Nie ma co ukrywać - mecze wrocławian w II etapie sezonu zasadniczego do najbardziej emocjonujących nie należały. Tym samym potwierdziła się teoria oponentów nowych przepisów. Co prawda, na głód koszykówki narzekać nie mogliśmy, ale meczów o przysłowiową pietruszkę było aż nadto. Poza tym hale świeciły pustkami. A mogło być zupełnie inaczej. Śląskowi zabrakło przecież jednego punktu do tego, by grać w górnej szóstce. A jeśli przypomnimy sobie, jak często wrocławianie przegrywali jednym czy dwoma oczkami, to żal jest jeszcze większy.
Bez wątpienia ciśnienie w drugiej części sezonu opadło. Wpływ na to miało także odejście z klubu w niezbyt miłych okolicznościach Qa'rraana Calhouna oraz kontuzja Akselisa Vairogsa. To, że w ich miejsce nie zakontraktowano nikogo nowego, było swoistym wywieszeniem białej flagi.
Ale trener i koszykarze WKS-u nie zamierzają się poddawać. No bo co mają do stracenia? - Trefl jest absolutnym faworytem, ale spróbujemy sprawić choć jedną niespodziankę - zapowiada trener Rajković. - Mimo wszystko, powinno być ciekawie - wtóruje mu Robert Skibniewski.
Swoją siłę i możliwości sopocianie potwierdzili w sezonie zasadniczym, ustępując w tabeli jedynie mistrzom Polski, czyli lokalnemu rywalowi z Gdyni. - Trefl to zespół kompletny. Oni grają najładniejszą koszykówkę w Polsce. Dzięki umiejętnościom takich graczy, jak Łukasz Koszarek, Filip Dylewicz i John Turek potrafią znakomicie rozgrywać akcję między rozgrywającym a dwoma wysokimi zawodnikami - komplementuje rywali serbski opiekun WKS-u.
Warto nadmienić, że Śląskowi w tym sezonie raz udało się już wygrać (82:77). I to na wyjeździe. To była jedna z największych niespodzianek sezonu, ale daleko idących wniosków nie należy z tego wyciągać. Po pierwsze - w składzie Śląska był wówczas i Calhoun, i Vairogs. Po drugie - Trefl dokonał w międzyczasie roszad kadrowych, które przyniosły zespołowi zamierzony efekt.
- W tamtym meczu Trefl miał problemy z atakiem pozycyjnym. Poza tym w składzie brakowało Filipa Dylewicza. Wykorzystaliśmy to, zakończyliśmy ich kilkoma rzutami za trzy i dlatego wygraliśmy - tłumaczy Rajković. - Dziś można jednak powiedzieć, że Turów jest na wyższym poziomie, a my na nieco niższym, choć niektórzy gracze, jak Paweł Buczak, Kacper Sęk czy Piotr Niedźwiedzki, dostali więcej minut gry i podnieśli swoje indywidualne umiejętności. To jednak wciąż za mało - dodaje popularny "Kicia".
Dobra wiadomość przed rywalizacją z Treflem jest też taka, że na parkiecie zobaczymy Ada-ma Wójcika. Ten kilka ostatnich meczów swoich kolegów oglądał jedynie z ławki rezerwowych. I nie ma się co dziwić, wszak Śląsk wygrał zdecydowanie.
Rajković: - Nie było potrzeby, żeby grał w tych spotkaniach. Adam ciężko pracuje na każdym treningu, jest w dobrej formie i na pewno zagra przeciwko Treflowi.
W tym miejscu warto dodać, że w drugim meczu z sopocianami (porażka 77:85) "Oława" w pojedynkę ciągnął nasz zespół w ostatnich minutach gry, kiedy trzeba było odrabiać straty.
Pierwsze mecze ćwierćfinału play-off pomiędzy Treflem a Śląskiem 23 i 25 kwietnia w sopockiej Ergo Arenie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?