MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Koszykówka: Dlaczego menedżer Śląska, a kiedyś zawodnik klubu, nie dotyka piłki?

PK
Maciej Szlachtowicz grał w Śląsku do sezonu 2005/2006
Maciej Szlachtowicz grał w Śląsku do sezonu 2005/2006 Wojtek Wilczyński
Z Maciejem Szlachtowiczem, menedżerem Śląska Wrocław, rozmawia Paweł Kucharski.

Jakie są Pana obowiązki w klubie?
Odpowiem na przykładzie meczu z Anwilem. Pełniłem wtedy funkcję kierownika zespołu, organizatora spotkania i rzecznika prasowego. Między meczami jestem menedżera, czyli załatwiam sprawy formalno-logistyczne: od zawożenia stroi do pralni po zapewnienie piłek na treningu gości. Jeśli któryś zawodnik musi pojechać do lekarza, a nie ma samochodu, to ja go zawożę. Oprócz tego przygotowuję umowy z patronami medialnymi czy innymi partnerami, współprowadzę sesje fotograficzne, prowadzę konferencje prasowe czy biuro prasowe. Najwięcej czasochłonnej pracy jest jednak przed sezonem, a więc latem, kiedy trzeba zgłosić zespół do rozgrywek a przy okazji zatroszczyć się o pomoc solidnych partnerów, niemal w każdej dziedzinie. Mam zatem co robić, ale cieszę się, że pracuję dla Klubu, dla którego kiedyś grałem.

Może grałby Pan w nim i dziś, ale kontuzje wcześnie zakończyły Pana karierę.
Trochę tego było: ręka, nos, łokieć, kolano, kostka, a nawet język... Mogłem kontynuować karierę w innym klubie niż Śląsk, ale nie uśmiechało mi się zmieniać miejsca zamieszkania, zarzucić studia dla kontraktu za niskie, nierzadko nawet niepewne pieniądze. Próbowałem wrócić do treningów u Pawła Turkiewicza i Andreja Urlepa, ale znów pojawiały się problemy ze zdrowiem. Inna sprawa, że na wszystkie operacje i leczenie wydawałem własne pieniądze. Klub zapewniał mi opiekę medyczną, ale pod okiem lekarza, do którego straciłem zaufanie.

Postawił Pan więc na studia.
Tak, studia dziennikarskie. Na pierwszym roku zacząłem dodatkowo pracować dla tygodnika "Basket" i pisałem do momentu aż zniknął z rynku. Zaraz potem dostałem pracę w Śląsku. W międzyczasie byłem media menedżerem na meczach Turowa Zgorzelec w Euro-Cupie rozgrywanych we Wrocławiu. Pomagałem też przy organizacji Meczów Gwiazd w Lublinie i Katowicach. Mało kto wie, ale przez półtora roku polecałem mecze koszykarskie do obstawiania dla graczy jednej z firm bukmacherskich. Sugerowałem, na kogo warto postawić, za ile pieniędzy, no i przede wszystkim dlaczego. Ja zajmowałem się PLK, Euroligą i NBA, a piłką nożną znany komentator Bożydar Iwanow.

Co wiąże się z większym stresem? Rola młodego koszykarza, który wchodzi do Śląska czy menedżera odpowiedzialnego za tak wiele spraw?
Jako zawodnik nie zawsze radziłem sobie ze stresem. Nie było problemu w zespołach juniorskich czy reprezentacyjnych, w których miałem mocną pozycję. Kiedy jednak pewność siebie znikała, np. w seniorach, zwłaszcza po kilku meczach, w których grało się ledwie kilka minut, stres często wiązał nogi, a trenerzy nie zawsze potrafili pomóc. Moja obecna praca nie jest pozbawiona stresu, ale mam więcej czasu na jego opanowanie. Siadam i krok po kroku planuję działania, spisuję je na kartce, by następnie je zrealizować.

Nie myśli Pan sobie, oglądając mecze Śląska, że Pana miejsce powinno być na parkiecie?
Nie ciągnie mnie do gry w kosza, ale tylko dlatego, że kilka lat temu powiedziałem sobie, że nie będę dotykał piłki, nie będę oddawał rzutów. Gdybym zaczął to robić, to bym zatęsknił, i to bardzo. Jak widzę Adriana Mroczka-Truskowskiego, Kamila Chanasa, Tomka Ochońko czy Artura Mielczarka, a więc chłopaków, z którymi grałem latami, to wiem, że potrafiłbym się odnaleźć. Powiedziałem sobie jednak, że ze starą miłością nie można utrzymać kontaktu, bo prędzej czy później mocno się zatęskni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska