Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

ŁKS - Śląsk 1:2! Wasiluk bohaterem!

Jakub Guder
Takimi meczami zdobywa się mistrzostwo Polski - powiedzą jedni. Śląsk miał znów szczęście - powiedzą inni. Fakty są takie, że wrocławianie wygrali w Łodzi z ŁKS-em 2:1 i nad druga Legią Warszawa przez całą zimę będą mieli cztery punkty przewagi.

WKS pojechał na mecz bez chorego na grypę Johana Voskampa i kontuzjowanego Cristiana Diaza. Na szpicy - podobnie jak tydzień wcześniej w Zabrzu - zagrał Waldemar Sobota. Większe problemy miał
jednak Ryszard Tarasiewicz i wcale nie chodzi tu o niedostatki kadrowe.

W klubie z Alei Unii źle się dzieje od dłuższego czasu. Część zawodników nie dostała jeszcze premii za awans do ekstraklasy. Przed pojedynkiem z liderem modlono się o dobrą pogodą, bo postanowiono zaoszczędzić nawet na podgrzewaniu murawy. Wreszcie - w Łodzi po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawili się kibice Śląska, którzy w rundzie jesiennej mieli zakaz brania udziału w wyjazdowych meczach swojej drużyny. To też mógł być problem.

Śląsk - tym razem z Marianem Kelemenem w bramce - do meczu przystąpił jakby uśpiony problemami rywala. ŁKS od pierwszych minut sprawiał wrażenie drużyny po cudownej metamorfozie.

Pierwszą bramkę meczu strzelił ten, który jeszcze w sobotę na naszych łamach mówił, że ma rozdarte serce, czyli wypożyczony do Łodzi ze Śląska Antoni Łukasiewicz. Marcin Kaczmarek dośrodkował z rzutu wolnego z lewej strony, a Antek wyskoczył najwyżej i pokonał słowackiego bramkarza.

Można by powiedzieć, że to gol niespodziewany, gdyby nie dalsze boiskowe wydarzenia. Gospodarze od tego momentu cofnęli się głęboko na własną połowę w grę defensywną angażując czasem nawet Marka Saganowskiego. I myliłby się ten, kto pomyślałby, że od tego momentu Bogusław Wyparło - doświadczony bramkarz łodzian - miał między słupkami dużo pracy. Właściwie tylko raz musiał się wykazać - przy strzale z ostrego kąta w 12 min Łukasza Madeja. Potem bliższy utraty drugiej bramki był Śląsk. A to dlatego, że często w prosty sposób tracił piłkę w środkowej strefie boisko i wtedy rywale błyskawicznie wyprowadzali kontrę.

Gra się nie układała liderowi i pierwszą zmianę trener Orest Lenczyk zrobił jeszcze pod koniec pierwszej połowy. Ściągnął - niepocieszonego zresztą tą sytuacją - wychowanka ŁKS-u Łukasza Madeja, a wprowadził jedynego nominalnego napastnika jakiego miał, czyli Łukasz Gikiewicza.

W drugiej części meczu początkowo obraz gry był taki sam. Co więcej - to ŁKS przejmował inicjatywę. Trener Tarasiewicz zauważył, że rywal słabnie i wprowadził ofensywnych zawodników: najpierw Sebastiana Szałachowskiego, a potem jeszcze Marcina Mięciela. Nie miał zamiaru bronić wyniku.

Lenczyk w tym samym czasie wpuścił na boisko Przemysława Kaźmierczaka i... Marka Wasiluka, chociaż na ławce miał m.in ofensywnego Mateusza Cetnarskiego. Na pierwszy rzut oka ta roszada nie
miała sensu - zespół przegrywa, a na boisku pojawia się stoper, dodatkowo na nie swojej pozycji, czyli na lewej obronie. Dodatkowo Wasiluk miał powstrzymywać od tej pory świeżego, szybkiego i o głowę niższego Szałachowskiego.

Tu jednak znów ujawnił się trenerski nos Lenczyka. Oto nadeszła 78 min.: Wasiluk jak zawodowy lewoskrzydłowy dośrodkował w pole karne, tam najwyżej wyskoczył Kaźmierczak i było 1:1. ŁKS ruszył do ataku, ale po ambitnej grze przez 80 min. zwyczajnie brakowało już sił. Dodatkowo chęci odeszły w 88 min., kiedy to znów Wasiluk pokonał Wyparłę głową po rzucie rożnym wykonywanym przez Sebastiana Milę.

Po końcowym gwizdku najbardziej cieszyła się ławka rezerwowych Śląska. Na boisku radości nie było dużo - Łukasiewicz po golu nie ciszył się, bo strzelił swojej drużynie, Kaźmierczak też był spokojny, bo jest wychowankiem ŁKS-u, a Wasiluk - mimo że dał wygraną - nie szalał, bo wszystko wskazuje na to, że był to jego ostatni mecz w barwach WKS-u.

Smucił się Ryszard Tarasiewicz. Jego zespół przez ponad 70 min. był drużyną lepszą, odmienioną, ekipą z pasją. Znów jednak przegrał. - Trudno zachować koncentrację przez ponad 90 min. Trener i zawodnicy w meczu nie na wszystko mają wpływ - mówił wyraźnie niepocieszony.

ŁKS Łódź - Śląsk Wrocław 1:2

Łukasiewicz 10 - Kaźmierczak 78, Wasiluk 88

ŁKS: Wyparło - Stefańczyk, Łabędzki, Klepczarek - Kaczmarek, Romańczuk Ż (73 Mięciel), Łukasiewicz, Smoliński (62 Szałachowski Ż), Kaśćelan Ż - Pruchnik, Saganowski

Śląsk: Kelemen - Celeban, Fojut, Pietrasiak Ż, Pawelec (65 Wasiluk) - Sztylka, Dudek, Ćwielong (65 Kaźmierczak), Madej (43 Ł. Gikiewicz), Mila - Sobota Ż.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska