Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Łaciak: Od Elity, Pyrkosza i Bem do Tercetu

Jacek Antczak
Przez wiele lat był współpracownikiem największego z wielkich - Andrzeja Waligórskiego
Przez wiele lat był współpracownikiem największego z wielkich - Andrzeja Waligórskiego archiwum prywatne
Jego życiorys jest jak leksykon muzyki rozrywkowej plus historia polskiej estrady i kabaretu. Jako dziecko grał z Jerzym Stuhrem, był pierwszym w PRL-u prywatnym agentem Witolda Pyrkosza, gonił kolarzy na Wyścigu Pokoju i posadził choinkę na wrocławskim Rynku. Sylwetkę Marka Łaciaka przedstawia Jacek Antczak

Rok 1966. W budynku na placu Nankiera wielkie poruszenie. Sześć pięknych dziewcząt zrobiło zakupy w Hali Targowej i korzystając z chwili wolnego przed koncertem, spacerują po korytarzach wydziału filologii polskiej w poszukiwaniu kolegi - menedżera.

Szukają 20-letniego Marka, studenta pierwszego roku, który organizuje im występ we Wrocławiu. "Ale babki" - wzdychają studenci Uniwersytetu Wrocławskiego. Wizyty Alibabek, Filipinek czy Kaliny Jędrusik (w 1968, gdy Wojciech Has kręcił we Wrocławiu "Lalkę", bywała u Marka na uczelni, co drugi dzień), koledzy z roku wspominają do dziś. Niedawno nawet profesor Miodek, wówczas student, rozpytywał, do kogo wtedy przychodziły największe gwiazdy estrady. A Marek Łaciak trochę żałuje, bo przez to, że wtedy wciągnął go wir show-biznesu, studia skończył, ale nie zdążył obronić magisterki, którą zatytułował: "Wpływ folkloru na muzykę bigbitową na przykładzie zespołów No To Co, Niebiesko-Czarni i Skaldowie".

W sumie mógłby zająć się tym po 7 lutego 2011. Tego dnia kończy 65 lat i stanie się emerytem. Choć i tak może to być trudne, bo to emerytura formalna; w praktyce w swojej agencji artystycznej nadal ma sporo roboty. Organizuje koncerty, festiwale, festyny, eventy na całym Dolnym Śląsku. Na szczęście wciąż pracuje w wymarzonym wolnym za-wodzie. Że zajmuje mu to czas od godziny 8 do 20, a czasem weekendy? Przyzwyczaił się, to już prawie 40 lat, bo zaczął w 1962 r., kiedy zorganizował swą pierwszą imprezę. Właściwie już wtedy, jako piętnastolatek, sformułował swe życiowo-zawodowe motto: "Rzeczy niemożliwe załatwiam na wczoraj, na cuda musisz poczekać jeden dzień".

Kawka z Cohenem
Rok 2009. Telefon. "Przyjdź do hotelu Monopol, Leonard zaprasza na kawę".
- Miło było, że pamiętał, że w 1985 r., podczas pierwszej jego wizyty w Polsce, zrobiono o nim dwa reportaże, ale w jednym powiedział coś o polityce i telewizja wypuściła tylko mój, zrobiony podczas legendarnego koncertu we Wrocławiu. Wtedy też robiłem z nim wywiad w Monopolu - Marek Łaciak cieszy się, że mógł z Cohenem pogadać o dawnych czasach. Słynnemu bardowi mógłby opowiedzieć na przykład o tym, jak w 1980 r., ja-ko dziennikarz muzyczny Radia Wrocław, podczas festiwalu w Opolu wykradł nagranie z występem Smolenia z Laskowikiem. I jak aresztowany przez partię program "Z tyłu sklepu" Teya w następnych dniach kopiują od niego ludzie z całej Polski. To nagranie stało się dzięki Łaciakowi największym nielegalnym hitem PRL-u.

Mógłby też opowiedzieć Cohenowi, jak podczas słynnego "Rocka na Wyspie" we Wrocławiu jako pierwszy w Polsce wypuszczał na antenie radiowej TSA, Dżem i Daab (z Andrzejem Krzywym na wokalu) w wersji live. Potem, w 1982 roku, to samo zrobił na "Kart Rocku" w Jeleniej Górze z Republiką, Perfectem i Lombardem.

- Te nagrania do dzisiaj są skarbem polskiego radia - mówi Marek Łaciak (Witold Pograniczny z Markiem Niedźwieckim już w 1981 r. przyznali mu za to dyplom "za największy wkład w produkcję radiową w Polsce").

Na przełomie lat 70. i 80. zjeździł z kabaretem Elita, którego był menedżerem, całą Polskę. Po kilkumiesięcznej przerwie na stan wojenny, w 1982 r., próbował powtarzać ogólnopolskie tournee, tworząc Zespół Artystyczny z Elitą, Ewą Bem, Andrzejem Zauchą i założonym przez siebie Wrocław Bandem, złożonym z najlepszych w mieście muzyków (m.in. Mietek Jurecki, Ireneusz Nowacki, Jacek Krzaklewski, Włodzimierz Krakus).

- Myślę, że w tych najcięższych czasach wlewaliśmy trochę otuchy w życie Polaków - wspomina dziś Łaciak. Pułkownik Grymin, komisarz wojskowy Radia Wrocław, tak nie uważał. Z dostarczanych mu raportów wyszło, że te występy Waligórskiego i spółki to nie otucha, tylko plucie na ustrój i sojusze z ZSRR czy NRD, zawiesił więc audycje Studia 202 i wyrzucił Łaciaka z radia.

Nie przejął się specjalnie. Przeszedł do "Słowa Polskiego", gdzie do 1989 r. co tydzień redagował rubrykę "Słowo o Rytmie".

- Pisałem o dolnośląskich zespołach, o jazzmanach i rockowcach, zrobiłem dwieście wywiadów i korespondencji z festiwali w Opolu i Sopocie - wspomina Łaciak. Zaczął też współpracę z Telewizją Wrocław. - Robiłem dla niej m.in. reportaże z festiwalu w Jarocinie czy z pobytu Cohena w Polsce, a wraz z Jackiem Wenzlem, ciągle żywą i aktywną legendą TVP Wrocław, zjeździliśmy wszystkie kraje socjalistyczne, raz nawet zapuściliśmy się do Holandii. Film o kopciuszku z Wrocławia, który wystartował w wyborach Miss Polonia, tak się spodobał, że Łaciak został korespondentem Teleexpressu.

To niespokojnej duszy menedżera nie wystarczało, organizował więc Wrocławskie Jarmarki Piastowskie (od 1984 do 1993 roku), konkursy Miss Polonia. Miesiąc przed upadkiem komunizmu został menedżerem Andrzeja Waligórskie-go i dyrektorem agencji artystycznej utworzonej przez Elitę, z którą zorganizował pierwsze imprezy sylwestrowe na wrocławskim Rynku.
- No i własnymi rękami, z pomocą żołnierzy, wykopaliśmy dziurę pod oknami prezydenta Zdrojewskiego i posadziliśmy pierwszą choinkę w Rynku. Fakt, nie była tak imponująca jak dziś i zrobiliśmy to nielegalnie, ale była pierwsza - śmieje się Łaciak.

W1993 r. założył Agencję Jedynka, którą prowadzi do dziś, organizując kilkadziesiąt imprez rocznie. Łaciak, może poza ATM-em, dysponuje najlepszym sprzętem technicznym do organizacji i obsługi imprez plenerowych.

- Nie narzekam, bo z moich usług korzysta wiele miast w całym regionie, ale nie bardzo podoba mi się to, co robi Wrocław - Łaciak uważa, że miasto organizację wielu imprez zleca drogim firmom, w wielu przypadkach przepłaca, zbyt mało korzysta z doświadczonych organizatorów imprez.
Z Jurkiem Stuhrem
Rok 1960. 14-letni Marek Łaciak, harcerz z Bielska, uczeń szkoły muzycznej (skrzypce) i ogólniaka, rozpoczyna swoją karierę... muzyczną. Gra na kontrabasie w szkolnej orkiestrze i zespole popowym w domu harcerza. Wśród jego kumpli z tych zespołów są m.in. Jacek Lech i Klaudiusz Mega (obaj później występowali w Czerwono-Czarnych) czy Andrzej Zubek (dziś rektor Akademii Muzycznej w Katowicach).

Z kolei epizod aktorski w sztuce Majakowskiego w Domu Kultury Włókniarz nie wypada imponująco. Cóż, już wtedy było widać, że jego koledzy ze sceny, Jerzy Stuhr i Henryk Talar, mają talenty aktorskie, a jego góralsko-galicyjski (po tacie i mamie) charakter bardziej predysponuje do bycia menedżerem gwiazd niż gwiazdą. Dobrą cechą tej mieszanki genetycznej jest przekonanie, że nie ma rzeczy niemożliwych, bo poza drzwiami są jeszcze okna, przez które można wrócić, by postawić na swoim.

- W moją drogę życiową i zawodową wszedłem w dniu, w którym trwała wielka feta z okazji dwudziestych urodzin PRL-u. Dokładnie 22 lipca 1964 roku stałem na placu Defilad w Warszawie i ze zdziwieniem przyglądałem się, jak na kilku estradach trwa muzyczny kogel-mogel. Na jednej tańczyły zespoły folklorystyczne, w tym moja siostra Jadwiga w góralskich Hyrniach, na drugiej pierwsi bigbitowcy, a z boku przygrywali jazzmani-dixielandowcy. Publiczność, wśród której dostrzegłem wielu młodych ludzi w superriffle'ach i kraciastych koszulach, szalała - opowiada Marek Łaciak, który miał wtedy 18 lat.

- Po wielkich brawach, które dostawali niektórzy muzycy, pomyślałem sobie: "ki diabeł?". Sprawić taką frajdę ludziom, to musi być frajda… No i tak robię już od ponad 40 lat, współpracując z artystami i mediami - dodaje charyzmatyczny menedżer, odbierając telefon. Dzwoni Izabella Skrybant- -Dziewiątkowska, Łaciak wspomaga ją w kontaktach z mediami. - O Tercecie Egzotycznym można różnie sądzić, o gustach się nie dyskutuje, ale jednego nie można Izie odmówić: na jej koncertach wciąż są pełne sale, fani ją kochają - tłumaczy Marek Łaciak.

Byłem agentem Pyzdry
Rok 1974, do 28-letniego Łaciaka, który właśnie wrócił na weekend ze stolicy (pracował w redakcji sportowej TVP, m.in. przy Wyścigu Pokoju), dzwoni 48-letni aktor Teatru Polskiego, a przy okazji jedna z największych gwiazd polskiego kina i… wrocławski restaurator: "Panie Marku, słyszałem, że jest pan facetem, który potrafi wszystko zorganizować, ja się nie wyrabiam z tym szaleństwem po "Czterech pancernych" i "Janosiku". Wszyscy mnie zapraszają na spotkania, wymyśli pan coś?" - pytał Witold Pyrkosz. Narada trwa do późnej nocy "U Dreptaków", czyli kultowej knajpie prowadzonej przez Pyrkoszów przy ul. Ofiar Oświęcimskich. Po którejś butelce wina Gellala zapadły strategiczne decyzje.

- W ten sposób zostałem chyba pierwszym w Europie Wschodniej prywatnym agentem aktora - śmieje się Łaciak. Zaczęli jeździć w trasy. Pyzdra wyciągał "kulecke na łancusku", którą machał w "Janosiku", a Łaciak zbierał od publiki pytania do aktorów "Janosika" i "Pancernych" i tak zaczynał się program "Jencom, góry, jencom" z Pyrkoszem, Matysikiem, Wiśniowskim i Bielawskim. O godzinach 10, 12 i 14 spotkania z aktorami odbywały się w szkołach. Potem była przerwa na obiad i o godz. 16, 18 i 20 kolejne spotkania - w domach kultury. Sześć występów dziennie w tygodniowych setach, i tak przez ponad cztery lata. Zjechali Polskę wzdłuż i wszerz - kilka razy.

Mam na koncie 5320 imprez
Marek Łaciak wynotował kiedyś swoje menedżerskie i zawodowe dokonania. Zestawienie wygląda jak leksykon polskiej estrady, ze szczególnym uwzględnieniem legend wrocławskiej sceny. Np.: "1966 kierownik zespołu Żacy", "Od 1969 kierownik zespołów Pakt i Ad Libitum", "1970 - kierownik zespołu Super Pakt (Jan Borysewicz), "1975 - kierownik zespołu "Romuald i Roman", "1977 - kierownik Zespołu Artystycznego (Halina Frąckowiak, Irena Santor, Maria Koterbska)", "1974-1978 - menedżer Witolda Pyrkosza i Ferdynanda Matysika - spotkania z aktorami filmów "Czterej pancerni i pies" i "Janosik", "1981 - kierownik zespołu Ewa Bem i jej goście" itd., itp. Do te-go "miejsca działalności": ZMS, ZSP, Jazz nad Odrą, Pałacyk, Impart, radio, telewizja, "Słowo Polskie", nawet… Koło Bielszczan.
- A to ciekawe było... W 1968 roku zorganizowałem w rodzinnym mieście imprezę Non Stop Romuald & Roman, gdzie słyn-na kapela z Wrocławia występowała codziennie przez miesiąc. Niestety, musieliśmy przerwać, gdy zaczęła się inwazja na Czechosłowację - wspomina Łaciak, który jako wrocławski student spędzał tyle czasu w rodzinnych stronach, że próbował - zupełnie na serio - założyć tam filię Uniwersytetu Wrocławskiego.

Na pytanie, czy nie mógłby szczegółowo opisać imprez, które zorganizował, nie jest w stanie odpowiedzieć, bo żeby mu się nie mieszało, na razie zrobił tylko podsumowanie ogólne: "Ad Libitum - 20 imprez, Elita - 1000 , Pakt i Romuald i Roman - 500, Pyrkosz - 500, Impart - 300 imprez, jarmarki, sylwestry i inne chałtury - 3000". W sumie wychodzi 5320. I wciąż nie ma dosyć. Jacek Antczak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska