Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koniec igrzysk - 10 medali? Na tyle nas stać (ZDJĘCIA)

Przemysław Franczak, Londyn, JG
To był najsłabszy występ Polaków od igrzysk w Melbourne w 1956 roku, ale w polskiej ekipie nikt nie rozpaczał. Ministerstwo Sportu zapowiada jednak zmiany w systemie przygotowań olimpijskich. Szczegóły poznamy we wtorek.

Oczekiwania były większe, ale 10 medali wywalczonych na igrzyskach w Londynie oddaje aktualną siłę polskiego sportu - mówią zgodnie przedstawiciele Polskiego Komitetu Olimpijskiego i Ministerstwa Sportu. Sporu nie ma też w kwestii, że potrzebne są reformy. Pierwsze pomysły ma ogłosić we wtorek na konferencji prasowej ministra Joanna Mucha.
- Będą dotyczyć planowanych zmian w systemie przygotowań do igrzysk olimpijskich i startów w dużych imprezach - poinformował Jerzy Eliasz, dyrektor departamentu sportu wyczynowego w ministerstwie. Więcej szczegółów zdradzić nie chciał, choć z jego słów wynikało, że koniec istnienia Klub Polska - Londyn 2012, programu wsparcia dla najlepszych sportowców, nie oznacza natychmiastowego powstania Klubu Rio, w ramach którego trwałyby przygotowania do kolejnych igrzysk.
Na przygotowania do tych londyńskich wydaliśmy 130 mln zł, a wynik osiągnęliśmy gorszy niż na poprzednich igrzyskach w Pekinie i Atenach. Medali jest wprawdzie tyle samo, ale tylko dwa złote i aż sześć brązowych. To najgorszy wynik Polaków od 1956 r. i igrzysk w Melbourne. W klasyfikacji medalowej zajęliśmy dopiero 29. miejsce. Zostaje tylko pytanie, o czym to świadczy: o słabości programu Klubu Londyn czy naszego sportu w ogóle?

- Moim zdaniem stworzenie optymalnych warunków najlepszym sportowcom było dobrym pomysłem - uważa prezes PKOl Andrzej Kraśnicki. - Wątpliwości mam tylko w jednej kwestii: czy ci, którzy są obok, poza programem, ale dobrze rokują, też mają odpowiednie możliwości treningu i rozwoju. Bo z tym jest chyba gorzej i musimy sporo zmienić.

Sportowców w Klubie Londyn było 147, z czego 28 osób (w sumie 20 medalowych nadziei, bo były tam m.in. drużyna florecistek i osady wioślarskie) podpadało pod tzw. program indywidualny. Chuchano na nich i dmuchano, spełniano każde życzenie. Potrzebujesz fizjoterapeuty - proszę, zgrupowanie w wysokich górach - nie ma sprawy. Z 10 polskich medali wywalczyli osiem. Spod centralnych przygotowań wyjęci byli tylko Sylwia Bogacka i Bartłomiej Bonk. - Z naszych analiz przed igrzyskami wynikało, że mamy 24 szanse na medale. Statystyka podpowiada jednak, że realizacja szacunków sięga 30-40 proc. Przy 30 mielibyśmy osiem medali, mamy 10, więc po prostu taki jest na dziś nasz stan posiadania i możliwości - wyjaśniał Eliasz. Jego zdaniem kryteria przyjęcia do Klubu Londyn były przejrzyste i ostre.

- Miejsce w programie indywidualnym gwarantowały tylko medale mistrzostw świata oraz igrzysk olimpijskich Do tego tzw. ścieżki indywidualne miały osoby, które zdobyły medale mistrzostw Europy bądź punktowane miejsca w mistrzostwach świata. Nikt nie dostał się tam na piękne oczy - tłumaczył.

Statystyki statystykami, ale wszyscy podkreślali, że liczyli na więcej.
- W naszych prognozach liczyliśmy na przynajmniej jeden medal w pływaniu, jeden w szermierce, tenisie - zdradził Eliasz. - To jest moment, w którym należy się dokładniej przyjrzeć, co i dlaczego poszło nie tak. To jednak nie tak, że od razu zmniejszą się ministerialne dotacje dla związków sportowych odpowiedzialnych za te dyscypliny. Jednym z kryteriów, które określają wysokość tych dotacji, są wyniki w danym roku, ale to nie jest decydujące. Plusy? Na pewno podnoszenie ciężarów. Zdobyliśmy dwa medale mimo nieudanego występu faworyta Marcina Dołęgi. Z dobrej strony pokazały się też sporty walki, które od wielu lat w Polsce kuleją, nie zawiedli żeglarze - wymieniał. Swoich faworytów miał też szef PKOl. - Zachwycili mnie kajakarze górscy. Tylko pech sprawił, że nie mieli medalu - podkreślał.

Były też przypadki mniej chlubne, bo na londyńskich igrzyskach poległo sporo murowanych faworytów do medali. Najbardziej wymowny jest przykład kajakarza Piotra Siemionowskiego, który przyjechał po złoto, a nie zdołał zakwalifikować się nawet do finału.

- To nie jest tylko nasz problem, wielu faworytów nie wytrzymuje presji - zauważa sekretarz generalny PKOl Adam Krzesiński. - Przed igrzyskami powtarzałem, że chciałbym, aby polscy sportowcy dali z siebie wszystko. Duża część walczyła pięknie. Do tej pory mam przed oczami pasjonujący ćwierćfinał w badmintonowym mikście albo superwystęp naszych siatkarzy plażowych. Z drugiej strony były też osoby, po których nie było widać, że są na igrzyskach, na najważniejszej imprezie. Czasem pewnie swoje zrobiła presja, bo na takiej imprezie decydują nie mięśnie, bo wszyscy są świetnie przygotowani, tylko głowa. U nas było kilka takich przypadków, że to wielkie obciążenie spowodowało paraliż. Parę osób po prostu przyblokowało - opowiadał Krzesiński, były florecista, dwukrotny medalista olimpijski.

Nie tylko w tej sprawie wie, co mówi. - Na nasz występ na igrzyskach trzeba też spojrzeć inaczej. Czy gdybyśmy zdobyli tu 15 medali, to zmieniłoby to obraz polskiego sportu? - pytał.
Trafił w sedno. Nie zmieniałoby ani na jotę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska