Matura, a raczej jej brak. Chylińska, Górniak, Bednarek i Gawliński tak zasmakowali w słodkościach estrady, poklasku publiczności i koncertowaniu, że edukację odsunęli na bok i zajęli się show biznesem.
Andrzej Wajda kończył edukację w zawierusze wojennej i miał tylko „małą maturę” czyli egzamin kończący gimnazjum. Nie przeszkodziło mu to jednak (bo w latach powojennych zamieszanie w papierologii było spore) studiować, i to na dwóch kierunkach (Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie i reżyseria na łódzkiej filmówce). A Lech Wałęsa? Skończył tylko zasadniczą szkołę zawodową, a Pokojową Nagrodę Nobla dostał i do dziś został uhonorowany prawie czterdziestoma doktoratami honoris causa.
Tak samo Disney i Monroe. Pan od Myszki Miki rzucił szkołę, żeby być kierowcą ambulansu w czasie I wojny światowej, a Pani Monroe
– przez męża (w wieku 16 lat wyszła za mąż), jako żona zajęła się domem.
Oczywiście ci, którzy matury nie zdali, albo do niej nie podeszli, bo edukację zakończyli na podstawówce lub szkole zawodowej, uśmiechną się od ucha do ucha i potakną głową: „O, no widzicie, można. To tylko papierek. Niepotrzebny, żeby karierę (i duże pieniądze zrobić)”. Jakieś to pocieszenie jest...
Bo dużo w tym prawdy. Niektórym matura (egzamin dojrzałości) wcale do szczęścia (i dojrzałości) nie jest potrzebny. Tak samo jak studia, które jakoś tak naturalnie się wybiera po zdanej maturze. Nie każdy musi mieć maturę, wyższe wykształcenie. Nie każdy przecież musi być lekarzem, prawnikiem, nauczycielem...
W życiu świetnie można się spełniać zawodowo, być szczęśliwym i zarabiać na rodzinę będąc budowlańcem, szewcem, fryzjerem, kosmetyczką czy kucharzem (choć z pewnością niektórzy z przedstawicieli tych zawodów maturę mają, bo chcieli mieć). Bo ważne jest to, żeby kochać co się robi i robić to z pasją.
Swoją drogą, w myśleniu o tym, że każdy musi kończyć liceum, mieć maturę a potem iść na studia, tak bardzo się zagalopowano przed laty, że zaczęto likwidować hurtowo szkoły zawodowe, które uczyły przyszłych kucharzy, kelnerów, mechaników samochodowych, fryzjerów...
Zrobiła się pokoleniowa przepaść w tych zawodach
– starzy, niepotrzebni nauczyciele, mistrzowie, fachowcy, ze szkół pozamykanych odeszli, następców nie wykształcili. No bo przecież kelnerem może zostać student (cóż to podać talerz, wielka filozofia, wystarczy obejrzeć film „Zaklęte rewiry” i już o tym fachu wszystko wiadomo). Tak samo kucharzenia można się nauczyć w praktyce, od innego kucharza, na kursie jakimś lub zerkając na „Top Chefa” czy inne „Kuchenne rewolucje”. Na szczęście, szkoły zawodowe wracają do łask, na nowo są otwierane. Mnie to cieszy.
PS. Drodzy, tegoroczni maturzyści. Nie przejmujcie się, jeśli nie zdacie. Są poprawki, można za rok spróbować. Połamania piór i języka.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?