Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

WROSTJA: Średnio, ale z emocjami

Krzysztof Kucharski
Aleksandra Tomaś (i lodówka) w  "...jak początek umierania"
Aleksandra Tomaś (i lodówka) w "...jak początek umierania" Maciej Szwed
W niedzielę po północy werdyktem jury zakończyła się część konkursowa Wrocławskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora, która sama w sobie jest spektaklem.

Każdy z jurorów ma w kieszeni dwa tysiące i może je dać tylko jednemu z finalistów. Fundatorem "kieszonkowego" jest Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W tym roku chrapkę na laury miało dziewięcioro aktorów. Dominowali studenci i absolwenci wrocławskiej szkoły teatralnej z przewagą lalkarzy. Każdy z jurorów musiał w kilka minut uzasadnić swój wybór publicznie. A tak się ten finałowy spektakl toczył...

Od Bogusława Kierca, poety, aktora, pedagoga, nagrodę odebrał Jacek Bała, który w pastiszowy sposób bawił się konwencją narodowej fety, a szczególnie krakowską mentalnością ze wszystkimi stereotypami na czele. Kojarzyło się to nam z filmem Falka "Wodzirej". Dobry wzór.
Prorektor wrocławskiej szkoły teatralnej Krzysztof Kuliński dysponował aż dwiema nagrodami. Ministerialną kopertę wręczył Justynie Szafran, aktorce gospodarza konkursu, Teatru Muzycznego Capitol, która wyśpiewała emocje i nastroje na kanwie prozy i poezji Charlesa Bukowskiego w "Rzecze Budda Chinaski".

Nową konkursową nagrodę rektorską Kuliński wręczył po raz pierwszy "dziecku szczęścia" tegorocznego festiwalu - niezwykle skromnej i utalentowanej Oli Tomaś z Kłodzka, absolwentce wrocławskiej szkoły (na razie bez pracy). Spektakl inspirowany piosenkami Katarzyny Nosowskiej, zagrany w lodówce z zamrażalnikiem, urzekł wszystkich swoją świeżością (w końcu lodówka powinna to gwarantować), prostotą i poczuciem humoru, dotykając problemów różnych wrażliwców.
Wcześniej Ola Tomaś dostała kopertę od teatrologa, profesora naszego uniwersytetu i szkoły teatralnej Janusza Deglera i autentyczny, w skali 1:1, "szczebel do kariery" ze szlachetnej drewnianej drabiny, który wręczył jej animator festiwalu Wiesław Geras.

Debiutujący w jury konkursu aktor i reżyser Bartosz Zaczykiewicz (parę minut po swoim mistrzowskim popisie, przypominającym monodram nagradzany ładnych parę lat temu na różnych festiwalach, oparty na "Ferdydurke" Gombrowicza, a zatytułowany "...podszyty") wybrał Krzysztofa Grabowskiego z bardzo zgrabną i emocjonalną adaptacją świetnej sztuki Michała Walczaka "Piaskownica", którą nazwał "Miłka".

Teraz już było wiadomo, że nikt nie dostanie Grand Prix i decydowały się losy, czy ktoś festiwal wygra, choć o jedną premię więcej. Przewodniczący jury, zawsze starający się mieć głos kulminujący dramaturgię tego wydarzenia, profesor warszawskiej Akademii Teatralnej i prezes Towarzystwa Przyjaciół Teatru Lech Śliwonik ustalił, że zwycięzcą może się czuć absolwent wrocławskiej teatralki pochodzący ze Złotoryi, były aktor wałbrzyskiego teatru Krzysztof Grabowski.

Laureat I nagrody, dziś aktor Teatru im. Sewruka w Elblągu, zamierza rozwinąć swój nagrodzony monodram "Miłka", by prezentować go w repertuarze swojego teatru:
- Krążę wokół tego monodramu już od roku 2003. Po latach wziąłem sprawy w swoje ręce i tekst Michała Walczaka stał się kanwą monodramu, nawet w trakcie konkursowego pokazu częściowo improwizowanego. Trudno na przykład nie zareagować na dochodzący do piwnicy, w której grałem swój spektakl, sygnał karetki pogotowia. Słowo honoru - nie spodziewałem się tych nagród - mówi uradowany Krzysztof.
Przy realizacji "Miłki" pomagali aktorowi dobrze znani na Dolnym Śląsku reżyserzy: Beata Pejcz i Andrzej Szumski.
- Mnie taki sukces, zwłaszcza we Wrocławiu, uskrzydla. Rozwinę ten spektakl. Na gorąco wpadł mi pomysł, by włączyć fragment prozy Janusza Głowackiego i jeszcze jakiś kawałek, który rozwijałby emocje, jakie wniosła do życia bohatera tytułowa "Miłka" - dodaje laureat.

Konkurs nie zachwycił swoim poziomem, ale dostarczył trochę wrażeń stałym bywalcom, krytykom i widowni niemieszczącej się na wszystkich spektaklach w szczupłych, bo kameralnych salach Capitolu.

W poniedziałek rozpoczęły się właściwe WROSTJA, które są międzynarodowe. Największe emocje wzbudził spektakl "Lady Macbeth" wg Shakespeare'a Sarantuyi Sambuu z Mongolii. Dziś dzień szkoły teatralnej we Wrocławskim Teatrze Lalek. Otworzy go Anna Kramarczyk z "Calineczką".

Nie otrząsnęłam się jeszcze ze studenckiego amoku
Z Aleksandrą Tomaś rozmawia Justyna Kościelna

Świeże i niepretensjonalne - kiwali głowami z uznaniem jurorzy po Pani występie. Ale Pani tym werdyktem była bardzo zaskoczona.

Do tej pory nie mogę ochłonąć, prawie nie spałam. To pierwsza nagroda teatralna, którą dostałam! W czerwcu obroniłam dyplom i nie otrząsnęłam się jeszcze ze studenckiego amoku - jestem żółtodziobem, dopiero poznaję świat, w który wkraczam. Sam udział w konkursie, obok Justyny Szafran, był dla mnie ogromnym wyróżnieniem.

Bez kokieterii! Przecież Pani talent już wcześniej komplementował m.in. Jan Peszek.

Rzeczywiście, kilka lat temu, jeszcze w liceum, dostałam nagrodę na festiwalu w Dzierżoniowie. Ale, jako totalny amator, zupełnie inaczej patrzyłam na takie wyróżnienie.

Spektakl "...jak umieranie", który przyniósł Pani trzy nagrody na WROSTJA, oparty jest na tekstach Kasi Nosowskiej. Od dawna romansuje Pani z tymi piosenkami?

Prywatnie od dawna. Zawodowo od kilku miesięcy. Najpierw startowałam z nimi na konkursie PPA - nie poszło najlepiej. Ale razem z Gosią Kazińską, która mi pomagała, stwierdziłyśmy, że w tej twórczości, pozornie nieteatralnej, jest wielki potencjał. Zaczęłyśmy więc pracę nad "...jak umieranie", który był moim indywidualnym dyplomem reżyserowanym przez Gosię.

Lodówka przyjechała z czyjego domu?

(Śmiech) Z mojego. Tato pomógł mi ją przystosować - powycinał otwory, wyrzucił agregator. Co robiła lodówka na scenie? Pomyślałyśmy, że dobrze sprawdzi się w historii młodej kobiety obrażonej na świat, wrażliwej, nieprzystającej na zamrożone uczucia, które serwują jej inni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska