18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do Polski z ziemi dolnośląskiej

Hanna Wieczorek
"Studium chmur" Friedricha Reinholda
"Studium chmur" Friedricha Reinholda Muzeum Narodowe we Wrocławiu
Do Wrocławia powrócił zaginiony po II wojnie światowej obraz niemieckiego romantyka. "Studium chmur" Friedricha Philipa Reinholda odnalazło się w Paryżu. Jego powojenna historia jest zagmatwana, ale typowa dla wielu śląskich zabytków.

Do paryskiego antykwariatu "Studium chmur" przyniósł jego ostatni właściciel. Wiedział, że obraz w 1987 roku jego rodzice kupili w Moskwie. Dzięki adnotacji na odwrocie płótna udało się częściowo ustalić drogę, jaką przebył z Wrocławia do Paryża.
Obraz Friedricha Philipa Reinholda w 1935 roku zakupiło w Monachium Śląskie Muzeum Sztuk Pięknych w Breslau. W czasie wojny razem z innymi skarbami został ukryty przez Niemców w jednej ze składnic muzealnych - w Kamieńcu Ząbkowickim. Po wojnie ślad po nim zaginął. Odnalazł się dopiero po ponad sześćdziesięciu latach we Francji. Co ciekawe, nie można było odzyskać obrazu na drodze prawnej, jako dobra zaginionego w czasie wojny. Żadna bowiem wrocławska placówka nie jest prawnym spadkobiercą istniejącego w dawnym Breslau Śląskiego Muzeum Sztuk Pięknych. Płótno niemieckiego romantyka odkupiło wreszcie Muzeum Narodowe we Wrocławiu, a pieniądze na ten cel przekazało ministerstwo kultury.

To nie pierwsza taka okazja, choć w czasach PRL-u rzadko z nich korzystano. Na przykład czternastowieczny rękopis - "Kodeks lubiński" z legendą o św. Jadwidze Śląskiej (wywędrował ze Ślaska w XVII wieku) po wojnie został wystawiony na sprzedaż w jednym z bodajże niemieckich antykwariatów. Można było go kupić za stosunkowo niewielkie pieniądze. Polscy muzealnicy starali się zdobyć środki na wykupienie go dla zamku brzeskiego, z którego pochodził. Jednak ówczesny minister kultury, Józef Tejchma, oświadczył, że Polska Ludowa na zabytki kultury niemieckiej pieniędzy nie da. Ostatecznie rękopis kupił producent czekoladek z Kolonii, który po latach całą swoją kolekcję sprzedał hurtem milionerowi ze Stanów Zjednoczonych - Paulowi Getty'emu. Rękopis popłynął za ocean i nigdy już na Śląsk nie wróci, ponieważ król nafty zapisał w testamencie swoją kolekcję narodowi amerykańskiemu. "Kodeks lubiński" możemy obejrzeć w USA w muzeum imienia Getty'ego.

Ile zabytków zniknęło ze Śląska podczas II wojny światowej i w pierwszych powojennych latach? Historycy sztuki raczej nie podejmą się dokładnego wyliczenia naszych strat. Przyznają, że można byłoby w przybliżeniu powiedzieć, co zniknęło z wyposażenia najważniejszych kościołów, podać zabytki, które były w rejestrach muzealnych, ale już o wiele trudniej przyszłoby wyliczyć, jakie dzieła sztuki wyparowały z pałacowych kolekcji, bo te rzadko były inwentaryzowane. A co dopiero mówić o sztuce użytkowej, na przykład XIX-wiecznych meblach, które w 1945 roku nie były tak naprawdę uważane za zabytkowe. Stylowe meble, jak je wtedy nazywano, od razu po wojnie stały się dla wielu łakomym kąskiem. Świadczy choćby o tym korespondencja z lat 40., która do dzisiaj zachowała się w archiwach. W kilkuset pismach z Warszawy, Łodzi, a nawet Krakowa i Zakopanego możemy znaleźć prośby o zaopatrzenie w różne przedmioty pochodzące z Dolnego Śląska. Wrocławski historyk Sebastian Ligarski cytuje w swojej książce charakterystyczny list adresowany do Szymona Syrakusa z Biura Obdudowy Stolicy: "Jeżeli chodzi o inne meble stylowe, to należałoby objechać specjalnie około 20 punktów w terenie pow. Środa i Wrocław i nadające się meble wysłać do Warszawy".

Nikt nie ma wątpliwości, że wiele z zaginionych zabytków zostało zniszczonych podczas działań wojennych. Do dzisiaj nie wiadomo, co stało się z pietą z kościoła św. Elżbiety we Wrocławiu, podobnie jak z piękną madonną z Torunia. Po obu wapiennych rzeźbach ślad zaginął. Nie ma wątpliwości, że część zabytków wywieźli Niemcy, sporo trafiło do Rosji. Idealnym przykładem jest tu skarb z Zakrzowa. Grobowiec z IV w. n.e. odkryto pod Wrocławiem pod koniec XIX wieku. Przedmioty w nim zgromadzone, często bardzo cenne, pochodziły z różnych części imperium rzymskiego. I jak to ze skarbami bywa, część odnalezionych zabytków, nawet w porządnym niemieckim Wrocławiu, rozkradli robotnicy. Ale nawet to, co pozostało, było bardzo cenne.

Heinrich Korn (rajca miejski), na którego terenie znajdował się grobowiec, podarował skarb Muzeum Starożytności Śląskich we Wrocławiu. Wystawiono go w 1937 roku. Później część ekspozycji została wypożyczona Berlinowi i tam pozostawała do 1945 roku. Do momentu, kiedy berlińskie muzeum zniszczyła Armia Czerwona. Zachowane w naszym mieście nieliczne zabytki zakrzowskie zostały podzielone między Warszawę i Wrocław. W stolicy Dolnego Śląska znajduje się obecnie około 15% kolekcji. Skarb podzielony na wiele części rozsiany jest po całym świecie.
Tak naprawdę nie wiemy, jakie dzieła sztuki zostały wywiezione do Rosji. Panuje jednak przekonanie, że jest ich dużo w muzealnych magazynach Moskwy, Petersburga i innych miast. Znamy losy pojedynczych obiektów. Na przykład wiadomo, że zbroja turniejowa księcia Fryderyka II Legnickiego z początku XVI wieku znajduje się w Muzeum Historycznym w Moskwie. A późnośredniowieczna monstrancja raciborska jest prawdopodobnie w magazynach Ermitażu.

Nie mniej śląskich zabytków można spotkać w różnych częściach Polski, przede wszystkim w Warszawie. Początkowo działa sztuki wywożono do Polski centralnej, żeby je ratować. Trafiały do wielkich składnic muzealnych, jedna z nich znajdowała się na Wawelu. W składnicach rozdzielano zwiezione przedmioty i rozsyłano w różne miejsca, przede wszystkim do Warszawy, ale nie tylko. Na przykład stalle lubiąskie pojechały do Dęblina nad Wisłą, gdzie podczas walk został zniszczony kościół. W czasie jego odbudowy poskładano z nich ołtarz główny, dwa ołtarze boczne. Reszta, której nie wykorzystano, wróciła do Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Do stolicy Dolnego Śląska trafiła też z powrotem piętnastowieczna Madonna Biskupa Wacława z katedry wrocławskiej.

Potem przyszedł czas planowego wywozu śląskich zabytków do Warszawy. Na Dolny Śląsk przyjechał profesor Stanisław Lorentz, który jako przedstawiciel Ministerstwa Kultury i Sztuki stanął na czele grupy rewindykacyjnej i konsekwentnie wybierał zabytki, które potem wywoził do Warszawy. Ale na tym się nie kończyło. Jeżeli Wrocław został złupiony przez stolicę, to z kolei do odbudowywanej katedry, muzeum, które się na nowo tworzyło, zabierano zabytki z dolnośląskiej prowincji.
- Muzeum Śląskie zarządzające wszystkimi muzeami prowincjonalnymi na Śląsku wysysało inne placówki - opowiada dr Jacek Witkowski, historyk sztuki z Uniwersytetu Wrocławskiego. - Przeprowadzono na przykład bezsensowną akcję tworzenia muzeów specjalistycznych w miejsce regionalnych. I tak w Środzie Śląskiej powstało Muzeum Rzemiosł Drzewnych, w Świdnicy Muzeum Kupiectwa, w Legnicy Muzeum Miedzi, a w Głogowie Muzeum Metali Kolorowych. Wszystko, co nie pasowało do nowego profilu placówki, a było cenne, zabierano do Wrocławia. I w ten sposób Wrocław powiększał swoją kolekcję. To nie jest tak, że wszystko ukradła Warszawa, ponieważ wędrówka zabytków śląskich po regionie, Polsce i świecie jest niezwykle skomplikowana - kończy dr Witkowski.

Nie da się ukryć, że najwięcej dzieł sztuki, i to tych najcenniejszych, jest do dzisiaj w Warszawie. Sztandarowym przykładem jest tu kolekcja sztuki średniowiecznej, której nie byłoby, gdyby nie zabytki z Dolnego Śląska i Pomorza. Ale też spacerując po wilanowskich ogrodach warto pamiętać, że duża część parkowych rzeźb pochodzi z Brzeziny koło Oleśnicy - z pałacu rodziny Kospothów. Biblioteka Schaffgotschów z Cieplic trafiła przede wszystkim do Biblioteki Narodowej w Warszawie. A wystrój kościoła Łaski w Kamiennej Górze jest w katedrze Wojska Polskiego w stolicy. Także wspaniałe obrazy Męczeństwa Apostołów Michaela Willmana zdobią warszawskie kościoły.
Na Dolnym Śląsku wzbogaciły się i inne polskie miasta. Bo to było tak: Toruniowi, które miał swoje zbiory, najcenniejsze zabytki zabrano do Warszawy, a na otarcie łez oddano podrzędniejsze zabytki śląskie. Takie, które w stolicy trzymano by w magazynie. Tak samo było z muzeami w Łodzi czy Poznaniu.

Historycy sztuki ostrożnie podchodzą do wszelkich akcji rewindykacyjnych. Boją się, że można w ten sposób otworzyć puszkę Pandory. Bo przecież o swoją własność mogą się upomnieć poprzedni właściciele, choćby różne parafie czy zakony. Poza tym na całym świecie wielkie narodowe muzea, takie choćby jak Luwr czy Prado, mają w kolekcjach zabytki ze wszystkich regionów swojego kraju. Dlaczego takich eksponatów nie miałoby mieć i warszawskie Muzeum Narodowe?
Bo tak naprawdę to właśnie muzea powinny dojść ze sobą do porozumienia i wynegocjować warunki powrotu na Śląsk cennych zabytków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska