Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kryptonim „Lalka”, czyli mroczne sfery ludzkiej natury. Tajemnica tragedii

Artur Drożdżak
Eksperymenty tego mężczyzny zakończyły się zgonem Ewy B. Ale za tę śmierć on nie odpowiada - uznał sąd
Eksperymenty tego mężczyzny zakończyły się zgonem Ewy B. Ale za tę śmierć on nie odpowiada - uznał sąd archiwum
Mężczyzna eksperymentował w łóżku z żoną, a potem z kolejnymi partnerkami. Ekstremalnych przeżyć spróbował z pracownicą agencji towarzyskiej w Krakowie. Nie przeżyła.

We wrześniowe popołudnie leśniczówka w Bednarce koło Gorlic zapełniła się. Zjechała tu duża, wielopokoleniowa rodzina. Pod wieczór jedna z par małżeńskich wyszła na spacer do lasu, by zaczerpnąć powietrza, rozejrzeć się za grzybami. Nagle kobieta zwróciła uwagę na coś dużego między drzewami.

- Zobacz, tam ktoś wyrzucił manekina - pokazała mężowi coś leżącego na trawie. Podszedł, przykucnął i odwrócił się do żony.

- To martwa kobieta. Kompletnie naga - wycedził. To był koniec spaceru.

Kryptonim „Lalka”

Blondynka leżała na plecach z rozrzuconym nogami. W pobliżu nie było żadnych ubrań, dokumentów, komórki. Dla kryminalnych taki był początek sprawy, której nadali kryptonim „Lalka”.

Wezwano ekipę z komendy wojewódzkiej w Krakowie. Doświadczeni, dobrze przygotowani do roboty przy najcięższych sprawach. Niejedne zwłoki widzieli w życiu. Dla nich to banał, że na tym etapie śledztwa trzeba mieć odpowiedzi na dwa pytania: kim jest ofiara i jak zginęła.

Zgon naturalny to nie był - już na pierwszy rzut oka - ale w życiu są różne sytuacje. Może faktycznie zmarła bez niczyjej „pomocy”, a ktoś tylko chciał się pozbyć zwłok? Bywały takie przypadki.

Pies tropiący po przejściu 500 metrów stracił ślad. To oznaczało, że ktoś tam przywiózł ciało autem.

Najważniejszą poszlaką, która mogła pomóc w ustaleniu tożsamości był tatuaż na prawej nodze. Motyw roślinny: czerwone trzy kwiaty, jeden duży i dwa mniejsze po bokach, symetryczne. Takiego nie zrobi się pokątnie, ale w dobrym studiu tatuażu.

Tatuaż na nodze i krakowski trop

Kryminalni z kolegami z komendy powiatowej dostali sygnał, że to może być prostytutka używająca artystycznego pseudonimu „Daria Full”, dlatego wypytano panie trudniące się nierządem w Gorlicach, Brzesku, a nawet w Inowrocławiu.

Jednak przełomem okazał się krótki komunikat i zdjęcie do mediów o „kobiecie z tatuażem”. Charakterystyczny ornament na nodze rozpoznała prostytutka z Krakowa. - Ta zmarła to Ewka, z którą we trzy pracowałyśmy w domowej agencji towarzyskiej przy ul. Galla - zeznała. Co rzadkie w tym środowisku, sama zawiadomiła policję o odkryciu. - Ewka nie odzywała się od kilku dni.

Koleżanki z agencji myślały, że dłużej zabawiła z klientem, który zamówił ją sobie na cały weekend. Wystraszyły się, czytając wzmiankę o zwłokach. Przypomniały sobie, że klient obiecywał za weekend ze trzy tysiące złotych, a może i więcej.

Ewka potrzebowała gotówki, bo samotnie wychowywała małą córkę, pomagała w leczeniu brata, wspomagała rodzinę. Matce mówiła, że pracuje w restauracji. Nie chwaliła się, że dorabia jako prostytutka. I tak już po trzech dniach policjanci dowiedzieli się, kim była ofiara: 27-letnia Ewa B. To był milowy krok naprzód.

Duszenie po pigułce gwałtu

Długo pozostawało bez odpowiedzi drugie ważne pytanie: jak zginęła. Sekcja zwłok nie dała jednoznacznego wyniku i były potrzebne szczegółowe badania. To wymagało czasu. W końcu biegły medyk sądowy wypowiedział się, że kobieta miała obrzęk płuc i przekrwienie narządów wewnętrznych. Zmarła przez gwałtowne uduszenie na skutek unieruchomienia klatki piersiowej. Według niego obraz podbiegnięć koło sutków mógł odpowiadać skutkom krępowania sznurem. Badanie toksykologiczne niczego nie wykazało, ale podczas kolejnych analiz chemicznych ujawniono środek GHB, ślad po tzw pigułce gwałtu.

Zaczął się wyłaniać obraz ofiary nietypowej przemocy. Sprawy o takim podłożu są trudne.

Nie wykluczano wersji, że to robota seryjnego zabójcy na tle seksualnym.

„Świry” i „normalni”

Tym intensywniej zaczęto przesłuchiwać koleżanki zabitej z agencji towarzyskiej. Zwykle ogłaszały się na portalu Roksa. Opowiedziały, że miały swój wewnętrzny system ostrzegania. Dzwoniących panów identyfikowały jako „świrów” lub „normalnych”.

Tych pierwszych unikały i zaznaczały w służbowych telefonach połączenia jako „klientów podwyższonego ryzyka”. Tego, który zabrał Ewkę, zakwalifikowały do grupy tych „normalnych”, ale wzbudził jednak w nich pewien niepokój, bo telefonował z dwóch różnych numerów i długo nie odbierał połączeń. Dlatego kierując się zawodową intuicją, wyszły zobaczyć, jakim samochodem przyjechał.

Na parkingu przy ul. Królewskiej zaparkowało jasne volvo. Zapisały numer rejestracyjny, ale niestarannie. Pomyliły cyfry.

Śledczy skorzystali wówczas z pomocy kolegów z wydziału wywiadu kryminalnego. Ustalili numer telefonu dzwoniącego klienta, sprawdzili, w jakich miejscach logowała się jego komórka i okazało się, że parkował on w dużych galeriach handlowych.

Wykonali gigantyczną pracę, przejrzeli zapisy kilkudziesięciu kamer monitoringu w Krakowie. Jedna zarejestrowała poszukiwany pojazd. To było volvo na brytyjskich numerach.

[cyt]Mężczyzna używał pseudonimu „Stanowczy” lub „Bardzo stanowczy”, co miało oddawać dominującą cechę jego charakteru

[/cyt]

„Stanowczy” spod Opola

Po tygodniu śledztwa w aktach znalazło sie nazwisko kierowcy. Na potrzeby tekstu nazwijmy go „Stanowczy”. Żonaty, 55 lat, dwoje dzieci, mieszkaniec okolic Opola, na co dzień pracujący za granicą. Okazało się, że zdążył już wyjechać z kraju, ale było wiele poszlak, że wróci. Tu miał nową kobietę Baśkę B., niejasne interesy.

Pojawił się w Polsce na sylwestra. Został zatrzymany. Na długie miesiące trafił za kratki. Nie przyznał się do zarzutów, które postawił mu prowadzący śledztwo prokurator z Gorlic.

Przesłuchano kobiety, z którymi „Stanowczy” był związany w swoim życiu. Pytano je, czy lubił uprawiać z nimi nietypowy seks, czy podawał jakieś substancje, czy stosował przemoc.

Z ich wypowiedzi wyłaniał się obraz mężczyzny, którego fascynowało zagadnienie sadomasochizmu i tzw. BDSM, czyli specyficznych relacji seksualnych, które opierają się na pewnej umownej grze partnerów w dominację i uległość. I na tym, że jedno z nich jest krępowane sznurami lub linami, a drugie odbywa z nim akt seksualny.

Według teorii wszystko ma się odbywać za zgodą obu stron, a praktyce bywa z tym różnie. W takiej grze ważne są rekwizyty, zasady bezpieczeństwa i wzajemne zaufanie, że jedna osoba drugiej nie zrobi żadnej krzywdy.

Im bardziej rozwijało się śledztwo, tym głębiej policjanci i prokurator wkraczali w mroczne sfery ludzkiej natury, ukrytych na co dzień fascynacji seksualnych, które zwykły śmiertelnik mógł zobaczyć na rzadko odwiedzanych portalach internetowych dla „znawców” (niektórzy powiedzieliby: dla zboczeńców). Mężczyzna używał na nich pseudonimu „Stanowczy” lub „Bardzo stanowczy”, co miało oddawać dominującą cechę jego charakteru.

Była żona nie chciała przemocy

Jego była żona Maria M. zeznała, że zanim wyjechał do Holandii, miał tendencję do seksu z użyciem przemocy.

- Traktowałam to jako zabawy małżeńskie. Na początku się na to zgadzałam, ale potem wycofałam się - przyznała. - Były uderzenia ręką, wiązanie liną, ale to nie wykraczało poza granice bólu.

Mąż robił jej wtedy rozbierane zdjęcia.

- On mówił, że mu to daje odlot - nie kryła. Nie ingerowała, gdy zaczął się na taki seks umawiać z innymi partnerkami. Wyszukiwał je dzięki stronie internetowej o BDSM, jaką prowadził przez dziewięć lat.

- Poznałam cztery takie dziewczyny i godziłam się na „sesje” męża z nimi, bo ja już nie chciałam takich zbliżeń - nie kryła Maria M. Widziała u kobiet siniaki na plecach i pośladkach. Mówiły, że taki seks daje im przyjemność z jej mężem. On opowiadał, że w takim kontakcie bardziej obchodzi go przemoc, płacz, zniewolenie. Ta tematyka pochłaniała go bez reszty.

- Dla mnie to było zbyt obciążające psychicznie - dodała była żona. Nie zgodziła się pisać opowiadania o BDSM i umieszczać je na stronie internetowej, którą dla niej mąż zatytułował: Nieosiągalna. Tak miała zwabiać do niego nowe partnerki. Nie dała rady, potem ich drogi się rozeszły, on wyjechał. Nie spotykali się i zerwali wszelkie kontakty.

Dorota D. była jedną z kobiet w życiu „Stanowczego”, którą poznał przez portal randkowy. Pochodziła spod Łodzi i na zaproszenie mężczyzny zamieszkała u niego w Anglii, w Wellington.

Zeznała, że w czasie zbliżeń krępował ją sznurem, proponował chłostę, ale odmówiła. Zakrywał jej oczy i raz podał drinka, po którym nagle zasnęła, a wówczas przywiązał za nogi do łóżka i zrobił jej rozbierane zdjęcia. Potem umieścił je na portalu randkowym bez jej wiedzy i zgody.

Przypomniała sobie, że miał specjalne gadżety używane w erotycznych grach, choćby uzdę z kulką, jak dla konia, tzw. ponnygirl. O pejczu i kajdankach nie wspominając, bo to standard.

Dom pod Limanową

W trakcie śledztwa okazało się, że „Stanowczy” wynajął dom pod Limanową i właśnie tam zabrał dziewczynę z Krakowa. W trakcie przeszukania w koszu na śmieci znaleziono kolczyk Ewki i plamę krwi. Możliwość pomyłki, że to ślad innej osoby, była jak jeden do miliarda.

Biegły ds. informatyki prześledził też miejsca logowania się tabletu „Stanowczego” i okazało się, że znajdował się on 56 metrów w linii prostej od miejsca, gdzie odkryto ciało Ewki.

Zdaniem kryminalnych, po zabraniu dziewczyny z Krakowa pojechali do wynajętego domu, a gdy zmarła ona w niewyjaśniony sposób, zwłoki przewiózł 100 km dalej, koło Gorlic. Gdy go ujęto, miał przy sobie 48 sztuk podrobionych polskich banknotów. Miał z tego powodu kolejny zarzut prokuratorski. Trzy inne dotyczyły nieumyślnego spowodowania śmierci Ewy B., zbezczeszczenia jej zwłok i rozpowszechniania bez zgody nagich zdjęć Doroty D.

Nie przyznał się do winy. Jak mówił, fałszywe banknoty wydrukował dla żartu. Nie krył, że wykonał nagie zdjęcia znajomej, ale ich nie rozpowszechniał.

Potwierdził, że stosował technikę BDSM, gdy uprawiał seks z kobietami. W jego przypadku polegało to na krępowaniu rąk i nóg, podwieszaniu za ręce, wiązaniu klatki piersiowej i jeśli partnerka się zgadzała, to odbywali stosunek.

Kręcił, że Ewy B. nigdy nie było w domku pod Limanową. Pod ciężarem dowodów w końcu przyznał, że jednak miał z nią kontakt. Ale gdy wsiadła do auta, wyczuł od niej alkohol - opowiadał - więc wysadził ją na stacji w Wieliczce. Tamtego dnia chciał się spotkać z atrakcyjną kobieta, a Ewa B. taka nie była: wyglądała przeciętnie, niespecjalnie pachniała, miała wadę wymowy i była lekko puszysta. Nie w jego typie. Nie krył jednak, że nie odpowiada mu pojęcie seks z użyciem przemocy.

- Ja używam sformułowania seks klimatyczny, bo uprawianie seksu zawsze się wiąże z jakąś formą dominacji. Ja stosowałem krępowanie rąk, ale to nie przemoc, bo wszystko było za zgodą- bronił się.

Dodawał, że wiele razy spotykał się z sytuacją, że partnerce odpowiadało to, że mogła być zupełnie bierna. Potwierdził, że przed laty stosował wiązania rąk sznurem do ciała, czyli tzw shibari. Wtedy jednak miał dom przystosowany do technik podwieszania. Specjalne haki wmocowane w betonie i sprzęt wspinaczkowy, który przewidywał dużo większą wytrzymałość niż ciężar partnerki. Te techniki stosował 25 lat i nie było żadnych skarg kobiet na uszkodzenia ciała.- Mam w tym doświadczenie - opowiadał.

Eksperymenty tego mężczyzny zakończyły się zgonem Ewy B. Ale za tę śmierć on nie odpowiada - uznał sąd

Wyrok: trzy lata więzienia

Sąd Okręgowy w Nowym Sączu skazał „Stanowczego” na trzy lata więzienia za zbezczeszczenie zwłok Ewy B., umieszczenie w internecie nagich zdjęć Doroty D. i za sfałszowania 48 banknotów.

O zarzutu nieumyślnego spowodowania śmierci prostytutki został uniewinniony. Dlaczego? Tego nie wiadomo, bo proces był niejawny. Wyrok nie jest prawomocny. Po jego ogłoszeniu sąd wypuścił mężczyznę z aresztu.
Inicjały kobiet zostały zmienione.

***

BDSM skrót pochodzący od angielskich słów „związanie” i „dyscyplina” , „dominacja” i „uległość” , sadyzm i masochizm. Odnosi się do form relacji , które nie są powszechną praktyką w relacjach seksualnych. Mimo, że niektóre działania mają formę przymusu, BDSM nie jest rodzajem molestowania seksualnego, bo wszystko odbywa się za zgodą partnerów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kryptonim „Lalka”, czyli mroczne sfery ludzkiej natury. Tajemnica tragedii - Gazeta Krakowska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska