18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Dracz: Publiczność chwycić za serce

Małgorzata Matuszewska
Tomasz Hołod
Rozmowa z Krzysztofem Draczem, wrocławianinem, aktorem Teatru Dramatycznego w Warszawie, o teatralnych nagrodach, życiu na dwa domy, filmowych rolach urzędników i Wrocławiu, który za kilka lat stanie się bombonierką.

W Operze Wrocławskiej zostały nakręcone sceny do nowego filmu Jana Komasy "Sala samobójców" - opowieści o samotnym chłopcu prowadzącym swoje drugie życie w internecie. Kogo Pan zagrał?
Ministra finansów organizującego sztab kryzysowy w czasie finansowego krachu. Minister zatrudnia ojca chłopca jako eksperta od finansów. Sam ma córkę, która jest przeciwieństwem samotnego chłopca. Obaj panowie chcieliby ich widzieć jako parę, ale chłopak doprowadza do rozkładu rodziny i własnej śmierci.

Kiedy zobaczymy film?

W drugiej połowie tego roku.

Często na ekranie widuję Pana w rolach urzędników, lekarzy.

Dostaję takie powtarzające się role: lekarz, prokurator, minister, polityk. W "Małej Moskwie" Waldemara Krzystka zagrałem sekretarza PZPR, w serialu "Naznaczony" patologa, prokuratorów w serialach: "Fałszerze. Powrót sfory", "Fala zbrodni", lekarza w "Pierwszej miłości".

Szkoda, że nie ma nowych odcinków "Rodziny zastępczej". Tam gra Pan urzędnika w Sejmie.
Też żałuję, bo to serial z klasą i z inteligentnym scenariuszem. Został zdjęty ze względu na spadającą oglądalność. Myślę, że wszyscy zaangażowani w jego produkcję żałują, że się skończył. Ta praca przynosiła nam satysfakcję, nie mieliśmy poczucia, że robimy coś niespecjalnie dobrego.

Pracuje Pan w zespole Teatru Dramatycznego. Ledwie wyjechał Pan z Wrocławia, już dostał Pan warszawską nagrodę. To było w 2006 roku...
Dostałem wtedy "Feliksa Warszawskiego" za drugoplanową rolę Eggerta w spektaklu "Alina na Zachód" w reżyserii Pawła Miśkiewicza.

Większość Pana nagród ma jednak korzenie we Wrocławiu. Na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych został Pan nagrodzony za rolę Marca w "Sztuce"na Scenie Kameralnej przy Świdnickiej. We Wrocławiu dostawał Pan Iglice, jest Pan laureatem Nagrody Prezydenta Wrocławia.
Tak. Za "Alinę..." w Teatrze Dramatycznym zostałem także wyróżniony na 46. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych - Festiwalu Sztuki Aktorskiej. Nigdy nie oceniałem wartości aktorstwa ze względu na nagrody. Aktor nie pracuje dla nagród, one czasem przychodzą. Dla ludzi pracujących w teatrze konkurs jest dodatkiem, czymś, czego nie bierze się pod uwagę. Potem się odkrywa, że ktoś zauważył dobrą rolę i ją wyróżnił. Nagrody traktuję jak brawa po spektaklu: kiedy się gra dobrze i chwyta widza za serce czy umysł, publiczność bije brawo. Tak samo jest z nagrodami.

Pamięta Pan "Sztukę" Yasminy Rezy? Z Henrykiem Niebudkiem i Miłogostem Reczkiem zagraliście czterdziestolatków spierających się o kondycję sztuki malarskiej.

Oczywiście, że pamiętam. Graliśmy ją także później w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Zawsze zostanie w moim sercu na pierwszym miejscu.

Na czym polega jej urok?

Trafiła w nasze upodobania. Graliśmy w tym spektaklu w momencie własnego przesilenia wieku średniego, sztuka jest więc nam bliska życiowo. Yasmina Reza napisała świetny, inteligentny tekst. Bardzo lubię, kiedy coś jest inteligentnie napisane.

Jest Pan kojarzony z Krystianem Lupą, Jerzym Jarockim, Pawłem Miśkiewiczem. Czuje się Pan aktorem tych reżyserów, czy w Warszawie horyzonty się poszerzyły?

Przede wszystkim czuję się sobą i związany ze sobą. Wciąż współpracuję z reżyserami, z którymi pracowałem we Wrocławiu, przecież pracuję w teatrze prowadzonym przez Pawła Miśkiewicza. Ale stanowię sam o sobie.

W teatrze spotyka Pan nie tylko Pawła Miśkiewicza, który był dyrektorem Teatru Polskiego we Wrocławiu, ale i wrocławskich aktorów: Marcina Tyrola, Miłogosta Reczka, Henryka Niebudka.
Cały zespół okazał się bardzo energetyczny i podobny do naszego we Wrocławiu. Przejście do Warszawy nie było trudne.

Jak się Panu tam żyje?
Raczej samotnie. Moje życie polega na chodzeniu do pracy, a kiedy do niej nie chodzę, przyjeżdżam do Wrocławia, bo tu trzyma mnie rodzina i szkoła teatralna.

Wróci Pan do nas?

Chyba nie. Zamierzam na coś postawić, coś wybrać. Na razie tylko ja płacę szczególną cenę za to, że muszę jeździć do Warszawy i z powrotem. Kiedyś te podróże były niezauważalne, teraz stanowią dla mnie problem.

Tęskni Pan za Wrocławiem? Brakuje Panu plusów tego miasta?

Jasne! Nie ma takiego drugiego miasta w Polsce. Wrocław pięknieje z dnia na dzień. Ale w porównaniu z Warszawą, niestety, jest różnica w ofercie na rynku pracy. Po Wrocławiu za to widać, że gospodarz trzyma rękę na pulsie miasta. Za kilka lat Wrocław będzie bombonierką. To miasto bardzo europejskie. Gdybym miał zaprosić do Polski kogoś z zagranicy, chętnie pokazałbym mu właśnie Wrocław.

Jakie plany zawodowe ma Pan na najbliższą przyszłość?
Jeśli o nich powiem, nie spełnią się. Ale by nie być tak całkiem przesądnym, mam bardzo dużo pracy. Kroi się nowy film, zaczynam pracę nad nową rolą w Teatrze Dramatycznym, cyklicznie będę występował u Szymona Majewskiego, pracuję nad dubbingami. Mam bardzo dużo propozycji, ale nie wszystkie są do realizacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska