Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po premierze "Chopina" Giacomo Orefice w reżyserii Laco Adamika w Operze Wrocławskiej

Magdalena Talik
Mariusz Godlewski w roli Elio i amerykański tenor Steven Harrison jako Chopin
Mariusz Godlewski w roli Elio i amerykański tenor Steven Harrison jako Chopin Janusz Wójtowicz
Trudno zaprzeczyć temu, że "Chopin" Giacomo Orefice kojarzy się z kiczem.

Kompozytor tak bardzo chciał oddać hołd uwielbianemu przez siebie geniuszowi, że spod jego pióra wyszedł muzyczny patchwork, którego elementy Włoch połączył grubym ściegiem. Ale nie należy "Chopina" spisywać na straty, bo muzyka polskiego mistrza, obecna w każdym takcie, zachwyca nawet w takiej postaci.

Reżyser inscenizacji Laco Adamik miał słuszne obawy dotyczące dzieła Orefice, bo po raz pierwszy w swojej karierze trafił na operę, co do której nie był do końca przekonany. Nic dziwnego, dotychczas Adamik pracował przy muzyce Verdiego, Pucciniego czy (w przypadku Opery Wrocławskiej) Moniuszki. A w operach tych twórców jest wyraźna akcja i mocno zarysowani bohaterowie, których w "Chopinie" brak. Mamy natomiast niezbyt udane libretto Angiolo Orvieto (mimo nowego tłumaczenia), a partie wokalne napisane przez Włocha są nieadekwatne do możliwości wokalnych śpiewaków, którzy muszą posiadać naprawdę imponującą skalę, by pokonać trudności narzucone przez Orefice. W "Chopinie" im się to udaje, mimo że nie ma tu arii w klasycznym tego słowa znaczeniu. Kompozytor wszystkie wiodące tematy chopinowskie napisał przede wszystkim na orkiestrę - to muzycy grają fragmenty I części Sonaty b-moll czy Etiudy As-dur z opusu pośmiertnego. Śpiewakom pozostaje - paradoksalnie - tworzenie akompaniamentu.

Tenor Steven Harrison, mimo lekkiego przeziębienia, robił co mógł, by stworzyć wiarygodny portret geniusza, choć Chopin u Orefice jest niezwykle stereotypowy - od dzieciństwa pozostaje melancholikiem, dotkniętym jeszcze nieuleczalną chorobą. Laco Adamik nie walczył z tym wizerunkiem - Chopin operuje tu zamaszystymi i sztucznymi gestami. Wydaje się podręcznikowym wielkim kompozytorem, a nie prawdziwym człowiekiem.

Tenor Steven Harrison, mimo lekkiego przeziębienia, robił co mógł, by stworzyć wiarygodny portret geniusza

Spośród czterech aktów najciekawiej wypadają dwa ostatnie - zwłaszcza tragiczna w skutkach wyprawa na Majorkę, która zaowocowała genialnym cyklem Preludiów op. 28, i wreszcie finał, w którym kompozytor umiera otoczony przez bliskich i przyjaciół. Mniej przekonują obrazy z dzieciństwa w I akcie czy triumf na paryskich salonach w akcie II. Ciekawostką jest, że sam Orefice nalegał, by podczas sceny paryskiego występu pianista odegrał na scenie jeden z najbardziej dramatycznych utworów Chopina: Scherzo b-moll (wykonał je Michał Szczepański). Prawdziwą perłą przedstawienia jest Ewa Vesin jako Flora (George Sand), która śpiewa i wygląda doskonale w męskim ubraniu.

Czy "Chopin" to dobra propozycja w repertuarze Opery Wrocławskiej? Z pewnością dyskusyjna, ale kiedy posłucha się utworów kompozytora, nawet w tej dziwnej, orkiestrowej wersji, zaczyna się myśleć cieplej o Orefice, bo w każdym takcie słychać jego miłość do muzyki Polaka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska