List do prezydenta Wrocławia. "Zapłać, albo zatruję miasto rtęcią"
Wrocławscy płatni mordercy – oszuści
Można przyjąć zlecenie zabójstwa, skasować „honorarium” i nie popełnić żadnego przestępstwa? Nawet podatkowego?
We Wrocławiu zdarzyły się dwie takie historie. Jedna z nich związana jest z drobnym rzezimieszkiem Bolkiem z Rakowca, a druga - z mafijnymi porachunkami wrocławskiego półświatka i osławionym trójmiejskim „Klubem Płatnych Zabójców”, przez niektórych wiązanym nawet z zamachem na szefa policji Marka Papałę.
Zacznijmy od gangsterów – W 1997 roku czterech bossów wrocławskiego półświatka wydało wyrok śmierci na niejakiego Marka Ł. „Łopucha”. Było kilka nieudanych prób zamachu. Wynajęto m. in. wspomniany już Klub. Ale ten wydelegował do wykonania zadania oszusta. Niedoszły zabójca wziął pieniądze i zniknął. Nie miał zamiaru nikogo zabijać.
Kilka lat później z Bolkiem było podobnie. Choć w jego przypadku nie chodziło o półświatek, raczej o czysto prywatny konflikt. Wziął pieniądze od zleceniodawcy, po czym ostrzegł niedoszłą ofiarę. Prosił, żeby się schowała, bo on chce jeszcze trochę gotówki od zleceniodawcy wyciągnąć. Szybko został zatrzymany, ale zarzutów żadnych nie usłyszał. No bo jakie to przestępstwo? Zabić nie chciał. Niby oszukał, ale w tym kontekście to też nie przestępstwo. Może podatków nie zapłacił? Ale podatek od zlecenia zabójstwa? Nie ma czegoś takiego.
- Bolek, to ty teraz kiler jesteś? - zapytał go oficer policji kryminalnej. - Ja? W życiu? - odpowiedział Bolek.
Czytaj dalej na kolejnych slajdach.