Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz: robią z nas urzędników

Marcin Darda
Dr. Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Dr. Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Mikołaj Suchan
Z dr. Maciejem Hamankiewiczem, prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej, rozmawia Marcin Darda.

Skąd ten protest i recepty odpłatne w 100 proc., skoro minister zdrowia mówi, że postulaty o karach za drobne błędy zostały spełnione i nic wam nie grozi?

Pan minister niezbyt dokładnie czyta dokumenty, bo po prostu innymi słowy zostało zapisane to, co było. Jednak istotą naszego protestu jest obrona pacjenta przed złym systemem refundacji. Lekarz, który działa w stresie i lęku przed karami, nie zapewnia pacjentowi właściwego leczenia, nie jest w stanie obiektywnie ocenić potrzeb chorego. Tak wiele czasu musi poświęcić na czynności urzędniczo-administracyjne, że brakuje mu czasu na badanie, diagnozowanie i zalecenie leczenia. Tak naprawdę poniedziałek 2 lipca to pierwszy dzień normalnego funkcjonowania lekarza, który zajmuje się tym, do czego jest powołany.

Do wypisania leku bez refundacji? Trudno znaleźć pacjenta, który nie poczułby się skrzywdzony.

My nie chcemy krzywdzić pacjentów, to daleko idąca nadinterpretacja. Oni muszą zrozumieć, że krzywdzi ich system zorganizowany przez Narodowy Fundusz Zdrowia. System odcinający pacjentów od refundacji leków. Ustawa refundacyjna spowodowała, że to polski pacjent za leki płaci najwięcej w Europie, bo z lekarza robi urzędnika. Drobne uchybienia zdarzają się nawet wysokim urzędnikom NFZ, ale oni żadnym karom nie podlegają. 200 zł za drobną pomyłkę dla lekarza? To jest kara wyższa niż ta zaproponowana przez poprzedniego prezesa NFZ. Jeśli policzymy, że lekarz rodzinny dziennie przyjmuje około 60 pacjentów, po pięć dni w tygodniu przez 21 dni w miesiącu, przy odsetku błędów na poziomie 20 proc., po 200 zł za każdy, to jak on ma bez stresu zdiagnozować pacjenta?

Mówi Pan, że to wszystko dla dobra pacjenta, ale ta forma protestu uderza bezpośrednio w pacjenta, a rządowi zwiększa budżet.

Bo taki jest system, który funkcjonuje w Polsce od 1 stycznia. Gros leków i tak jest wykupywanych za 100 proc., a myśmy tylko tym protestem nazwali rzecz po imieniu. Dziś lekarz, który się boi kar, wyszukuje lek spoza listy refundacyjnej, a inny widząc przed sobą biednego, chorego człowieka wypisuje lek refundowany, ryzykując tym samym własnym majątkiem. Wielu lekarzy przez te pół roku tak nadstawiało głowę. Prawdziwym problemem jest na przykład zapał ministerstwa i izby aptekarskiej, z jakim bronią idei sprzedawania leków po całym opakowaniu, a nie ilości potrzebnej na kurację. Apteka sprzeda opakowanie 30 tabletek, a pacjentowi potrzebne jest 5 tabletek. I kto na tym zarabia? Lekarz? Pacjent? Nie. Przemysł farmaceutyczny? Tak. My zysków z obrotu lekami nie chcemy, ale przez chory system w tym uczestniczymy i teraz propagandowo uważa się, że wszystkiemu jesteśmy winni. Dlatego my chcemy za te swoje ewentualne błędy merytoryczne odpowiadać, bo mamy do tego stosowne instrumenty i system kar i to łącznie z eliminowaniem z zawodu. A teraz nie wiemy, za co będziemy odpowiadać. Bo co to jest "nieprawidłowo wypełniona recepta"? W tym mieści się wszystko, błąd w dacie, PESEL-u, a to nie są błędy merytoryczne, lekarskie. Wiceprezes NFZ napisał do nas pismo, w którym pomylił rok, pisząc, że mamy 2011 rok. Odpisałem, że powinien zapłacić 200 zł kary, posługując się logiką tego systemu, który sam współtworzył. Jaka była odpowiedź prezesa NFZ? "Nie ma podstaw do zastosowania kary". Tak lekceważąco ta rządząca ekipa podchodzi do stanowionego przez siebie prawa i swych własnych zaleceń. Zaręczam, że takie praktyki stosowane są tylko w Polsce. Nigdzie w Europie tak się nie dzieje.

System systemem, ale to jest protest z grubej rury. Nie szło się dogadać?

Spotkań, choćby senackiej komisji zdrowia, było wiele, także w Sejmie, ale przedstawiciele NFZ w ogóle odmawiali przybycia na te spotkania. Byli posłowie, senatorowie, przedstawiciele naszego środowiska, a z NFZ nikt.

Protest jak na razie objął głównie prywatne gabinety, publiczna służba zdrowia do protestu, póki co, się nie zapaliła. Może czują, że to przesada?

Z pewnością nie. Lekarz to jest powołanie, on nie ma do czynienia z pieniędzmi, jak urzędnicy NFZ, tylko z ludźmi i ich tragediami. Wielu z nas musi postępować w taki sposób mimo protestu. Musi wypisać receptę w taki sposób, by pacjent lek otrzymał, bo stopień zubożenia polskiego pacjenta dramatycznie się zwiększył. Przez ostatnie pół roku, od kiedy obowiązuje ustawa refundacyjna, bardzo wielu pacjentów po prostu leków nie wykupywało, obciążając nasz wspólny, społeczny budżet, wracając do szpitali jak bumerangi. Po prostu nie mają za co leków wykupić. Z tym do czynienia mamy na co dzień. Ale ja rozumiem lekarzy, którzy wypełniają recepty nawet łamiąc prawo, bo dobro pacjenta musi być ponad prawem wszelakim, nawet przed tym stanowionym przez NFZ.
Rozmawiał Marcin Darda

Zapisz się do newslettera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Lekarz: robią z nas urzędników - Dziennik Łódzki

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska