- Łatwiej chyba przejść parę metrów do swojej świetlicy na film, niż jechać dwadzieścia kilometrów do kina w Kłodzku - mówi Małgorzata Bednarek, dyrektor CKiR. Za 40 tys. zł dotacji z gminy i urzędu marszałkowskiego kupiła profesjonalny sprzęt: projektor, rozkładany duży ekran (3x4 metry) i agregat, dzięki któremu możliwe będą pokazy plenerowe. Bo nie tylko o film tu chodzi.
- Chcemy, by projekcje były pretekstem do spotkania się mieszkańców i wspólnej zabawy - dodaje Małgorzata Bednarek. Pomysł jest taki, by zwłaszcza latem, przy okazji filmów, rozpalać ognisko z kiełbaskami, organizować konkursy z nagrodami i inne atrakcje. Repertuar? Lekki i przyjemny. Przede wszystkim dobre polskie komedie i kino familijne dla dzieci. Wszystkie pokazy filmowe będą bezpłatne.
Objazdowe kino startuje 8 kwietnia w Trzebieszowicach filmem dla najmłodszych pt. "Indianin".
Pomysł kina objazdowego nie jest nowy. W latach 60. i 70. ubiegłego wieku tego typu rozrywka była bardzo powszechna. Zazwyczaj do wsi, raz w miesiącu, przyjeżdżał specjalny autobus z ekranem i projektorem. Mieszkańcy rozsiadali się w środku niczym w kinie i oglądali "Winnetou" lub "Przygodę na Mariensztacie".
Filmy wyświetlano też w remizach i świetlicach wiejskich. Dla wielu była to wówczas jedyna okazja zetknięcia się z X muzą. Czy w dobie multipleksów i komfortowych sal projekcyjnych podobne przedsięwzięcie ma szansę powodzenia? Przecież wystarczy pójść do kiosku, by kupić gazetę z filmem.
- Pomysł może chwycić. Nawet jeśli wyświetlany film widzieliśmy dziesięć razy, to przecież każda okazja jest dobra, by się spotkać i wspólnie pobawić - mówi Krzysztof Fliciński ze wsi Lutynia.
Potwierdza to Wojciech He-liński, animator kultury z Ku-dowy-Zdroju, który kilka lat temu jeździł z kinem po wsiach ziemi kłodzkiej. Najczęściej wyświetlał dobrze znany tryptyk Sylwestra Chęcińskiego "Sami swoi".
- Czułem się naprawdę potrzebny. Mój przyjazd na wieś był dużym wydarzeniem, bo tam nic się nie działo. Do kina, teatru - daleko. Często nie ma ani biblioteki, ani domu kultury - wspomina i dodaje, że informację o swojej wizycie zostawiał najczęściej w miejscowym sklepie. - To działało lepiej niż plakaty reklamowe - żartuje. Na pokazy bardzo często przychodziła cała wioska. Po filmie nierzadko organizowano biesiady przy piwie i muzyce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?