Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Pawelec: "Nie chcę być trenerskim dzbanem". Wywiad z legendą Śląska Wrocław

Jakub Guder
Jakub Guder
Przemyslaw Swiderski
- Będąc zawodnikiem Śląska powiedziałem sobie, że nigdy nie dopuszczę do tego, by ten klub spadł z ligi - mówi Mariusz Pawelec, były obrońca WKS-u, a dziś piłkarz i trener w rezerwach. Rozmawialiśmy z nim przy okazji otwarcia muzeum Śląska Wrocław.

Rozmawiamy w Muzeum Śląska Wrocław jeszcze przed jego oficjalnym otwarciem. Jak podoba Ci się to miejsce?
Jestem bardzo szczęśliwy, że tyle lat jestem w tak wielkim klubie. Samo to muzeum pokazuje, że taki klub zasługuje właśnie na takie miejsce. Wszystko robi ogromne wrażenie. Fakt, że gdzieniegdzie się tu pojawiam, jest bardzo miły. Nie mogę się doczekać, kiedy przyjdę na zwiedzanie ze swoimi synami i oni to zobaczą na własne oczy. Są tu opracowane wcześniej wywiady, w tym ze mną. To mega fajne miejsce - nie tylko dla starszych, ale przede wszystkim dla młodych kibiców Śląska Wrocław. To będzie przestrzeń edukacyjna dla fanów. Poznają nie tylko aktualnych piłkarzy, ale też tych, którzy wcześniej odnosili wielkie sukcesy. Gdy ja wiele lat temu przychodziłem do Wrocławia, w pierwszej kolejności słyszałem nazwiska: Sybis, Tarasiewicz, Pawłowski, Prusik. To byli wielcy piłkarze. Miłość do klubu w dużej mierze zaszczepił we mnie trener Tarasiewicz. Miał bzika na punkcie Śląska Wrocław i to było czuć. Ważne jest takie miejsce, w którym młodzi ludzie mogą przyjść, zobaczyć i odebrać to tak, że i oni tu się mogą kiedyś znaleźć. Może tu trafić ich koszulka, zdjęcie, jakieś trofeum, które zdobędą z tą drużyną. Serdecznie zapraszam wszystkich do zwiedzania muzeum.

Jak był Twój najważniejszy moment kariery w Śląsku? Oczywiście bramka Roka Elsnera po podaniu Sebastiana Mili w meczu z Wisłą Kraków to najważniejszy moment w nowej historii WKS-u. Czy to był właśnie najważniejszy mecz w Twoim życiu? A może masz mocniejsze wspomnienia?
Mistrzostwo Polski to marzenie każdego zawodnika. To najwyższe, kluczowe trofeum w polskiej piłce. Wszyscy myślą o tych pozytywnych momentach, ale dla mnie był moment równie kluczowy - gdy graliśmy o utrzymanie. Walczyliśmy o to, żeby Śląsk Wrocław nie spadł z ekstraklasy i pamiętam wygrany mecz z Miedzią w Legnicy. Czułem, że olbrzymi kamień spadł mi z serca. Radość była podobna do tej przy zdobyciu mistrzostwa Polski. Zatem nie tylko mistrzostwo, trofea, bo w drugą stronę to działa tak samo. Będąc zawodnikiem Śląska powiedziałem sobie, że nigdy nie dopuszczę do tego, by ten klub spadł z ligi. Nigdy nie chciałem mieć w swoim życiorysie, że spuściłem WKS z ekstraklasy.

Mam taki cel, żeby być lepszym trenerem, niż piłkarzem. Kręci mnie to, ale nie było łatwo przejść na drugą stronę.

Dalsza część rozmowy pod zdjęciem.

WR140423PR_22718.jpg
Pawel Relikowski / Gazeta Wroclawska

Pamiętasz pierwszą rozmowę z trenerem Ryszardem Tarasiewiczem? Czym Cię przekonał, by przenieść się do Wrocławia?
To była jedna z lepszych decyzji w moim życiu. Pamiętam tę rozmowę bardzo dobrze. Byłem wtedy w Zabrzu. Miał charyzmę, przekonanie, wizję zespołu. Tak - on miał wizję tego zespołu. Podczas tej rozmowy zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Zdecydowałem się na ten krok, a potem czułem się tu niesamowicie. To właśnie ten trener zaszczepiał we mnie i w innych zawodnikach miłość do klubu. Na każdym kroku powtarzał, że każdy piłkarz powinien zostawić całe swoje serce i zdrowie dla tego klubu. To było kluczowe.

To chyba ważne, aby grali tu chłopcy wychowani we Wrocławiu i w okolicy. To istotny element tożsamości klubu?
Każdy by tak chciał, lecz nie jest to proste. Mam teraz możliwość grania i trenowania z młodymi chłopcami, którzy wchodzą w seniorską piłkę. Widzę w nich duży potencjał. Nie ma jednak w życiu i w sporcie nic za damo. Nie ma drogi na skróty. Trzeba naprawdę w tych czasach całkowicie podporządkować się piłce nożnej, żeby coś osiągnąć. Tak piękny stadion powinien wzbudzać pozytywne emocje. Nawet kiedy tylko przejeżdżamy obok niego. Młodzi sportowy powinni myśleć o tym, że kiedyś chcą tu zagrać. Dwa lata mnie nie było w pierwszej drużynie, ale kiedy tutaj przejeżdżałem, wierzyłem, że kiedyś tu jeszcze zagram. Wiele osób się śmiało i pukało w głowę, ale mi się to udało - zagrałem dwie-trzy minuty z Miedzią. Warto wierzyć, stawiać sobie cele i dążyć do ich realizacji.

Widzisz różnie w mentalności młodych piłkarzy i Waszego pokolenia, które zdobywało mistrzostwo w 2012 roku?
Ja w wieku 25 lat nosiłem piłki i sprzęt treningowy. Ja, Piotrek Celeban, Jarek Fojut, Tadziu Socha. Zaliczani byliśmy do grupy młodych zawodników. Teraz kadry są budowane inaczej. Jest dużo młodzieży. Korona mi z głowy nigdy nie spadła, bo byliśmy w fantastycznym zespole. Wiedziałem, że zawsze mam wsparcie starszych kolegów. Gdy łapałem dwa worki piłek, to za każdym razem ktoś bardziej doświadczony podchodził i brał ode mnie jeden. Trzeba było jednak ciężkim treningiem zapracować sobie na to.

Tobie chyba nigdy woda sodowa do głowy nie uderzyła, nawet po mistrzostwie.
Nie - ja jestem taką osobą. Mogę tylko podziękować rodzicom, że mnie tak wychowali. Jestem ze Wschodu, jestem z tego bardzo dumny. Chciałbym tak samo wychować moje dzieci. Praca, pokora - zawsze mi to powtarzano. Może większa pewność siebie, odwaga pozwoliłyby mi, zrobić większą karierę. Dziś to gdybanie. Jestem szczęśliwy i czuję się spełniony jako piłkarz.

Twój powrót w tamtym sezonie do szatni pierwszej drużyny to miał być pstryczek dla młodszych piłkarzy. Co powiedziałeś w szatni, gdy do niej wszedłeś?
Nie uważam, że to był pstryczek. Wiele osób mówi, że miałem duży wkład w utrzymanie. No nie. Po prostu wszedłem do szatni i starałem się być sobą. Chciałem usiąść z nimi przed treningiem, wypić kawę, porozmawiać, pożartować. Po zajęciach zjeść wspólny obiad i uświadomić, że nic nie jest jeszcze przegrane. Zawodnikom zagranicznym powtarzał, że to jest ich klub, że trzeba za niego walczyć. Zróbmy wszystko, aby Śląsk w dalszym ciągu był w ekstraklasie. Wydaje mi się, że ich świadomość była bardzo duża i ja bym sobie nic nie przypisywał specjalnego. Oni to zrobili wszystko na boisku. Nie wchodzę w głowę trenera Magiery, ale bardzo mu dziękuję za tę decyzję. Wierzyłem, że tu wrócę. Piotrek Celeban mówił: „Daj już spokój, nas nie ma”. Odpowiadałem, że mu udowodnię coś i tu zagram ponownie. Tak żartowaliśmy. Nie zdążyłem się jednak z nim o nic założyć (uśmiech). Cieszę się, że Śląsk jest nadal w ekstraklasie. Wielu tych młodych chłopaków znałem. Byłem gotowy, bo cały czas trenowałem. Przez dwa lata nauczyłem się funkcjonowania w podwójnej roli - trenera i piłkarza. To obciążające, bo zawsze musisz być gotowy wejść w jedną i w druga rolę.

Gdzie znajdujesz motywację do tego, żeby wciąż grać w piłkę?
Wiele osób puka się w głowę, że ja jeszcze biegam za piłką. To mi sprawia jednak mnóstwo frajdy. Uwielbiam rywalizację, uwielbiam się spocić, być poharatanym, podrapanym. Na treningach specjalnie czasem podjudzam tych młodych, że przegrali z dziadem (uśmiech). To napędza zarówno ich, jak i mnie. Mam takie triki, żeby ich motywować. Dopóki będę miał zdrowie, to granie w piłkę będzie mi sprawiało ogromną radość. To wszystko mnie trzyma. Najbardziej boję się momentu, że nie będę mógł kopnąć dłuższego podania, bo mięsień czworogłowy nie pomoże. Teraz jak złamałem rękę (w meczu rezerw w III lidze - przyp. JG), wiele osób pisało mi, że może już wystarczy. No nie. To dla mnie motywacja. Wrócę silniejszy.

Dalsza część rozmowy pod zdjęciem.

WA180216BS1-17.jpg
Bartek Syta

W niższych ligach piłkarze polują na Mariusza Pawelca?
Nie. Staram się być na boisku w porządku. Zresztą sam przecież nie byłem nie wiadomo jakim orłem. Podchodzę do nich z szacunkiem. Może dlatego dobrze mnie odbierają i często po ostatnim gwizdku podchodzą i gratulują. To miłe.

Kojarzysz się ze wślizgami. Nie ukrywajmy tego. To cię drażni?
Mam do siebie duży dystans. Nauczył mnie tego mój serdeczny przyjaciel Marek Wasiluk. Nigdy się nie obrażam i sam lubię jakąś szpileczkę komuś wbić. Wślizg to normalny element gry. Wydaje mi się, ze ten element mam na niezłym poziomie, no ale im człowiek starszy, tym wolniej się to dzieje (uśmiech). Właśnie przy próbie wybicia piłki wślizgiem złamałem teraz rękę.

Jak widzisz swoją przyszłość, jako trener?
Bardzo dużo się nauczyłem przed te dwa lata. Nie było łatwo przejść na drugą stronę. Miałem ogromne szczęście, że trafiłem na sztab, w którym byli Krzysiek Wołczek i Dawid Gomola. Do nich dołączył Piotr Celeban. To bardzo inteligentni, dobrzy szkoleniowcy. Przebywanie z nimi w pokoju uświadomiło mi, że gram 20 lat w piłkę, ale nic nie wiem. Dlatego m.in. zapisałem się na studia analizy taktycznej. Chcę mieć wiedzę, nie chce być trenerskim dzbanem. Najgorsze byłoby dla mnie, gdyby zawodnik się o coś zapytał, a ja zrobiłbym karpia i nie wiedział, co powiedzieć. Dla mnie na dzień dobry taki trener jest przegrany. Kręci mnie to. Cel mam taki, aby być lepszym trenerem niż piłkarzem.

Mariusz Pawelec (ur. 14.04.1986 w Lublinie) - dla Śląska Wrocław rozegrał 248 meczów w najwyższej lidze, co daje mu piąte miejsce w historii. Mistrz Polski z 2012 roku, wicemistrz 2011. Zdobywca Pucharu Ekstraklasy 2009 i Superpucharu Polski 2012. Dwa razy zagrał w reprezentacji Polski. Dziś jest w sztabie szkoleniowym III-ligowych rezerw Śląska, gdzie wciąż gra też jako piłkarz.

Rozmawiał: Jakub Guder

506826.jpg
Pawel Relikowski / Gazeta Wroclawska

Ryszard Pietraszewski, trener juniorów Śląska Wrocław U19

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska