Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Major" Fydrych: Wrocławianie, Referendum stoi przed wami otworem

Waldemar "Major" Fydrych
Waldemar "Major" Fydrych
Waldemar "Major" Fydrych
Skończyło się Euro 2012, impreza tak kosztowna, że dla przeciętnie inteligentnego wrocławianina równanie "1 gol (polski na Maślicach) = miliard PLN (kosztu stadionu)" winno być niestrawne. A matematyk Rafał Dutkiewicz (doktor logiki Katolickiego Uniwersytetu w Lublinie), który je stworzył, winien być potraktowany jak hochsztapler - pisze na łamach "Gazety Wrocławskiej" Waldemar "Major" Fydrych

No a zamiast tego, Dutkiewicz z pewnością, gwarantowaną mu przez sfeudalizowaną większość w Radzie Miejskiej, oświadcza, iż "wrocławskie długi" szacowane na ponad 3,3 miliarda PLN, czyli ok. 100 proc. rocznego budżetu miasta "nie są problemem dla miejskiej kasy". Dla przypomnienia, Hiszpania obecnie ma problemy z płynnością, gospodarką i wiarygodnością finansową przy deficycie publicznym na poziomie tylko 70 proc.

Współczesny neoliberalizm to idealny system dla logika Dutkiewicza - kontrolowany przez globalną finansjerę, ale na koszt lokalnych obywateli, system władzy działający na zasadzie "drzwi obrotowych", jak mawiają Amerykanie, procederu skądinąd znanego w Polsce jako "rączka rączkę myje".

Jeszcze na kilka miesięcy, przed łomotem na giełdzie, który spadł na udziałowców AIG (American International Group) w 2008 r., "eksperci" neoliberalizmu, systemu gospodarczego, do którego pretenduje logik Dutkiewicz, zapewniali społeczność inwestorską, że akcje AIG to świetna inwestycja. Ken Fisher, guru miliardowych inwestorów, piszący od 25 lat dla sławnego czasopisma "Forbes" w artykule z 28 stycznia 2008 r. rekomendował drobnym ciułaczom akcje AIG, które zaledwie 10 miesięcy później straciły 97 proc. swej wartości. Logik Dutkiewicz na jego miejscu prawdopodobnie zrobiłby tak samo. W końcu wróżenie z fusów nie jest ograniczone terytorialnie do USA.

Maurice "Hank" Greenberg to kolejny bohater świata, w którym "grzechem jest się nie zadłużać*". (*Rafał Dutkiewicz w rozmowie z Wojciechem Szymańskim, GW Wrocław 21.04.2009) "Hank" Greenberg przez 40 lat (do 2006 r.) też tak uważał i rozwinął AIG z małej firmy założonej w 1919 r. przez amerykańskiego domokrążcę sprzedającego ubezpieczenia w Chinach do światowego kolosa, po to tylko, by mogła ona w 2008 roku spektakularnie zbankrutować. Koszty tego bankructwa świat ponosi po dziś dzień.

W 2006 roku Greenberg został wyrzucony z fotela prezesa za ukrycie w bilansie firmy ponad pół miliarda USD długów przy użyciu kreatywnej księgowości i sztucznie wykreowanych w tym celu transakcji. Dwa lata później okazało się, jak dalece opóźniony był ten ruch akcjonariuszy. Firma i tak splajtowała.
Upadek Greenberga nie przeszkodził jednak pismu "Forbes" zaszczycić w 2006 r. naszego Wielkiego Logika za niemal identyczne działania tytułem "Człowieka Roku". Bo czyż jest czymś innym jak ukrywaniem długów miasta ich "upychanie" w postaci celowych spółek miejskich - narzędzia kreatywności bilansowej tak ochoczo używanego przez dzisiejszy wrocławski magistrat? Lub sięganie po "leasing zwrotny" na miejskie nieruchomości? I czyż nie jest "myciem rączką rączki" fakt uchwalenia przez obóz Dutkiewicza absolutorium dla Prezydenta, w sytuacji gdy Grobelny, za takie samo postępowanie dostaje od poznańskiej rady miejskiej czerwoną kartkę...?

Czy można nazwać racjonalnym takie zarządzanie miasta, w którego wyniku główne lody ukręcone na Euro 2012 zjadła UEFA, a Wrocławiowi został tylko wylizany wafelek? I pociecha, że trzy razy trawa na stadionie w Maślicach pokazana była fanom futbolu na świecie. Z pewnością geniusz PR-u Dutkiewicz oczekuje, że ta trawa była na tyle zielona, by przyciągnąć miliony innych światowych fanów trawy. Albowiem raczej na pewno nie przyciągnie ich miejski rynek, który stał się na czas Euro 2012 obozem przesiedleńczym dla kibiców, obwarowanym siatką, urokliwymi toi toikami i stratami finansowymi dla okolicznych knajpiarzy.

Klapa? Klapa. Ale Prezydentowi Dutkiewiczowi zawsze pozostaje ucieczka do przodu! Bitewne gongi i bębny Wielkiego Logika biją triumfalnie i zagłuszają jęk pozostawianych przez niego na polach bitewnych ofiar: budowniczych stadionu, do których, jakoś tak się stało, nie trafiły pieniądze za ciężką pracę, właścicieli knajp odnotowujących rekordowe straty, hotelarzy, którzy przeliczyli się, wierząc w propagandę sukcesu, mieszkańców Wrocławia obarczanych podwyżkami czynszów i biletów komunikacji miejskiej oraz nowymi kreatywnymi podatkami "od śniegu i deszczu", organizacji pomocy społecznej i ich klientów, na których barkach spoczną długi miasta, działaczy kultury obserwujących zanikanie i tak już nikłych środków na lokalną kulturę i wielu innych.

A kto bije w te bębny bitewne? "Newsweek", który już trzeci raz z rzędu nagradza go za wydawanie publicznych pieniędzy - czyli im więcej, tym lepiej? "Nasz prezydent najlepszy w Polsce" - podkręca lokalna wkładka portalu fakt.pl.
Ale czy można się dziwić, że polskie media tak kochają Wielkiego Logika? W końcu na przestrzeni tylko ostatnich ośmiu lat na miejską promocję (czytaj "autopromocję" Dutkiewicza) wydano blisko 145 milionów złotych!

Prezydent Dutkiewicz mówi o redukcji długu, ale jak podaje "Gazeta Wrocławska", relacjonując posiedzenie rady z 28 czerwca i opierając się na przedstawianych przez władze miasta planach, przed zaplanowanymi na 2017 rok igrzyskami sportów nieolimpijskich, "we Wrocławiu trzeba będzie wybudować basen o rozmiarach olimpijskich. Prawdopodobnie niezbędna będzie też modernizacja Stadionu Olimpijskiego" zgodnie z logiką, że im bardziej nieolimpijskie sporty, tym bardziej olimpijskie mają potrzeby i tym bardziej olimpijskie kwoty muszą na ich spełnianie pójść.

Zaledwie rok wcześniej Wrocław będzie Europejską Stolicą Kultury. Miasto w swej ambitnej aplikacji zobowiązało się przeznaczyć na ten cel 314 milionów PLN, z czego połowa - 162 miliony PLN ma pochodzić z miejskiej kasy.
Jakoś ciężko mi, sumując te ambitne propozycje i koszty z nimi związane, dostrzec w nich cień logiki innej niż paradoksalna, jeśli celem głoszonym przez Dutkiewicza jest rzeczywiście zmniejszenie wrocławskiego zadłużenia. To znaczy tego prawdziwego, obejmującego także i długi ukryte za zasłoną dymną kolejnych miejskich spółek celowych. Chyba że mam potraktować te obietnice i zobowiązania, jak wszelkie inne zobowiązania i deklaracje składane przez zarząd miasta. Jak na przykład to, złożone w aplikacji miasta na ESK 2016, że prezydenta motywuje "poczucie obowiązku wobec historycznego i współczesnego dorobku kulturalnego Wrocławia oraz jego twórców (...)".

Ta śmiała deklaracja prowadzi w linii prostej do jednego z tych twórców, a konkretnie do mojej skromnej osoby - Waldemara "Majora" Fydrycha - twórcy legendarnego w świecie ruchu artystyczno-opozycyjnego znanego jako "Pomarańczowa Alternatywa", którego emblematem stał się wizerunek Krasnoludka z Kwiatkiem mojego autorstwa. Człowieka, którego wkład w najnowszą historię miasta Wrocławia i Polski jest bezdyskusyjny, o czym piszą nawet same władze Wrocławia w tejże samej aplikacji na ESK 2016.

Od samego początku mojego procesu przeciwko magistratowi Wrocławia ucieleśnionemu w osobach Rafała Dutkiewicza i jego dyrektora Biura Promocji Pawła Romaszkana stałem na stanowisku, iż moja sprawa jest papierkiem lakmusowym sposobu działania i poziomu etyki wrocławskich władz miejskich. Nie myliłem się. Stan zadłużenia miasta i towarzysząca mu propaganda sukcesu wobec jednoczesnych oczywistych strat z tego tytułu dla przeciętnego wrocławianina są tego żywym dowodem. Dlatego też m.in. prowadzę ten proces. Budowanie uczciwego systemu demokratycznego polega także na proteście obywateli wobec nadużyć władzy.

Jedną z form protestu dopuszczalnych w warunkach demokracji - nawet tak niedoskonałej jaką jest ta w Polsce - jest proces sądowy. Co ważniejsze - proces prowadzę na własny koszt, a nie jak magistrat - na koszt wrocławskiego podatnika. Prowadzę wbrew brudnej kampanii PR-owej, wbrew oskarżeniom o pazerność tylko z tytułu faktu, iż chcę dysponować własną twórczością, bo niekoniecznie uszczęśliwia mnie widok mojego krasnoludka - dla mnie symbolu wolności, za którą niejednokrotnie siedziałem na dołku - na podstawkach pod piwo i kieliszkach z wódką. I wbrew miejskim kłamstwom na użytek wielbicieli ulicznych gnomów co do przedmiotu sporu - jest nim tylko krasnoludek w konkretnej formie rysunkowej mojego autorstwa, a nie krasnale zaludniające obecnie wrocławskie place i ulice. Prowadzę go, mimo że jestem narażony na twierdzenia, że mym pozwem niszczę "swoją piękną opozycyjną kartę" i na inne świadectwa moralności wystawiane mi przez osoby, które w czasach reżimowych nie były w opozycji jak Adam Chmielewski - poprzedni szef spółki Wrocław 2016 - lub wręcz związane były z panującym systemem komunistycznym.

Ten proces odsłania prawdę o poziomie etycznym Zarządu Miasta Wrocławia, o arogancji i matactwach w tej sprawie w wypowiedziach medialnych Prezydenta Dutkiewicza, o kłamstwach sądowych jego wasala - Pawła Romaszkana (w tej sprawie zawiadomiłem już prokuraturę). Niech ci panowie podadzą mnie do sądu za zniesławienie - proces będzie się odbywał tym razem w Warszawie, gdzie Wielki Logik nie sięga. Ale niech panowie jeżdżą na rozprawy lub wysyłają prawników na własny koszt!

Nie chcę rozwodzić się tu nad szczegółami sprawy sądowej. Zainteresowanych zapraszam na swój blog Krasnoludki i Gamonie, gdzie relacjonuję sensacje, takie jak zeznania byłego wiceprezydenta miasta Sławomira Najnigiera i byłej szefowej rady miejskiej, Barbary Zdrojewskiej, potwierdzające również w przyniesionych dokumentach w całości moje racje.

Wbrew kategorycznym zaprzeczeniom reprezentantów magistratu o jakimkolwiek związku grafiki tzw. wrocławskiego krasnala z Krasnoludkiem z Kwiatkiem - symbolem Pomarańczowej Alternatywy - tenże wrocławski krasnoludek zawędrował pod strzechy Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu jako element wystawy o Pomarańczowej Alternatywie. Zorganizował ją podczas Nocy Muzeów 2010 nie kto inny jak naczelny miejski macher od krasnoludków - Marek Stanielewicz, wykładowca grafiki na wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych, a od zeszłego listopada także pracownik etatowy Biura Promocji Miasta. By nie było wątpliwości, że jest to właśnie ten miejski krasnoludek, a nie jakiś przypadkowy, podobny do niego skrzat, został wyposażony we wszystkie możliwe miejskie atrybuty, jakie udało się na nim zmieścić: zastrzeżone w UPRP oficjalne logo Wrocławia (niezbędna zgoda dyrektora Biura Promocji Miasta), zastrzeżony adres strony internetowej www.wrocław.pl, oraz zastrzeżone hasło "Wrocław the meeting place". Chętnych ujrzenia tego komicznego strzelenia sobie w stopę przez Magistrat zapraszam na stronę wrocławskiego IPN: https://ipn.gov.pl/portal/pl/2/12926/

Na zakończenie chcę powiedzieć jednak jedno: jeżeli wrocławianie nie będą w stanie sami odwołać swego Gargamela za tupet i niekompetencję, pomogą im w tym Krasnoludki. Obaliły już jedną dyktaturę. A więc wrocławianie, do dzieła. Referendum stoi przed wami otworem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska