Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Majeran-Kokott propaguje modę na ludowe

Robert Migdał
Każdej niedzieli 100 000 osób słucha dolnośląskich zespołów ludowych, które grają i śpiewają, że hej! Z Małgorzatą Majeran-Kokott, która prowadzi Listę Przebojów Ludowych w Radiu Wrocław, rozmawia Robert Migdał

Kapele z dolnośląskich wsi śpiewają przy skrzypcach i akordeonach ludowe przeboje w Twojej audycji już od ponad dekady. Skąd się wzięło to Twoje zainteresowanie muzyką ludową?
To był absolutny przypadek. Kiedy przyszłam do Polskiego Radia Wrocław z radia ESKA, w którym miałam swój autorski program, kompletnie niezwiązany z muzyką ludową, to też chciałam mieć swój program, a nie tylko biegać z mikrofonem jako reporter. I ówczesna szefowa programowa - redaktor Ewa Góral - zaproponowała mi prowadzenie programu w najgorszej porze, jaką można by sobie wymyślić. Zaczynał się w niedzielę o szóstej rano i trwał tylko do ósmej. Był to program rolniczy: roiło się w nim od informacji o uprawach, problemach wsi. I wśród tych rad i porad dla rolników było 15 minut z muzyką ludową. Kiedy zaczęłam go prowadzić, zadzwoniła do redakcji pani Helena Wiśniewska, powiedziała, że mają zespół ludowy, i zaprosiła mnie do siebie. Pojechałam do Mokrzeszowa, to był zespół Złoty Kłos - do dzisiaj ich pamiętam: przywitali mnie w strojach ludowych, na czele stał sołtys wsi - było niezwykle sympatycznie i uroczyście. Zachwyciłam się muzyką ludową. Zaczęły przychodzić kolejne zaproszenia z całego Dolnego Śląska. Bo okazało się, że "Złoty kłos" nie jest jedyną kapelą w regionie... I tak od 13 lat, bo pierwszy program nagrałam jesienią 1998 roku, jeżdżę po dolnośląskich wioskach.

Masz jakieś wiejskie korzenie czy jesteś "miastowa"?

Dziadkowie wywodzą się ze wsi mazowieckiej, ale po wojnie mieszkali w mieście. Moje kontakty ze wsią jednak już od dziecka były bardzo ścisłe: mój tato był lekarzem weterynarii. W moim domu w Boguszowie-Gorcach, w którym spędziłam całe dzieciństwo, była lecznica. Więc cały czas chłopi dzwonili do nas do domu, po weterynarza, bo "się krowa cieli", i tata musiał jechać do pracy o każdej porze dnia i nocy. A że moja mama, która była lekarzem laryngologiem, często miała dyżury w szpitalu, więc, żeby nie zostawać w domu sama, jeździłam z tatą. Ojciec szedł do stajni lub do obory, a ja siedziałam z gospodyniami w domu. Miło to wspominam: byłam częstowana prawdziwym mlekiem, swojskim chlebem, słuchałam opowieści o wsi. Dzięki temu wieś bardzo dobrze znałam i znam. Nigdy jednak nie mieszkaliśmy na wsi.

Ale teraz to się zmieniło. Po wielu latach mieszkania w samym centrum Wrocławia spakowałaś całe swoje życie i z rodziną wyprowadziłaś się na wieś.
Bo już miałam dość miasta. Owszem, na początku było fajnie: że blisko do Rynku, do dworca PKP, że wszędzie można dojść pieszo - i to było wygodne, ale po jakimś czasie te samochody, które jeździły mi po głowie, zaczęły doskwierać. I wyprowadziliśmy się za miasto, pokochałam wieś, wtopiłam się w nią - to nie jest tak, że przyjeżdżam do niej jak do noclegowni: interesuję się życiem mojej wioski, pomagam przy organizacji imprez z zespołami ludowymi...

Działasz w Kole Gospodyń Wiejskich?
Nie ma takiego koła, ale zastanawiam się nad założeniem (śmiech). I Koła Gospodyń, i zespołu ludowego.

A za chwilę będziesz startować na sołtysa.

Eeee tam, sołtys to dla mnie za mało, od razu porwę się na stołek wójta (śmiech).

Przez te 13 lat udało Ci się policzyć, ile na Dolnym Śląsku jest zespołów ludowych?

Co do jednego to nie, ale jest ich na pewno ponad dwieście.
Dużo.
Oj dużo, a na dodatek na Dolnym Śląsku jest więcej zespołów ludowych niż w tych regionach, jak Małopolska, Mazowsze, w których istnieją zespoły z pokolenia na pokolenie, nieprzerwanie od dziesięcioleci. To jest fenomen Dolnego Śląska - po II wojnie światowej trafili tutaj ludzie z różnych regionów Polski i zakładali zespoły, bo mieli wielką potrzebę podtrzymywania tradycji. A co jest ciekawe: tych zespołów jest z roku na rok coraz więcej.

Nie ma co ukrywać, że też dzięki Twojemu programowi. Prowadzisz trzygodzinną "Listę..." w Radiu Wrocław i robisz "modzie na ludowe" wielką reklamę.
Bo ja nie tylko gram tę muzykę, ale też jestem takim trochę pośrednikiem między zespołami: kontaktuję ze sobą różnych muzyków. Na przykład dzwonią do mnie słuchacze i mówią: "Potrzebujemy skrzypka", "Szukam kogoś, kto mi akordeon naprawi". Ja to ogłaszam na antenie i się skrzypek znajduje, i akordeon zostaje naprawiony... Zrobiła się ze mnie taka jednoosobowa instytucja (śmiech).

Dla mnie te wszystkie zespoły ludowe to wielki fenomen. Bo pokazują, że coś można robić za darmo, dla pasji.
Oni sami się "skrzykują", poświęcają swój cenny czas, pieniądze na instrumenty, stroje, sami sobie te stroje szyją. I co najważniejsze: robią to dla przyjemności. To bardzo rzadkie w dzisiejszych czasach. Poza tym wydaje mi się, że dzięki graniu w zespole ludowym ci ludzie zaspokajają swoją naturalną potrzebę spotykania się z drugim człowiekiem. Szczególnie na wsi, bo tam jest mniej możliwości niż w mieście. Dwa razy do roku spotkania w wiejskiej świetlicy to dla nich za mało. Więc jeżeli sami sobie czegoś nie stworzą, to zostaje im siedzenie przed telewizorem i nic więcej. Stąd te zespoły wiejskie - ludzie zawsze lubili śpiewać. Mamy to w naturze: zawsze śpiewamy na imieninach, weselach. A czemu śpiewają akurat ludowe? A co mają innego śpiewać? Rocka? Country? Najbardziej dla ich wieku i możliwości głosowych pasują piosenki ludowe - znane od lat, śpiewane w rodzinie z pokolenia na pokolenie.

W tych ludowych przebojach jest i trochę z Kresów wileńskich, i odrobina Lwowa, Mazowsza, Śląska...
…a nawet pieśni jugosłowiańskie, rumuńskie, przywiezione przez polskich reemigrantów z Jugosławii czy Bukowiny rumuńskiej. Wielka, przeogromna różnorodność, bo na Dolny Śląsk trafili ludzie z różnych stron i z różnych powodów: bo musieli, bo stracili domy na Kresach, bo chcieli - za pracą, mieszkaniem... To jest wyjątkowe: dzięki temu mamy prawo śpiewać wszystko. Bo jak się pojedzie do Łowicza, to tam się śpiewa tylko pieśni łowickie, jak na Kurpie - to kurpiowskie, a u nas można śpiewać wszystko. I możemy założyć każdy strój ludowy - taka jest u nas mieszanka kultur.

W zespołach śpiewają tylko ludzie starsi?
Nie, choć przeważają. Jest tak, że zespół przestaje istnieć, bo jego skład powoli wymiera, ale chwilę później, w wiosce obok, powstaje kolejny zespół. Najczęściej są to ludzie, którzy przeszli na emeryturę, mają odchowane dzieci, wnuki i szukają czegoś, żeby się nie nudzić. 20-, 30-latkowie nieczęsto śpiewają: bo oni mają pracę, dzieci, są zaganiani i im jest trudniej. Ale się zdarzają. Częściej śpiewa i gra młodzież - mają szkołę, a po szkole spełniają się w zespole.
Ci ludzie, którzy udzielają się w zespołach ludowych, są strażnikami tradycji...
Myślę, że tak. Mają wielki sentyment do tradycji, dbają o nią, podtrzymują w rodzinie, w okolicy. To bardzo cenne. Bo zalewa nas moda na walentynki, Halloween, a zapominamy o Nocy Świętojańskiej, coraz rzadziej umiemy czcić odpowiednio Wszystkich Świętych.

Zauważyłaś, że ostatnio powraca moda na ludowe?

I bardzo mi się to podoba. Zaczęło się od muzyki: folk wrócił do łask, a teraz motywy ludowe pojawiają się i we wzornictwie mebli, w modzie. Bardzo się z tego cieszę: ludowe jest traktowane jako coś wartościowego, wyjątkowego, co nie jest produkowane masowo z metką made in China. Ludziom podobają się korale, hafty ludowe. Rękodzieło wraca do łask.

Niestety, w radiu, gazetach i telewizji trudno jest się przebić modzie na ludowe. Twoja audycja jest ewenementem w skali kraju: nie dość, że trwa trzy godziny, to nie jest "upychana nogą" w środku nocy, tylko można jej posłuchać od 7 do 10 rano, w niedzielę...
I co tydzień słucha jej ponad 100 000 osób. To oznacza, że ludzie szukają takiego rodzaju muzyki, chcą czegoś swojskiego, tradycyjnego. Szukają innej muzyki niż ta, która leci non stop w rozgłośniach komercyjnych.

Tyle lat, tydzień w tydzień, zajmujesz się muzyką. A sama grasz? Śpiewasz?

(śmiech) Kiedyś próbowałam grać na gitarze, ale kompletnie mi nie wychodziło. Ze śpiewem jest lepiej: coś tam sobie podśpiewuję pod nosem, niekoniecznie ludowe piosenki, chociaż z moją córką, Kasią, śpiewamy "W moim ogródeczku", bo ona uwielbia tę piosenkę. Ale znam wiele ludowych piosenek. Tyle się ich nasłuchałam, że każdej potrafię zaśpiewać kawałek, przynajmniej pierwszą zwrotkę...

rozmawiał Robert Migdał

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska