18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wrocławianie ustrzelili samolot Baracka Obamy

Jacek Antczak
fot. Mikołaj Nowacki
Polowanie na Air Force One nie było takie trudne. Bo z samolotem prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki jest zresztą tak samo, jak z radzieckim iłem czy rusłanem. Trzeba być w odpowiedniej porze we właściwym miejscu. Na górce pod Smolcem lub na plaży w Egipcie. Ale i tak wszystko zaczyna się pod płotem lotniska na wrocławskich Strachowicach.

Styczniowa sobota. Mróz. Minus 10. Czterech facetów z wielkimi aparatami (plus nasz fotoreporter) gapi się w niebo. Obok nas, przy terminalu spacerują Jacyków z Pirogiem (podrygujący z zimna, jak w "Tańcu na lodzie"). Taksówkarz obserwuje sytuację ze zdziwieniem. Nie wytrzymuje: - Panowie, czemu nie robicie zdjęć tym pajacom z telewizji, nie poznajecie ich?

Paweł (przy oku aparat Canon EOS 7D) uspokaja: - Cicho, cicho! "Lufthansa 823, zameldować się nad punktem WRW…" - w plecaku Piotra (Canon EOS 20D) wieża kontrolna przemawia jakimiś kodami do pilota krążącego nad miastem. Wsłuchujemy się w skaner. Podsłuchiwanie jest legalne. Trzeba tylko poznać i osłuchać się z tym podniebnym slangiem. Już wiemy, skąd nadleci.
Zostawiamy "pajaców" i osłupiałego kierowcę, przebiegamy 200 metrów na drugą stronę lotniska. Ustawiamy się pod płotem. Czekamy, marzniemy, słuchamy. Z nieba dobiega szum silników. Zaraz wyląduje samolot z Monachium. Czterech spotte-rów wycelowuje lufy... obiektywów w niewidoczny jeszcze punkt na horyzoncie. - Wrocław ma najgorzej w Polsce. Wrocław ma pod słońce - powtarzają jak mantrę. Ale spotterzy z Zachodu i tak nam zazdroszczą. Pasażerskich oryginałów. Tylko w tej części Europy można jeszcze natrafić na jaki i tupolewy. U nich nuda. Wciąż tylko airbusy i boeingi. A z wrocławskiego Co-pernicusa nierzadko startują wielkie rusłany. Stąd wylatują na wojnę. Do Afganistanu.

Spotterzy pokazują, że samoloty bywają piękne

Być jak Sam Chui

Guru spotterów jest Sam Chui. Akurat w Polsce nazwisko Australijczyka chińskiego pochodzenia prowokuje do żartów, ale spotterzy z całego świata podziwiają jego zdjęcia. Chui ma już takie układy w lotniczych areopagach, że wpuszczają go na pokład i do kokpitów najoryginalniejszych samolotów i śmigłowców w przestworzach.

- Spotting zaczął się w czasie II wojny światowej w Anglii. Ludność cywilną proszono o obserwowanie i notowanie, jakie bombowce i myśliwce przelatują nad ich głowami - opowiada Sebastian Lewandowski (Olympus E 3). Dziś to popularne hobby. Na świecie jest kilkanaście tysięcy planespotterów (z angielskiego "plane" - samolot i "to spot" - namierzać). W Polsce może dwustu. We Wrocławiu? Około piętnastu. Nie licząc takich, którzy porywają się z motyką (aparatem) na słońce, robią zdjęcia przez dwa tygodnie i znikają bez śladu. A może przerzucają się na trainspoting czy car spotting - to samo, tylko z pociągami i luksusowymi samochodami. Często działają formalnie, w stowarzyszeniach, a władze lotnisk współpracują z nimi, bo uważają, że taka grupa to nobilitacja portu. Drużyna "Wrocław Spotters" ma stronę internetową, zrobiła już kilka wystaw, a każdy z nich ma co najmniej kilkaset zdjęć w najbardziej prestiżowych serwisach lotniczych: airlines.net i jetfotos.net. Co nie jest proste, bo każde zdjęcie, które tam trafia, jest "screenowane", czyli zatwierdzane przez największych fachowców od samolotów i fotografii. Na razie zatwierdzili dwa miliony zdjęć. Oczywiście z roz-różnieniem na samoloty pasażerskie, wojskowe, śmigłowce, na linie lotnicze, uwiecznione w locie, przy starcie, lądowaniu, o świcie, w nocy itd., itp.

Macie zdjęcia Al-Kaidy?

Jednym z pierwszych polskich spotterów - jeszcze w erze, gdy nie istniały fora internetowe i cyfrówki - był Piotr Biskupski, wrocławski chemik, dziś 31-latek.
Zaczęło się klasycznie. Na mikołajki dostał od cioci model do sklejania (Fairchild A-10 Thunderbolt II - pamięta do dzisiaj), już w podstawówce był specem od "efów" (amerykańskie myśliwce, np. F-15 czy F-16). Zaczytywał się w "Skrzydlatej Polsce". - I kiedyś oglądając w gazecie zwykłego boeinga, pomyślałem, że sam mógłbym zrobić takie zdjęcie - wspomina Piotr. 16-latek wsiadł w autobus i pojechał na Strachowice. Terminalu jeszcze nie było. Stały jakieś dwa baraki. I samoloty. Zaczął przyjeżdżać regularnie. Zapisał się do grupy mejlowej "obserwatorów", których było wtedy w Polsce kilku. Przed "osiemnastką" zabrał ze sobą dziewczynę i głupawkę, stanął pod płotem i po godzinie ustrzelił czarterowego boeinga 737 - takiego jak w tamtej gazecie - i jako bonus włosko-francuskiego ATR-a. Był wrzesień, rok 1997.

Kupił lustrzankę i odtąd przyjeżdżał na Strachowice po lekcjach, po zajęciach (doktorat o "badaniu zmian składu i struktury asfaltenów w procesie hydrokrakingu pozostałości po destylacji ropy naftowej"), po pracy. Zaczęły się wyjazdy na inne lotniska i pokazy. 13 lat później ówczesna dziewczyna, Kasia, jest jego żoną ("uwielbia harriery, bojowe brytyjskie samoloty pionowego startu"), a on zrobił już kilkadziesiąt tysięcy zdjęć. Trzy tysiące trafiły do najlepszych portali lotniczych. Zapisuje w notesie każdy sfotografowany samolot: miejsce, datę, numer rejestracyjny i typ. - Wynika z niego, że uwieczniłem 4 tysiące samolotów i 2 tysiące śmigłowców - wylicza Piotr Biskupski.

Spotterzy pokazują, że samoloty bywają piękne

Kiedy wybuchła afera z przewożeniem do Polski członków Al-Kaidy, to do niego dziennikarze dzwonili, czy we Wrocławiu nie lądowały samoloty CIA. - To małe lotnisko, ale i tak za duży tu ruch na takie zabawy z terrorystami - tłumaczy. Ale to właśnie spotterzy odkryli latające po Europie samoloty-więzienia.

- Kiedy wybuchła ta afera, z serwisów w jeden dzień znikły zdjęcia tych samolotów - opowiadają wrocławscy obserwatorzy "wszystkiego, co lata".
- Niestety, choć mamy nadzieję, że nas to nie spotka, spotterzy uwieczniają też katastrofy i wypadki lotnicze - przyznaje Sebastian. Czasem zwracają się do nich komisje lotnicze, badające przyczyny tragedii. Do "FlyWRO" (pseudonim z forum Piotra Biskupskiego) pisali tuż po wypadku grupy Żelazny czy niedawnej tragedii białoruskich pilotów Su-27 na pokazach w Radomiu.
- Wszyscy notujemy, jakie zdjęcia robimy, ale jest też odmiana spottingu, której nie rozumiem - śmieje się Paweł Dzimira, 33-letni wrocławianin, menedżer w PKN Orlen - Niektórzy ludzie nie robią zdjęć, tylko notują dokładne godziny przylotów i odlotów. To hobby wielu niemieckich i holenderskich emerytów. Coś trzeba robić w wolnym czasie…

Paweł też lubi holenderskie airporty. Szczególnie Amsterdam Schiphol. To najlepsze lotnisko na świecie. Raj dla spotterów. Jedyny port bez ogrodzenia (trzystopniowa drabinka i składane krzesełko to podstawa ich ekwipunku). Razem z Piotrem Olechnowiczem, architektem, ich nestorem (jest po czterdziestce) właśnie rezerwują hotel pod Amsterdamem. W ubiegłym roku pojechali tam na 4 dni. Wrócili z 3 tysiącami zdjęć na łebka. - Wstawaliśmy o szóstej, jechaliśmy na lotnisko i aż do zmierzchu robiliśmy zdjęcia. Amsterdam słynie z mglistych poranków, tworzą się smugi kondensacyjne za samolotami i zdjęcia wychodzą efektowne - opowiada spotter, który uwielbia latanie. Pierwsze zdjęcie lotnicze Paweł zrobił… od wewnątrz. Chmurom. Miał 16 lat i leciał z rodzicami do Bułgarii. - Ostatnio odnalazłem tę fotografię i odkryłem, czym leciałem. Po rogu na skrzydle wiem, że to był tupolew-154. Już wtedy był stary, pewnie już nie lata. Chociaż kto wie, bo taki sam tupolew prezydenta Kaczyńskiego jeszcze się nie rozleciał.
Paweł zapewnia, że Amsterdam jest odlotowy i nie ma czasu na nudę. Niby wszyscy to wiedzą, ale jemu chodzi o lotnisko. - Ma 6 pasów i co 20 sekund coś tam startuje lub ląduje - wyjaśnia politolog-menedżer. Odlot.

Migi na egipskiej plaży

Nie chodziło o Obamę. Równie dobrze mógłby to być Bush czy Clinton. Chodziło o Air Force One. Darek Kunicki (Minolta Dynax D7D), lat 32, pracownik wrocławskiego lotniska, z grup-ką młodych spotterów spakowali się i wyjechali na szczyt Unia - USA w Pradze. Na Praha Ruzyne byli w samo południe. Pięć godzin czekali w międzynarodowej, kilkusetosobowej grupie spotterów - pod tamtejszym płotem. Może to i dobrze, że przyleciał tak późno. Zrobili kilkaset fotek "rządowych statków powietrznych". Air Force One wylądował około 18. - Obama? Pewnie gdzieś tam siedział w środku - mówi Darek ze zrozumiałym spotterskim lekceważeniem. Chłopaków z Deep Purple też nie widać w niewielkim dornierze, którym przylecieli na koncert do Wrocławia.

Darek i Sebastian prawie urodzili się na lotnisku. Tym drugim opiekowała się siostra mamy, która miała chłopaka - żołnierza stacjonującego na Strachowi-cach. Z Sebastianem w wózku szła do niego codziennie. Spacerkiem z Nowego Dworu. Z kolei rodzice Darka pracowali w słupskim LOT. Mieli darmowe bilety, więc syn latał dużo po Polsce. Zrobił przerwę na studia informatyczne i pracę w redakcji "Słowa Polskiego", po czym wrócił na lotnisko. Po 8 godzinach pracy w terminalu relaksuje się… pod płotem przy pasie startowym. - Nie, nie mam dość samolotów. Przeciwnie, przecież pracuję w środku lotniska, w zgiełku. Potem idę z aparatem i wyciszam się, patrząc na nie - tłumaczy Darek Kunicki.

Spotterzy pokazują, że samoloty bywają piękne

Pasję Sebastiana żona doceniła dopiero w Egipcie, gdzie spottingu miało nie być. - Na wakacjach zamieszkaliśmy w hotelu, który był tuż przy linii podejścia do lądowania. Opalaliśmy się na leżakach pod palmą, a w momencie, kiedy coś lądowało, sięgaliśmy po aparat. Zrobiliśmy samoloty przywożące turystów z Niemiec czy Rosji, trafiły się też ćwiczenia wojsk egipskich na starych migach.
Żona Sebastiana wybiegała nawet z wody i łapała za aparat. - Stwierdziła, że taki plażowy spotting ona chętnie zacznie uprawiać. Bo jej mąż zdjęcia robił od zawsze, choć tylko pejzażom i ludziom. Uważał, że samolot to samolot, nic więcej. Ale kiedyś przyszedł z synem na lotnisko, zrobił zdjęcie, wrócił do domu, zrzucił na kompa i… - Pojawiło się to, czego nie widziałem gołym okiem: gazy wylotowe, wibrujące powietrze, piękne kolorki popołudnia - pomyślał, że to piękne.
Piotr na jednym z pokazów pstryknął F-15. - Nisko zszedł, miał włączone dopalacze, ze skrzydeł szły smugi, z silnika ogień. Fajne zdjęcie wyszło. Moje ulubione - przyznaje Fly WRO.
- Liczba samolotów jest ograniczona, co będziecie robić, jak już sfotografujecie wszystkie?
- Ale ujęć - nieograniczona - odpowiadają z politowaniem.

Marząc o zdjęciu Marzenia

Spotter nie mówi, że mieszka na Muchoborze. Spotter mieszka na podejściu do lądowania. Spotter nie może zrobić spokojnie zakupów w Carrefourze (też na podejściu), tylko patrzy w niebo, widzi samolot, rzuca wózek i dzwoni do tego na Muchoborze, że leci rusłan, czyli antonow. Pierwszy wsiada na rower, drugi do samochodu i gonią za tym rusłanem (czyli antonowem) na Strachowice. Tak zrobili Paweł z Sebastianem.

Spotterzy pokazują, że samoloty bywają piękne

Spotter marzy o "Marzeniu". O sfotografowaniu antonowa-225 (producent nazwał anto-nowa "Mrija", czyli "Marzenie"). - To największy samolot na świecie. Wyprodukowano go w ZSRR w jednym egzemplarzu. Miał przewozić prom kosmiczny Buran. Ale program Buran upadł, a samolot został. Stacjonuje na Ukrainie, transportuje ogromne maszyny po świecie - tłumaczą Piotr z Darkiem: - Gdy przyleciał do Kanady, był szał. Gdyby pojawił się we Wrocławiu, mielibyśmy pod naszym słynnym płotem kilkuset spotterów.

Na razie pod nim zamarzamy. Na szczęście Lufthansa ląduje. Wrocławscy spotterzy pstrykają bez entuzjazmu. - Bo to dla was, my akurat wszystkie dashe mamy zrobione - przyznają.
- Co to są dashe?
- Jak to? Boeing to boeing, airbus to airbus, a to był dash, taki niewielki turbośmigłowiec latający na krótkich trasach - tłumaczą z uśmiechem. Przechodzimy obok Piroga z Jacykowem, lekceważąc ich, jakby byli jakimiś dashami, które przylatują tu codziennie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska