Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leszek Czarnecki prosi mistrza Janikowskiego na spotkanie

Wojciech Koerber
Damian Janikowski ze swoją sympatią, Karoliną.
Damian Janikowski ze swoją sympatią, Karoliną. Tomasz Hołod
W przyszłym tygodniu biznesmen podejmie brązowego medalistę olimpijskiego z Londynu. Póki co, zapaśnik Śląska uczy się w Poznaniu wojskowych przepisów oraz ustaw. Robią z niego kaprala.

Wiele osób było pod wrażeniem stylu, w jakim Damian Janikowski (Śląsk Wrocław) walczył na olimpijskiej londyńskiej macie. Tuż po zdobyciu brązu i uronieniu z tego tytułu kilkunastu łez odebrał mnóstwo telefonów i jeszcze więcej smsów. Jeden, i to bardzo szybko, przyszedł od samego Leszka Czarneckiego. No, prawie od samego.

- Córka pana Leszka, Kasia, napisała mi, byśmy się spotkali w trójkę i porozmawiali o dalszej karierze. Od tego czasu jesteśmy w małym kontakcie. Do piątku mam w Poznaniu obowiązki względem armii, ale po weekendzie planujemy się w końcu spotkać - mówi nam Janikowski. Nie wiemy jeszcze, czy zostanie mu zaoferowana wyjątkowo dobrze oprocentowana lokata, czy może jakiś przytulny kąt w Sky Tower. Wiemy natomiast, że nieprzyzwoicie bogaty biznesmen potrafi się dzielić swoim szczęściem i niekoniecznie potrzebuje do tego rozgłosu. Ponoć facet z k(l)asą.

A czego obecnie Janikowskiemu potrzeba najbardziej? Poza szczyptą spokoju bez wątpienia własnego lokum. Póki co, pomieszkuje na tyłach wysłużonej, zapaśniczej salki Śląska. - Przejąłem pomieszczenie po Łukaszu Banaku (drugi nasz olimpijczyk z Londynu, cięższy, kat. 120 kg). Zobaczymy, co się dalej wydarzy. Może dostanę jakieś mieszkanie wojskowe, może jakieś komunalne. Nie wiem, po powrocie będę na ten temat rozmawiał - wyjaśnia nasz pieszczoch, przez jakiś czas jeszcze szeregowy Wojska Polskiego. A niebawem kapral.

- Jestem już w Poznaniu drugi tydzień, gdzie mnie porządnie szkolą. Jak? Generalnie rano wstaję i jest zaprawa. Jakieś truchty, marszobieg. A od 8.30 zajęcia jak w szkole. Mnóstwo ustaw i przepisów wojskowych, również praca przy komputerze na wysokim poziomie. Z tego właśnie zdaję w piątek egzaminy. Kurs robię szybko, ściśle i na temat. Powinno być dobrze - zdradza 23-latek. Dzięki tej zaprawie utrzymuje się w limicie swojej kategorii (84 kg). W sobotę walczył w Bundeslidze, przegrywając z Chorwatem Nenadem Zugajem 2:3, o czym już donosiliśmy.

- Walka była dobra, choć sędzia na zapasach raczej się nie znał. No ale w porządku, może się nakłada po prostu zmęczenie, którego jednak nie czuję. Miałem mieć 4-5 dni urlopu, to przyszło skierowanie do wojska. I zrobiło się zero wolnego. Na treningach w Sobieskim Poznań jestem jednak codziennie. Łatwo nie ma, na nogi zrywam się o 5.20, od 8 już na zajęciach, później obiad, wieczorem trening i się zmęczenie kumuluje - dodaje jedyny dolnośląski medalista ostatnich igrzysk. W sobotę udaje się na obchody 90-lecia Polskiego Związku Zapasów, a tydzień później, 15 września, na kolejną walkę do Niemiec. 90 lat, mnóstwo czasu, kilku działaczy zdążyło najwyraźniej zastygnąć w formalinie, skoro związek nie kiwnął nawet palcem u nogi, by rozważyć choćby organizację drużynowych rozgrywek ligowych. O tym też donosiliśmy.

Dodajmy, że gdy o marketing chodzi, czyni Janikowski równie szybkie postępy jak w wojskowym ustawodawstwie. Otóż gdy przed rokiem zdobył wicemistrzostwo świata, w zasadzie po tym sukcesie do Wrocławia nie wrócił. Przepakował się tylko i pod osłoną nocy udał na zaplanowany wcześniej urlop w ciepłych krajach. Nie było zatem jak sukcesu skonsumować. Dla siebie i dyscypliny. A gdy wrócił, nikt już nie pamiętał, najważniejszy jest przecież futbol. Po igrzyskach miała już miejsce zupełnie inna sytuacja. Odbył się tour po studiach telewizyjnych, wywiady, aleje gwiazd etc. Tuż po powrocie z Londynu śniadanie u marszałka, a wieczorem grill w macierzystej sekcji, dzięki czemu i niżej podpisany miał zapewnione całodzienne niemal wyżywienie. Miło było patrzeć, gdy w czasie wieczornej imprezy z długopisem i kajecikiem w ręku oraz uśmiechem na twarzy notował Janikowski kolejne spotkania z petentami. Nikomu zresztą nie odmawiając. Po prostu - profesjonalista.

Aha. Za mistrza grilla robił sumita Jacek Jaracz. W sobotę w Ostrowie Wlkp. uroczyście kończy karierę. Czołem!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska