Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec piłkarskiej zimy. Gramy o mistrza!

Jakub Guder
Meczem z Ruchem Chorzów wrocławianie rozpoczną dziś rundę rewanżową. Spotkanie na Stadionie Miejskim rozpocznie się o godz. 18.

Maciej Jankowski, Arkadiusz Piech, Paweł Abbott, a teraz jeszcze Andrzej Niedzielan - ten zestaw musi robić wrażenie, nawet jeśli ostatni z nich nie wybiegnie w sobotę na murawę Stadionu Miejskiego, bo - jak powiedział trener Waldemar Fornalik - nie jest jeszcze gotowy do gry. Przyjrzyjmy się zatem dokładniej wszystkim chorzowskim asom.

Jankowski na stadion przy ul. Cichej trafił w 2010 roku w wieku lat 20 z III-ligowego Piaseczna i od razu wywalczył sobie pewne miejsce w składzie czternastokrotnego mistrza Polski

W sezonie 2010/2011 zaliczył 28 spotkań w lidze i strzelił osiem bramek. Teraz na koncie ma 16 występów i już 6 goli. Zrobił tym wrażenie nawet na Franciszku Smudzie, który powołał go do kadry na towarzyski mecz z Bośnią i Hercegowiną, który nasze orły rozegrały w Turcji w grudniu ubiegłego roku (1:0).

Jankowskiego w Chorzowie traktują jako polisę na życie. Kontrakt ma ważny do czerwca 2013 roku, ale nikt na Górnym Śląsku nie ma złudzeń, że młody napastnik przedłuży umowę. Dlatego zapewne latem zostanie sprzedany, dzięki czemu uda się podreperować klubowy - zadłużony zresztą - budżet. Zysk jak na polskie warunki będzie spory - już teraz portal transfermarkt.de wycenia go na 650 tysięcy euro, a jeśli w tym sezonie trafi jeszcze kilka razy do siatki, to cena na pewno wzrośnie. Wydaje się zatem, że w Polsce raczej nie zostanie.

Słabość mamy do Arkadiusza Piecha (rocznik 1985). Z prostej przyczyny - to Dolnoślązak. Swoją karierę zaczynał w Polonii Świdnica. W 2008 roku na zasadzie wypożyczenia trafił na pół roku do słynnego Gawina Królewska Wola (niektórzy twierdzą, że do dziś jest tam jedna z najlepszych muraw na Dolnym Śląsku). Zauważył go Widzew, ale i tam kariery nie zrobił. Poznali się na nim dopiero w Chorzowie. Gra tam pół roku dłużej niż Jankowski, ale również jest pewniakiem w składzie.

Paweł Abbott to wiekowo trzeci z asów - rocznik 1982. Przeciętny kibic może go kojarzyć z tego, że całe lata grał w Anglii. Nic jednak dziwnego, że spora część czytelników po tej informacji Abbotta nadal nie rozpoznaje, bowiem podczas swojej kariery na wyspach błąkał się gdzieś po niższych ligach. Największą karierę zrobił w klubie Huddersfield Town, gdzie grał w latach 2004-2007. Na boiskach League One (odpowiednik naszej II ligi) strzelił wtedy 44 bramki w ponad 100 meczach. Do polski wrócił latem. Po dziesięciu latach nieobecności.

CZYTAJ TEŻ: SONDA - WSZYSCY NIEMAL ZGODNI - ŚLĄSK MISTRZEM!

Na koniec zostawiliśmy sobie Niedzielana (1979). Dla niektórych młodszych fanów piłki to postać kultowa. Na przełomie wieków nie poznali się na nim z Lubinie, więc przeniósł do Zabrza, gdzie szybko zrobił karierę. Potem rok w Grodzisku, błyskawiczna kariera w reprezentacji, aż w końcu wyjazd do przeciętnego NEC Nijmegen.

Ostatnie pół roku spędził w Cracovii, ale nie szło mu tam. W Chorzowie chce się odbudować. Udało mu się to już na Cichej, gdy w 2009 roku trafił tam po nieudanej przygodzie z Wisłą.

CZYTAJ TEŻ: EKSTRAKLASA W LICZBACH CZYLI KTO CO OGLĄDA I ILE NA TYM ZARABIA

CZYTAJ TEŻ: PARKINGI I SPECJALNE ROZKŁADY JAZDY DLA KIBICÓW NA SOBOTNI MECZ Z RUCHEM CHORZÓW

Trener Orest Lenczyk zdaje sobie sprawę, że "chorzowskie asy" mogą być zagrożeniem. - Wiele razy udowodnili swoją skuteczność. Dzięki nim Ruch po każdym odbiorze stwarza okazje strzeleckie. Ich atutem jest szybkość. Wystarczą zaledwie dwa podania i już pomocnicy ich uruchamiają. Uczulaliśmy obrońców, aby byli zdyscyplinowani - mówi Lenczyk.
Żeby jednak nie było tak różowo, chorzowianie mają swoje problemy. Przeciwko Śląskowi nie zagrają pauzujący za kartki Marek Szyndrowski i Marek Zieńczuk. Niebiescy mogą odczuć stratę szczególnie tego drugiego, bo tuż przed zimową przerwą był w znakomitej dyspozycji. W ostatnim meczu ubiegłego roku strzelił Koronie trzy gole w 12 minut. W WKS-ie nie będzie natomiast Waldemara Soboty (również kartki).

- Wolałbym wygrać tak wysoko z drużyną prowadzoną przez innego trenera - powiedział Waldemar Fornalik, gdy w 2010 roku prowadzony przez niego Ruch Chorzów ograł 4:1 Cracovię Kraków. Cracovię, którą dowodził wtedy Orest Lenczyk.

Szkoleniowiec niebieskich nigdy nie krył, że obecny trener Śląska Wrocław był dla niego najważniejszym nauczycielem trenerskiego fachu. - Pracowałem z wieloma trenerami, ale bez wątpienia najwięcej nauczyłem się od pana Oresta Lenczyka. On wywarł największy wpływ na to, jak postrzegam ten zawód. Dlatego bardzo się cieszę, że trener Lenczyk wrócił do pracy po okresie przerwy i że znów odnosi sukcesy w lidze. Aktualna pozycja Śląska Wrocław wskazuje, jak ważnym ogniwem jest Orest Lenczyk - powiedział Fornalik w jednym z wywiadów.

- Kocham Waldka Fornalika jak własne dziecko - mawia natomiast Lenczyk.
Obaj spotkali się na początku lat 80. w... Ruchu Chorzów. Trenerem był tam wtedy Lenczyk, a Fornalik niespełna 20-letnim obrońcą, który na koncie nie miał jeszcze ani jednego meczu w ekstraklasie, ale właśnie wówczas - dzięki Lenczykowi - zaliczył swój debiut. Drugi raz pracowali razem znów na Górnym Śląsku (1996-1999). Lenczyk po raz kolejny prowadził Ruch, a Fornalik był jego asystentem. Od kiedy jednak obaj trenują na własny rachunek, sentymentów oczywiście nie ma. W ostatnich trzech pojedynkach górą był nauczyciel - Śląsk bowiem trzykrotnie ogrywał Ruch. Wcześniej jednak - gdy Lenczyk pracował w Cracovii - musiał dwukrotnie uznać wyższość "syna".

Łączy ich nie tylko wspólna znajomość, ale przynajmniej jeszcze trzy inne rzeczy. Obaj słuchają muzyki poważnej. Fornalika tą pasją zaraziła żona, którą poznał, gdy ta grała na flecie w kościelnym zespole muzycznym. - Najbardziej cenię Ludwiga van Beethovena, Wolfganga Amadeusza Mozarta i Gustava Mahlera. Ich utwory oczywiście nie są proste. To nie popowe piosenki, których posłucha się dwa, trzy razy i już zna się je na pamięć. Podobają mi się rozbudowane kompozycje, które imponują swoją formą - opisuje swoje gusta. Orest Lenczyk miał nauczyciela w postaci swojego ojca, który grał na skrzypcach i pracował w sanockim liceum. Na tym instrumencie gra także jego córka.

ZOBACZ TEŻ: LENCZYK - BRAK MISTRZOSTWA BĘDZIE BOLAŁ
ZOBACZ TEŻ: FORNALIK - MECZ BEZ NASZYCH KIBICÓW? DLA MNIE ZAKRAWA TO NA KPINĘ

Obaj też należą do trenerów z najdłuższym stażem w T-Mobile Ekstraklasie, chociaż oczywiście Fornalik w tej klasyfikacji jest bezkonkurencyjny - ma za sobą blisko trzy lata pracy na ul. Cichej, podczas gdy Lenczyk we Wrocławiu jest ponad 500 dni. Obu także po cichu wymienia się w roli kandydatów, którzy w przyszłości mogliby zastąpić Franciszka Smudę na stanowisku selekcjonera reprezentacji Polski. A że trener WKS-u głośno mówi, że tą fuchą nie jest zainteresowany, szanse Fornalika wzrastają. Wreszcie - mówiło się, że na Oporowskiej uczeń może zastąpić mistrza, gdy Lenczyk negocjował wygasający w czerwcu 2011 roku kontrakt ze Śląskiem.

Sobotni mecz będzie ich ósmym pojedynkiem na trenerskiej ławce. Kto tym razem będzie lepszy - uczeń czy jego mistrz?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska