Formą, której używają dziś nasi młodzi (młodzi, nie młodzi, bo już tacy młodzi nie są...) artyści teatru myśląc, że odkryli nową Amerykę. Ten schemat trochę przypomina modę mini, która wraca i odchodzi.
Teatr, jak wszystko, co jest zbiorowym działaniem, różnym pędom i trendom ulega. Tyle że wieloletni przyjaciel Jerzego Grotowskiego dodał wtedy do tej szaleńczej zabawy w udawanie napisanej przez klasyka parę swoich zdań ważnych do dziś, byśmy się w tym udawaniu i chęci imponowania nie zapętlili. Brook, jak każdy mędrzec, porzucił już dawno teatralne gadżety, efekty, efekciki i fajerwerki napędzające rytm przedstawienia, a też budujące wrażenie zaskakujące obrazy. On chce nam coś ważnego powiedzieć w możliwie najprostszy sposób. Prosty nie znaczy prymitywny. A my mamy w polskim (niby młodym) teatrze epokę, jak w polityce "oczywistych oczywistości", która zmierza w stronę totalnej bezmyślności i głupoty.
W sobotę na Scenie na Świebodzkim byliśmy świadkami najnowszej polsko-francusko-brytyjskiej premiery Petera Brooka. Kończący w marcu 85 lat reżyser tylko przez telefon mógł wysłuchać braw, bo zmogła go choroba i do Wrocławia nie dotarł.
Jego spektakl "11 i 12" pokazuje coś, czego większość z nas nie widzi w permanentnym pędzie ku efekciarstwu. Forma, którą teraz proponuje Brook, wydaje się dziś archaiczna i na pewno nie ma nic wspólnego z rytmem telewizyjnych klipów, w konwencji których budowane są nie tylko teatralne premiery, ale nawet radiowe i telewizyjne serwisy informacyjne. Brook sięgnął po formę teatru afrykańskiego, który do opowiedzenia historii posługuje się najprostszymi środkami. Europejczykowi może się to wydawać trochę masłem maślanym. Narrator opowiada historię, a aktorzy ilustrują ją ruchem.
Po opowieść zaczerpniętą z życia sufickiego myśliciela Tierno Bokara z Mali Brook sięga po raz drugi (pierwszy raz zbliżyliśmy się do jego przemyśleń w roku 2005). Tym razem wybrał z książki malijskiego pisarza Amadou Hampate Ba wątek dość szczególny, pokazujący, jak między jednym a drugim paciorkiem różańca rodzi się religijny fanatyzm.
Ten jedenasty był zawsze, a ten dwunasty pojawił się przypadkiem, z zakłopotania. Szybko jednak owe paciorki podzieliły religijnych fanatyków. Aż do okrucieństwa i zbrodni. W tym wyborze tkwi kwintesencja dzisiejszego islamskiego terroryzmu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?