Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legnica: Wypadek energetyków na Zakaczawiu

Tomasz Woźniak
Energetyk jak górnik czy budowlaniec należy do zawodów wysokiego ryzyka wypadków
Energetyk jak górnik czy budowlaniec należy do zawodów wysokiego ryzyka wypadków Fot. Piotr Kamionka
Dwaj ranni pracownicy EnergiiPro są mocno poparzeni. Inspekcja pracy sprawdza, czy złamano zasady.

W czwartek około godziny 9 rano mieszkańców legnickiego Zakaczawia zaniepokoił potworny huk i nagły brak prądu. Okazało się, że doszło do wypadku w stacji elektroenergetycznej, w którym poszkodowanych zostało dwóch pracowników EnergiiPro. Obu mężczyzn z poparzonymi twarzami karetki odwiozły do szpitala. Przyczyny zdarzenia badają policja i inspektorzy pracy. Teraz ranni leżą na oddziale chirurgicznym. Życiu 37- i 47-latka nie zagraża niebezpieczeństwo. Wkrótce będą przesłuchani.

- Prowadzimy postępowanie w sprawie naruszenia przepisów bhp - informuje Sławomir Masojć z legnickiej policji.

Z powodu wypadku przez 9 godzin nie było prądu na części ulic Zakaczawia.
- Jeszcze nie wiadomo, czy ktoś popełnił błąd, czy też zawiodła technika - mówi Ewa Marynowska z inspekcji pracy. - Sprawdzamy, czy naruszono przepisy bhp, czy obaj pracownicy mieli odpowiednie ubrania ochronne i czy dopełnili procedur.
Inspektorzy badają, dlaczego powstał łuk elektryczny w miejscu, które powinno być odłączone od sieci na czas prowadzenia prac eksploatacyjnych.

Inspektor Ewa Marynowska zimą szukała przyczyny tragicznego wypadku pracownika EnergiiPro w Lubinie. Na terenie stacji transformatorowej 28 stycznia prąd poraził 37-latka. Zmarł kilka dni później w szpitalu. Jednym z uchybień wytkniętych przez inspekcję był fakt, że zaczął pracę sam, choć na terenie stacji mogą działać jedynie dwuosobowe zespoły. Inspekcja wytknęła też organizację pracy.

W tym roku do wypadku doszło także w Głogowie. Podczas próby demontażu bill-boardu pracownik firmy reklamowej zahaczył prętem o linię średniego napięcia, gdy próbował ściągnąć nieaktualny plakat. Zmarł po kilku dniach.

- Ostatnio zmalała liczba wypadków osób przypadkowo pojawiających się na terenie stacji elektroenergetycznych - przyznaje Paweł Lichota z EnergiiPro. - To efekt naszej akcji uświadamiającej, czym grozi przebywanie na terenie stacji. Tu nie wchodzi w grę 200-300 wolt, jakie mamy w mieszkaniu, ale 20 tysięcy!

Jeszcze kilka lat temu dochodziło do 2-3 wypadków śmiertelnych rocznie, głównie poszukiwaczy złomu. Ostatnio zdarzają się lata bez tragedii. W Legnicy najtragiczniejsze było zdarzenie z 2004 roku. Młodzi ludzie w wieku 20-21 lat weszli na teren stacji elektroenergetycznej. Jeden z nich wszedł do środka i został porażony prądem o napięciu 20 tys. wolt. Pozostali chłopcy wezwali ojca, a ten karetkę. Ale porażony zmarł.
Współpr.: SEL, ZYG

Uczymy filmem

Paweł Lichota, rzecznik prasowy EnergiiPro
- Od lat prowadzimy pogadanki w szkołach na temat stacji elektroenergetycznych. Przekonujemy uczniów, by nie wchodzili do środka, by nie robili z budki stacji bramki piłkarskiej, że lepiej nie puszczać latawców pod liniami energetycznymi. Pokazujemy film animowany, na którym główny bohater odczuwa na własnej skórze skutki niewłaściwego obchodzenia się z prądem. Najbardziej nas cieszy, gdy na kolejnych zajęciach dzieci pokazują, jak prawidłowo wyciągnąć wtyczkę z kontaktu.

Podyskutuj na naszym forum! Czy stacje transformatorowe powinny być lepiej zabezpieczone przed włamywaczami?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska