Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwóch dyrektorów i pat w Teatrze Polskim

Małgorzata Matuszewska
Remigiusz Lenczyk i Cezary Morawski
Remigiusz Lenczyk i Cezary Morawski
Trwa pat w Teatrze Polskim, który ma dwóch dyrektorów. Co dalej z Teatrem? Z Cezarym Morawskim i Remigiuszem Lenczykiem rozmawiała Małgorzata Matuszewska.

Dziś rano do Teatru Polskiego przyszedł Cezary Morawski, 26 kwietnia odwołany ze stanowiska dyrektora przez zarząd województwa dolnośląskiego. Także 26 kwietnia Paweł Hreniak, wojewoda dolnośląski, zablokował wykonanie uchwały zarządu, a Cezary Morawski przedstawił zwolnienie lekarskie, uniemożliwiające odwołanie go z pracy. Remigiusz Lenczyk, powołany przez zarząd województwa dolnośląskiego na pełniącego obowiązki dyrektora Teatru, czeka na rozwój wypadków.

Nie można niszczyć teatru

  • Z Remigiuszem Lenczykiem, według zarządu województwa dolnośląskiego pełniącym obowiązki dyrektora Teatru Polskiego rozmawia Małgorzata Matuszewska

Jak wygląda sytuacja w Teatrze Polskim?

Jest żenująca dla władz, dla mnie. Jest mi trochę smutno z tego powodu. Teatr Polski zawsze był ikoną Wrocławia, podobnie jak Śląsk Wrocław. W tej chwili grozi mu spadek, a pięć lat temu był mistrzem Polski. Podobnie jest z Teatrem Polskim, jego ranga spada, wybitni twórcy nie chcą w nim pracować. Nie po drodze im z obecną sytuacją i dyrektorem, dzieje się coś złego.

Czy to ma podłoże polityczne?

Tak, związane z sytuacją polityczną we Wrocławiu, usiłowaniem odwołania obecnego zarządu województwa. Nie powinno dotyczyć teatru. Mam wrażenie, jako wrocławianin, bo przecież nigdy stąd nie wyjeżdżałem, wszelkie propozycje spoza Wrocławia odrzucałem, jestem silnie związany z Wrocławiem, że coś wrocławianie tracą. Coś, co trudno będzie odbudować.

Jest Pan zatrudniony stanowisku, co z tego wynika?

Kiedy chciałem wejść do Teatru, jest wzywana policja, żeby mnie z niego usunąć. To gorszące sceny, nie chcę w nich uczestniczyć. Nie planuję sforsować ponownie tych drzwi. Pracodawca, czyli urząd marszałkowski, musi mi stworzyć warunki do pracy i wtedy do tej pracy przystąpię. Nie „przebieram nogami” w drodze na stanowisko. Przykro mi, że człowiek z Warszawy, którego zresztą znam, którego przede wszystkim zespół artystyczny nie chce zaakceptować, uparł się, żeby niszczyć ten teatr. Dorosły, myślący człowiek ma świadomość, do czego to prowadzi. Mam kontakt z wybitnymi realizatorami w Polsce, deklarują, że będą tu pracować, jeśli i ja będę pracował w teatrze. Np. pan Krystian Lupa od mojej obecności uzależnił powrót do pracy nad wystawieniem „Procesu” w Polskim. Gdyby pan Lupa chciał pracować z panem Morawskim, to pierwszy lecę do urzędu, składam papiery i cieszę się ze wszystkimi, że pan Lupa tu pracuje.

Radiu Wrocław Maciej Stuhr powiedział, że skoro Wrocław nie chce Krystiana Lupy, to na pewno Warszawa zechce.

Wszyscy chcą z nim pracować. Proces twórczy jest bardzo trudny. Nie każdy z każdym chce pracować. Żaden człowiek sam nie robi teatru, to trzeba robić wspólnie, rozumieć się. W teatrze różnie się działo, ale został zbudowany wspaniały zespół. Jeśli by wziąć samych solistów, to nie udałoby się z nich stworzyć orkiestry. Może po paru latach. Ludzie pracujący ze sobą od lat potrafią tak pracować, że sztuka powstaje jak artystyczne dzieło. A może być wyłącznie wybrzmieniem literatury.

Wciąż to część zespołu Pana popiera.

W teatrze pracuje wiele zespołów, bo jest wiele różnych zawodów. Podział jest dość nierówny, bo zespół artystyczny to ok. pół setki osób. Nie lubię o nikim mówić źle, pracowałem z Krzyśkiem (Krzysztofem Mieszkowskim, poprzednim dyrektorem naczelnym i artystycznym Teatru Polskiego, którego kontrakt wygasł 31 sierpnia zeszłego roku – przyp. red.), sześć lat, ostrzegałem, że robi sobie wrogów, pomijając niektórych aktorów. Oni niekoniecznie byli akceptowani przez pozostałą część aktorów, ale dyrektor zawsze ma instrumenty, którymi może łagodzić niesnaski, a nie je podtrzymywać. Taka ma być rola moja w teatrze: wszystkich pogodzić, trafić do ich sumień, czystego rozumu, żeby postępowali racjonalnie. Ja przecież nie przychodzę tam na zawsze, tylko na parę miesięcy, żeby uspokoić sytuację. I wprowadzić procedury, przygotować konkurs, któremu zresztą jestem przeciwny.

Czemu?

Dyrektora należy szukać w Polsce, złożyć propozycje. Wybitny twórca czy wybitny organizator nie przystąpi do konkursu, nie zaryzykuje swojego autorytetu. Chyba, że członkami komisji konkursowej będą najwybitniejsi znawcy teatru. To wtedy nie jest wstyd nawet przegrać taki konkurs. A jeśli w komisji zasiadają urzędnicy, którzy w teatrze byli może 10 razy, a może i nie, to mamy rezultat.

Dostaje Pan pensję?

Nie. Pensja to ostatnia rzecz, na której mi zależy. Naprawdę kocham moje miasto, chciałbym, żeby Śląsk Wrocław był mistrzem, a Teatr Polski najlepszy w Polsce. Chcę, żebyśmy mieli najlepsze ulice, władze, żeby miasto było najczystsze w Polsce. Jestem dumny z Wrocławia, zawsze to miasto napawało mnie dumą. Tu pracowali: Jerzy Grotowski, Henryk Tomaszewski, tu odbywała się Wratislavia Cantans. To było i jest cudowne miasto, ale nie wolno niczego tracić.

Z kim Pan będzie współpracować?

Ze wszystkimi, będę rozmawiać także z tymi, którzy mnie wyganiali. Za mojego pobytu w teatrze będzie rada artystyczna, składająca się z wybitnych polskich twórców, ale ich nazwisk na razie nie zdradzę, bo przecież nie ma mnie w teatrze. Jestem po rozmowach, wszyscy się zgodzili, to będzie rada teatralnych mędrców.

Jestem otwarty na rozmowy

  • Z Cezarym Morawskim, według zarządu województwa dolnośląskiego zwolnionym dyrektorem Teatru Polskiego, a według urzędu wojewódzkiego, dyrektorem instytucji, rozmawia Małgorzata Matuszewska

Skończyło się Panu zwolnienie lekarskie?

Tak, przyszedłem do pracy.

Nie obawia się Pan protestów części zespołu?

Nie, bo uchwała zarządu województwa o odwołaniu mnie ze stanowiska została wstrzymana przez pana wojewodę. Wszystkie pisma, które są pochodną uchwały, są też wstrzymane. Taka jest interpretacja prawna. Dowiadywałem się o to bardzo dokładnie w biurach prawnych urzędu wojewódzkiego i taką otrzymałem informację. Dlatego jestem w pracy. Nie obawiam się protestów Inicjatywy Pracowniczej, która, jak każdy związek zawodowy, ma prawo do wyrażania swojego zdania. Myślę, że jeśli będzie miała ochotę na rozmowę ze mną, to jestem otwarty na rozmowy. Rozmawialiśmy kilkakrotnie, zaczęło się od sporu zbiorowego, zanim wszedłem do gabinetu.

Przygotowania do „Kordiana, czyli panoptikum strachów polskich” trwają?

Tak, podobnie jak do następnej premiery „Biedermann i podpalacze”. Serdecznie wszystkich zapraszam na premiery. Dziś mamy próbę techniczną, ustawiamy światła i normalnie pracujemy.

Jaka dziś jest sytuacja w teatrze?

Kuriozalna. Ale wykładnia prawna jest jedna.

Czy finansowanie z MKiDN jest zagrożone?

O to trzeba pytać w MKiDN.

Zamierza Pan wymienić obsadę „Mayday”?

Nie tyle wymienić obsadę, choć też. Rozmowy trwają, chcę zakończyć etap 25 lat grania, zrobić kilka uroczystych spektakli. Nie jest powiedziane, że zrezygnujemy z tego tytułu.

A czy to nie oznacza, że chce się Pan pożegnać z Tomaszem Lulkiem, przewodniczącym Inicjatywy Pracowniczej? Jest w obsadzie „Mayday”, poza tym chyba nie gra w żadnym ze spektakli, obecnych w repertuarze.

Proszę tego tak nie interpretować.

To gdzie będzie miejsce Tomasza Lulka w teatrze?

W teatrze.

W jakim sensie?

Jest aktorem, jeśli reżyserzy będą chcieli go obsadzać, to będzie grał. A ja i tak dbam o to, żeby obsady sztuk obsadzać równomiernie. I to nie moja wina, że koledzy, którzy są obsadzani, rezygnują z ról.

Jak Pan ocenia współpracę z Tomaszem Mędrzakiem, który po spektaklu w swojej reżyserii wyszedł na scenę i oskarżył dział marketingu o złą pracę i brak promocji jego przedstawienia?

Jestem nią zawiedziony.

Zamierza ją Pan przerwać?

Na ten temat będziemy musieli porozmawiać.

Nie żałuje Pan decyzji o przyjęciu stanowiska?

Nie. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale wierzyłem, że uda się porozumieć i że będziemy wszyscy zgodnie pracować i tworzyć nadal ten teatr. Proszę pamiętać, że premiera 19 maja „Biedermann i podpalacze” to będzie 9. tytuł wprowadzony na tę scenę. Tyle się wydarzyło, 9 nowych tytułów, to zasługa zespołu technicznego, administracyjnego, aktorów.

W „10 przykazań dla Kaliny” został wykorzystany tekst Stanisława Dygata. Magdalena Dygat-Dudzińska, spadkobierczyni autora twierdzi, że e-mail z pytaniem o możliwość wykorzystania tego tekstu dostała rano w dniu premiery.

Nie wiem, kiedy dostała e-mail, natomiast w e-mailu zwrotnym napisała, że nie zna tego tekstu, tylko podejrzewa, że to tekst jej ojca. Podjęliśmy poszukiwania, znaleźliśmy taki tekst, nie jest dokładnie taki, jak ten cytowany na premierze. Tekst w tej chwili jest zmieniony i tylko trzy spektakle odbyły się z tym tekstem, który nie jest dokładnym – takim, jaki jest zapisany w książce.

Co dalej z „Procesem” Krystiana Lupy, który nie chce współpracować z Panem?

Nawet w trakcie konkursu proponowałem Panu Lupie współpracę, ale do tej pory nie udało nam się na ten temat porozmawiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Dwóch dyrektorów i pat w Teatrze Polskim - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska