Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Cetnarski [WYWIAD]: Ludzie często kogoś skreślają, nie widząc go nawet na boisku

Jakub Guder
Mateusz Cetnarski
Mateusz Cetnarski fot. Gazeta Wrocławska - Polskapresse
Mateusz Cetnarski opowiada o swojej walce o pierwszy skład, mówi dlaczego dobrze gra się z Marco Paixao i zdradza jaka może być jego przyszłość w Śląsku Wrocław.

Dwa i pół roku we Wrocławiu – z jednej strony mistrzostwo i Superpuchar Polski, z drugiej jednak mniej rozegranych meczów, niż można było tego oczekiwać.

Mateusz Cetnarski: Ja niczego nie żałuję. Jestem tutaj, mam ważny kontrakt, walczę o skład. Czasami jesteś zmiennikiem, innym razem grasz wszystko. W Bełchatowie to ktoś za mnie wchodził na boisko. W głowie mam to, że Śląsk przez trzy lata zdobywał medale w lidze, a wcześniej mu się to nie zdarzyło. Tego mi nikt nie odbierze. Oczywiście każdy piłkarz chce grać więcej i tutaj wyżej wieszam sobie poprzeczkę.

Poprzedni okres przygotowawczy nie był dla Pana najlepszy.

Mateusz Cetnarski: Tuż przed wyjazdem na obóz do Austrii naderwałem przywodziciela i musiałem zostać w kraju. Chłopaki przygotowywali się do sezonu, a ja przechodziłem rehabilitację w Krakowie pod okiem Filipa Pięty. Gdy zespół wrócił ze zgrupowania ja zacząłem trenować, ale wiadomo, że musiałem nadrobić zaległości. Ominął mnie bardzo ważny etap.

Wtedy pojawiły się sygnały, że miałby Pan zostać wypożyczony do Podbeskidzia.

Mateusz Cetnarski: Faktycznie pojawił się ten temat, ale bardzo szybko się urwał. Oni zadzwonili raz, ja wskoczyłem do meczowej osiemnastki na spotkanie Sevillą i potem już się w niej przewijałem.

Trener rozmawiał wtedy z Panem o Pana pozycji w klubie?

Mateusz Cetnarski: W tym czasie, gdy ja wracałem do formy, Śląsk właściwie co trzy dni grał mecz. Trudno, żeby po spotkaniach z Brugią, czy Sevillą – gdzie zaprezentował się dobrze – trener coś zmieniał. Pewnie gdybym sam był szkoleniowcem, to zostawiłbym taki sam skład. Dlatego jeszcze przed zamknięciem okienka transferowego rozmawialiśmy, że fajnym rozwiązaniem byłoby, gdybym gdzieś poszedł na pół roku, bo inaczej ten czas może być dla mnie stracony.

Od kiedy trafił Pan do Wrocławia, to jest zmiennikiem Sebastiana Mili, a teraz jeszcze przyplątała się kontuzja. Zaczął Pan myśleć, że może czas zmienić klub?

Mateusz Cetnarski: Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie warto wyjechać gdzieś chociaż na pół roku, żeby w innym zespole być bliżej pierwszej jedenastki. Po kilku dniach jednak wszystko się zmieniło. Ktoś wyleciał ze składu meczowego, ja wskoczyłem do osiemnastki, potem grałem za Sebastiana Milę gdy miał kartki czy kontuzję i nawet nieźle to wyglądało.

To prawda – ku zaskoczeniu wielu. Szczególnie w Gdańsku, gdzie wygraliście z Lechią, a Pan zaliczył asystę.

Mateusz Cetnarski: Ja mam ciągle w głowie, że gdy trener wybiera mnie do meczowego składu, to muszę być gotowy tak samo, jak piłkarz który wychodzi w pierwszej jedenastce. Gdy ktoś niespodziewanie dozna urazu, albo złapie kartki, to inny zawodnik grający na jego pozycji, musi go błyskawicznie zastąpić. Takie mecze i sytuacje pokazują, że ktoś ma umiejętności, które jeszcze może sprzedać, pokazać. Często ludzie skreślają kogoś nie widząc go nawet na boisku. Mówią, że powinien zmienić klub. A on wchodzi i otwiera im oczy. Pokazuje, że coś jeszcze może z niego być, że nie jest takim złym piłkarzem. To jest satysfakcja, że mogę wejść i pomóc drużynie.

Pewnie trudno się pogodzić z tym, że mimo niezłych spotkań usiadł Pan na ławce rezerwowych zaraz po tym, gdy do zdrowia wrócił Sebastian Mila.

Mateusz Cetnarski: To jest zdrowa frustracja. Każdy chce grać. Jak się dobrze zaprezentujesz na boisku, to masz nadzieję wystąpić też w następnym meczu. To normalne. Wydaje mi się, że każdy zawodnik by się pod tym podpisał. Jak siadasz na ławce, to jesteś rozzłoszczony, ale tak zdrowo.

Po przepracowanym pierwszym obozie w Belek czuje Pan, że Pana pozycja w klubie teraz jest mocniejsza niż pół roku temu?

Mateusz Cetnarski: Ciężko powiedzieć. Nigdy tego tak nie rozpatrywałem. Czuję się jednym z zawodników pierwszego zespołu i uważam, że każdy z nas ma szansę grać w wyjściowym składzie.

Za pół roku kończy się Panu kontrakt. Były już rozmowy na temat jego przedłużenia?

Mateusz Cetnarski: Jak widać w klubie walczą w tej chwili, żeby wszystko tu poukładać. Mamy nowych właścicieli i to jest priorytet. Wielu zawodnikom kończą się kontrakty, nie wiem jak przebiegają rozmowy w ich przypadku, ale doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że na razie ciężko będzie o przedłużenie kontraktu, czy jakaś dłuższą rozmowę w tej sprawie. Jestem cierpliwy, spokojnie czekam.

Od pierwszego stycznia może Pan podpisać umowę z nowym zespołem. Rozglądaliście się z menedżerem już za jakimiś ofertami?

Mateusz Cetnarski: W tej chwili jest tylko oficjalna oferta z Widzewa Łódź, który chciałby mnie wypożyczyć do końca sezonu.

Gdy czyta Pan wypowiedzi nowego zarządu i właścicieli, że nadszedł w Śląsku czas zaciągania pasa, to myśli Pan, że to chodzi też m.in. o Pana?

Mateusz Cetnarski: Nie zastanawiam się nad tym, bo uważam, że to trener wybiera zawodników. Później on i piłkarze są pewnie rozliczani z tego, co robią na boisku. To normalne, że jak są cięcia kosztów, to ktoś jest brany na tapetę. Trzeba sobie zdawać jednak sprawę, że my mamy podpisane kontrakty, więc z czego i jak miałyby być ucięte pieniądze? Rozumiem, że może to nastąpić przy ewentualnym podpisaniu nowych umów – jest nowy prezes, są nowi właściciele... Może być tak, że pod koniec sezonu dostaniemy oferty niższych umów...

I co wtedy? Rozważałby Pan jej przedłużenie?

Mateusz Cetnarski: Oczywiście, że tak. Rozumiem, że ludzie czasem narzekają na nasze pensje, ale my gramy przez krótszy okres niż osoby, które mają czas by na przykład zdobyć wyższe wykształcenie, a potem dzięki temu zarabiać więcej. Musimy zdawać sobie sprawę, że nie gramy całe życie w piłkę i musimy jakoś te pieniądze zainwestować. Uważam jednak, że w tym przypadku kwestia pieniędzy, to sprawa do dogadania się i podjęcia męskiej decyzji.

Boli Was, gdy mówi się, że siła ofensywna WKS-u to w ponad połowie Marco Paixao?

Mateusz Cetnarski: Nie – Marco jest klasowym napastnikiem. Ludzie grający w tej formacji są od tego, żeby strzelać bramki. Moim zdaniem Marco pokazał, że jest najlepszym snajperem w polskiej lidze. To piłkarz nietuzinkowy, który wniósł bardzo wiele do ekstraklasy i każdy klub – na czele z Legią – chciałby go pozyskać. Na szczęście jest u nas. Oczywiście nasza rola jest taka, żeby w trakcie meczu jak najwięcej piłek do niego docierało. Pewnie on też chciałby strzelać jeszcze więcej bramek.

To dla ofensywnego pomocnika musi być komfort, grać z takim piłkarzem. Jakie zachowania Portugalczyka na boisku ułatwiają wam zadanie? Co jest charakterystycznego w jego stylu gry?

Mateusz Cetnarski: Nie chce powiedzieć, że to kompletny napastnik, ale ma wiele cech, których często brakuje polskim snajperom: potrafi utrzymać się przy piłce, dobrze gra tyłem do bramki. No i ma instynkt strzelecki – to jest nieprawdopodobne. Jeśli zagrywamy do niego długą piłkę, albo posyłamy podanie między dwóch obrońców, to on ją zatrzyma, a potem odda ofensywnemu pomocnikowi, który dalej rozegra akcję.

Niektórzy mówią, że jego brat Flavio jest jeszcze lepszym piłkarzem. Grał Pan z nim w sparingach w Belek – faktycznie tak jest?

Mateusz Cetnarski: Trudno to jeszcze ocenić. Na pewno są do siebie podobni. W każdym razie wizualnie, chociaż w szatni już ich rozpoznajemy (śmiech). Piłkarsko też prezentują podobny poziom. Ciekawe jak wypadaliby, gdyby zamienić ich pozycjami... Wtedy byłoby łatwiej ich opisać. W sparingach w Belek Flavio pokazał, że może być takim samym wzmocnieniem dla Śląska jak jego brat.

Wierzy Pan, że na wiosnę wystarczy wam czasu, by wskoczyć do pierwszej ósemki?

Mateusz Cetnarski: Gdybym nie miał tej wiary, nie grałbym w piłkę. Wierzę w każde kolejne zwycięstwo tej drużyny. Nie muszę czytać w gazetach wypowiedzi ludzi, którzy mówią, że Śląsk w takim składzie powinien być w pierwszej czwórce. Ja to wiem, gdy wchodzą do szatni, widzę dużą konkurencję i umiejętności. Mamy trudny początek, bo jedziemy to Poznania, ale nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie zdobyli z Lechem trzech punktów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska