekretarzyca" stowarzyszenia.

Co o feminatywach sądzi prof. Jan Miodek?

W swojej książce „Polszczyzna. 200 felietonów o języku” znany i uznany językoznawca przyznaje, że jest zwolennikiem postaci z feminatywnymi przyrostkami. Jego zdaniem upraszczają one wiele poczynań komunikacyjnych.

- Wzrost ich frekwencji w ostatnim czasie jest w moim odczuciu w silniejszym stopniu powrotem do tradycji niż przejawem ruchów feministycznych. Oczywiście, muzyczka definiowana jest w każdym słowniku jako zdrobnienie od muzyki, ale nie znalazłem leksykonu, który by jej również nie uznawał za żeńską formę rzeczownika rodzaju męskiego muzyk. A czyż nie brzmią naturalniej od polska muzyk, wybitna muzyk, uzdolniona muzyk tożsame formalnie połączenia: polska muzyczka, wybitna muzyczka, uzdolniona muzyczka? Bronię zatem muzyczki – stwierdza prof. Jan Miodek.

O feminatywach mówił także podczas wykładu, inaugurującego XXV Dolnośląski Festiwal Nauki. Przyznał wtedy, że:

- Zdaję sobie sprawę, że ten powrót żeńskich końcówek jest napędzany szeroko pojętym feminizmem. Nie ma jednak takiego rzeczownika rodzaju męskiego, od którego nie można stworzyć feminatywu. Ale nie trzeba tego robić na siłę, trzeba uwzględnić rozmaite odczucia ludzi – stwierdził językoznawca.

Doradza powściągliwość zwłaszcza w odniesieniu do form stosunkowo młodych: powstanka, szpieżka, krytyczka, graczka komputerowa czy gościni, kierowczyni autobusu. Te formy bowiem mogą razić.

Profesor zwraca uwagę, że w Polsce ciągle myśli się, że forma męska, bezprzyrostkowa jest nobilitująca. To czasem urasta do rangi groteski: „Pracownik w ciąży ma prawo do urlopu zdrowotnego”. Albo gdy czasem pani księgowa, chce mieć koniecznie na tabliczce: „główny księgowy”.

Nie wprowadzajmy ich sztucznie

Poseł Agnieszka Soin z Prawa i Sprawiedliwości uważa, ze temat feminatyw rzeczywiście budzi obecnie wiele emocji i sporów.

- Absolutnie nie uważam, że używanie feminatyw jest czymś złym, gdyż ich obecność w języku polskim jest czymś naturalnym i tak naprawdę od pierwszych chwil formowania się polszczyzny już się takie pojawiały. Myślę, że obecnie feminatywy mają zapewnić kobietom dostrzeganie ich w przestrzeni publicznej. Wynikają z potrzeby zaistnienia i zindywidualizowania - analizuje A. Soin.

Jej zdaniem jednak istnieje szereg argumentów merytorycznych, które potwierdzają, że coraz częściej jest to swoista moda, nie do końca przystająca do rzeczywistości.

- Po pierwsze, feminatywy tworzone na przestrzeni lat w naszym języku, pojawiały się najczęściej tam, gdzie dane środowisko zawodowe, społeczne zdominowane zostało przez kobiety. Dlatego: kucharka, czy też nauczycielka, fryzjerka, kosmetyczka, itd. w sposób naturalny przeniknęły do języka. To nazwy, które w jakiś sposób przystają do rzeczywistości, w której żyjemy i ułatwiają nam komunikację - opowiada Agnieszka Soin.

Jak tłumaczy, feminatywy tworzone były w połączeniu z danym kontekstem kulturowo-społecznym w naszym kraju. I teraz, jeśli nasza kultura się zmienia, jeśli kobiet jest coraz więcej na poszczególnych stanowiskach, które do tej pory kojarzone były z tylko męskimi zawodami, to wprowadzanie feminatyw z pewnością jest dobrym pomysłem.

- Nie powinno to jednak prowadzić do sztucznego, odgórnego przemianowania wszystkich dotychczas obowiązujących nazw zawodów, z jakimi spotykaliśmy się do tej pory, tylko dlatego, że 1 na 10000 pracowników stanowią kobiety. Obecnie bowiem bardzo głośno postuluje się, aby kobiety zajmowały jak najwięcej typowo męskich dotychczas stanowisk pracy, co nie jest do końca dobre. Lecz jeśli już taki proces ma miejsce, warto się dobrze przyjrzeć na przestrzeni dalszych lat, czy rzeczywiście zwiększony odsetek kobiet w tych zawodach jest naturalną koleją przemian społecznych, czy jest to tylko chwilowa moda - podsumowuje posłanka Prawa i Sprawiedliwości.

Jestem profesorką i prorektorką. Niektórzy myślą: "wariatka od gender"

Dr hab. Patrycja Matusz to jedyna prorektorka Uniwersytetu Wrocławskiego, choć uniwersytet nie dopuszcza w swoim statucie używania żeńskich form.

- Mam nadzieję, że w nowym statucie taki wybór żeńskich i męskich form zostanie wpisany. Jestem za tym, żebym ten temat przeszedł ewolucję a nie rewolucję. Ja konsekwentnie stosuję formę prorektorka i profesorka. Wzbudza to wiele emocji. Na wizytówce mam napisane: „prorektorka”. I bardzo konsekwentnie pilnuję stosowania tej formy. Tak jak mężczyźni stosują swoje formy, kobiety mają prawo do swoich. Owszem, spotykam się z oporem nie tylko u mężczyzn, ale i u kobiet. Ale dajmy kobietom wybór. Tym, które czują, żeby ich zawód, funkcja czy stanowisko występowały w formie żeńskiej – stwierdziła podczas debaty o feminatywach dr. hab. Patrycja Matusz.

Oświadcza, że jeżeli ktoś zwraca się do niej w formie męskiej, poprawia te osoby. A reakcje są różne.

- Oskarża się mnie nawet o to, że zanieczyszczam język polski, ale ja myślę, że skoro to moja funkcja, to chciałabym mieć wybór. Dlaczego nie jestem prorektorem? Bo ja się nie czuję mężczyzną. Chcę, żeby to, co robię, było nazywane zgodnie z moją płcią. Przyznaje, że czasami jestem traktowana jak „wariatka od gender” – mówi prorektora UWr.

Jej zdaniem feminatywy przywracają logikę i porządek, a także podkreślają równy dostęp do stanowisk i funkcji zarówno mężczyzn jak i kobiet.

Nie wszystkie panie sobie tego życzą

Z kolei, odwrotnie do Uniwersytetu Wrocławskiego, od 1 września 2021 roku oficjalnie w dokumentach Politechniki Wrocławskiej można stosować zarówno męskie jak i żeńskie nazwy stanowisk.

- To kwestia przyzwyczajenia pewnych osób. Na moim wydziale zmieniliśmy pieczątki. Uczelnia nam sfinansowała tę zmianę. Mamy nowe tabliczki przy drzwiach. Pani przygotowująca podpisy pyta, jak sobie życzę być tytułowana. W komunikacji administracyjnej uczelni są stosowane feminatywy. Np. że szukamy na stanowisko badacza/badaczki. Choć niektóre panie na Politechnice Wrocławskiej sobie tego nie życzą. Nic na siłę. My bądźmy konsekwentne. Jak się obrało raz tę drogę, to trzeba twardo i skutecznie po niej stąpać – uważa dr hab. Karolina Jaklewicz, pełnomocniczka ds. przeciwdziałania dyskryminacji na Politechnice Wrocławskiej.

Przypomnijmy, że w tym roku prezydent Wrocławia przyjął zarządzenie, które dopuszcza używanie feminatywów w komunikacji zewnętrznej i wewnętrznej urzędu. Pierwszym miastem w Polsce, które to wprowadziło, była Warszawa.

- Fajnie, że w 2023 roku możemy być specjalistkami, kierowniczkami, intendentkami. Czuję w sobie duży opór, kiedy słyszę: „Jestem mamą, kobietą i dziennikarzem”. To trudne. Dlaczego nie „dziennikarką?”. Mam nadzieję, że ta możliwość w nazewnictwie otworzy nam szerszą perspektywę, byśmy mogli walczyć o zmiany w aktach legislacyjnych. Samorząd wrocławski do tej zmiany się przychylił, ale prawo nad nami nadal mówi o dyrektorach i specjalistach – opowiada Adrianna Klimaszewska, autorka petycji używania żeńskich końcówek we wrocławskim ratuszu.

Jest pielęgniarz, to nie może być prezeski?

Joanna Nyczak, przewodnicząca Wrocławskiej Rady Kobiet i dyrektorka Wydziału Zdrowia w urzędzie miejskim Wrocławia, przyznaje, że przeszłam ewolucję myślową.

- Funkcjonowałam w środowisku dyrektorów i specjalistów, ale kiedy angażowałam się w sprawy kobiece, zwracałam uwagę na to, że język pokazuje, jak my myślimy i kształtuje naszą tożsamość. Ktoś dawno temu powiedział przecież, że „na początku było słowo”. W PRL-u rugowano feminatywy, choć wprowadzono słowo pielęgniarz, ale w drugą stronę już to nie działało. Nie było dyrektorek, czy prezesek. Ktoś nam wmówił skutecznie, że ta końcówka nas umniejsza. Choć język polski jest fleksyjny – mówi Joanna Nyczak.

Przyznaje jednak, że kiedy podpisuje decyzję administracyjną z ramienia prezydenta Wrocławia, to musi jednak używać sformułowania dyrektor.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska