Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koncerty disco polo to ciężki kawał chleba. Czasem potrzebny jest sobowtór

Kinga Mierzwiak
Kinga Mierzwiak
Tomasz Niecik
Tomasz Niecik Sylvia Dabrowa, Polska Press
Wypadki chodzą po ludziach, także po artystach, a pewnych zdarzeń nie da się przewidzieć. I tak wokalista może spaść ze sceny, artystka z tropików się przeziębi, a gitarzysta nie doleci. Wypadek, nawet najpoważniejszy, to też szansa na to, by udowodnić sobie, że się da. Choć czasem trzeba odłożyć na bok rock’n’roll i zwolnić.

Koncert w Göteborgu, Szwecja. Czerwiec 2015 roku. Dave Grohl z zespołu Foo Fighters spada ze sceny. I to naprawdę niefortunnie. Nie może się podnieść. Szybko się okazuje, że muzyk ma złamaną nogę. Mimo wszystko Dave Grohl bierze wtedy do ręki mikrofon i zapowiada fanom, że będzie kontynuował show. - Macie moje słowo, że wrócimy za moment i zagramy ten koncert. Ale w tej chwili muszę pojechać do szpitala naprawić nogę - mówi.

Czytaj: Wrocław zostanie stolicą disco polo

Grohl wrócił na scenę po godzinie, z nogą w gipsie i dwiema kulami inwalidzkimi. Dopiero kolejne koncerty zespołu zostały odwołane. Wyczyn wokalisty Foo Fighters odbił się szerokim echem wśród miłośników muzyki, bo to, co zrobił Grohl, to wyraz szacunku i przywiązania do nich. Ale czy polskich muzyków na to stać? Niektórych z pewnością.

Dla fanów wszystko

Relacje z fanami nierzadko doprowadzały artystów do irracjonalnych z pozoru decyzji. Izabella Skrybant-Dziewiątkowska z Tercetu Egzotycznego koncertowała trzy dni po wstawieniu rozrusznika serca, a L.U.C. chciał wrócić na scenę zaraz po tym, jak wpadł do zapadni podczas Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Na to, ze względu na stan zdrowia artysty (skręcenie i naderwanie odcinka szyjnego kręgosłupa), nie zgodził się producent PPA, Paweł Krupski. Ostatecznie koncert został powtórzony w czerwcu.

O trudnościach wynikających z wypadków losowych opowiada nam Wojciech Łuszczykiewicz z zespołu Video - poprockowej grupy, znanej m.in. z hitów „Wszystko jedno” i „Papieros”. Przeszedł ostatnio operację nogi, a jego dalszy udział w programie „Idol” w charakterze jurora stanął pod znakiem zapytania. Ostatecznie muzyk pojawił się na nagraniach, był jednak na wózku inwalidzkim.- Odwołany koncert to zawsze niefortunna sytuacja. Nie chodzi już nawet wyłącznie o wymiar finansowy, bo to tylko pieniądze - mówi. - Kłopoty ma organizator koncertu, który musi na gwałt szukać innej gwiazdy, by uratować imprezę.

Fani w danym mieście również mogą czuć się rozczarowani. - Nierzadko to jedyna okazja, żeby spotkać ze swoim ulubionym zespołem - dodaje artysta. - Nigdy nie odwołałem koncertu, aż do tej chwili. Śpiewałem bez głosu, z gorączką itd. Jednak w tym przypadku utrata mobilności mnie pokonała. Jedyne, na co liczę, to to, że uda się zagrać w tym samym mieście jeszcze raz i to jak najprędzej.

Zespół Video miał niedawno wystąpić m.in. w Lubinie. Koncert został odwołany.

- Początkowo z rozmów z managerem wynikał, że być może zagrają, ale po zabiegu okazało się, że to niemożliwe - mówi Olga Spiak, koordynatorka ds. promocji Ośrodka Kultury Wzgórze Zamkowe w Lubinie. - Niewykluczone, że koncert odbędzie się w innym terminie. Tak było m.in. podczas ubiegłorocznych Dni Lubina, kiedy przeszkodził nam silny wiatr i jeden z muzyków disco polo nie zdążył wystąpić. Jego koncert zorganizowaliśmy później.

Podczas telewizyjnych nagrań w niedyspozycji był Tomasz Niecik, polska gwiazda disco polo, autor hitu „Cztery osiemnastki”.

- Miałem 40 stopni gorączki, kiedy przyjechałem do studia. Nagraliśmy rozmowę, a potem, już po zdjęciach, padłem z wycieńczenia - opowiada. - Na szczęście zdrowie raczej mi dopisuje i nigdy nie musiałem odwoływać koncertów.

A w przypadku gwiazd disco polo dwumiesięczna przerwa w graniu oznacza wielką stratę finansową. Jak zdradza nam Tomasz Niecik, jeden koncert to czasem około 30 tys. zł. Miesięcznie gra się około 10 koncertów. Rachunek jest prosty: dwumiesięczna przerwa w sezonie to strata, która opiewa na 600 tys. zł, czyli tyle, co dobry apartament. Co wtedy robią discopolowcy? - Sam nigdy nie wpadłbym na taki pomysł, szanuję swoich fanów, ale słyszałem, że w środowisku niektórzy wynajmują wtedy „brata bliźniaka” - opowiada.

- Sobowtóra? - dopytujemy.

- Tak, właśnie, kogoś w rodzaju sobowtóra - twierdzi Niecik. Nie trzeba nawet umieć śpiewać - wystarczy korzystać z playbacku.

Czytaj na kolejnej stronie

Miód i imbir w garderobie

Wypadki są nieuniknione, ale też nie do przewidzenia. Jakiekolwiek zdarzenia losowe to także ogromny problem dla organizatorów koncertów. - Wszystko zależy od umowy. Są i takie, w których pojawiają się zapisy, że jeżeli sprzedaż nie przekroczy określonego poziomu, to koncert będzie musiał zostać odwołany. Nie zawsze więc, choć często, koncert jest odwołany z powodów zdrowotnych - mówi Paula Szewczyk, koordynatorka ds. mediów i promocji, współorganizatorka koncertów z ramienia wrockfest.pl.

Fani w sytuacji odwołania koncertu dowiadują się niewiele. Najczęściej mogą przeczytać jedynie: „Koncert został odwołany z przyczyn niezależnych od organizatora”.

- Jak by nie patrzeć, słaba frekwencja to również przyczyna niezależna od organizatora. A kiedy mowa o jakichś problemach zdrowotnych artystów, to dostajemy suche informacje od managementu, muzycy rzadko się tłumaczą - dodaje Paula Szewczyk. - Zawsze w pierwszej kolejności staramy się przenieść dany koncert na inny termin.

Ale nawet i wtedy sytuacja dla organizatorów staje się dosyć kłopotliwa, ponieważ ci, którzy już kupili bilety, mają prawo zwrócić się z prośbą o oddanie pieniędzy za nie - inny termin może im nie odpowiadać.

Artyści wolą dmuchać na zimne, a niektóre zagraniczne gwiazdy dbają o swoje zdrowie nawet... w garderobie. - W umowach są zapisy dotyczące tego, co powinien obejmować catering. Bardzo często artyści życzą sobie takich rzeczy, jak miód czy imbir. To dotyczy zwłaszcza gwiazd z krajów tropikalnych, które często, zaraz po przyjeździe do nas, łapią przeziębienie. Po prostu nie są przyzwyczajone do takiego klimatu. Niektórzy muzycy zastrzegają też, że w garderobie nie może być klimatyzacji - dodaje Paula Szewczyk.

Czasem jednak jest tak źle, że koncert po prostu trzeba przerwać. Tak było podczas jednej z trzeciomajówek, jeszcze wtedy, gdy ta impreza odbywała się na Wyspie Słodowej we Wrocławiu. Miał zagrać Jamal, zresztą pojawił się na miejscu, zagrali jeden kawałek, a potem Tomek Mioduszewski pojechał do szpitala.

O tym mówi się nieoficjalnie, ale bywa i tak, że przyczyną problemów jest również duża ilość alkoholu spożywanego przez artystów. W przypadku gwiazd zagranicznych powodem odwołania koncertu mogą być również problemy komunikacyjne, które - jak by na to nie patrzeć - również są zdarzeniem losowym. - To jest coś, na co my, organizatorzy, nie mamy wpływu. Był raz taki koncert w Synagodze pod Białym Bocianem, kiedy nie doleciał do Wrocławia jeden z członków zespołu. Wtedy tę dziurę udało się jakoś załatać muzykiem sesyjnym, ale nie zawsze jest to możliwe - dodaje Paula Szewczyk.

Ale o ile w niektórych sytuacjach choroba to konieczność „łatania dziur”, o tyle w innych to możliwość przekucia porażki w sukces.

Czytaj na kolejnej stronie

Upadki są po to, by nauczyć się podnosić

Najpierw było głośno o wypadku Moniki Kuszyńskiej. Do dramatu doszło pod Miliczem, 28 maja 2006 roku. Od tamtej pory wokalistka jest sparaliżowana, porusza się na wózku inwalidzkim. To jednak nie przeszkodziło w kontynuowaniu kariery muzycznej. Reprezentowała Polskę w 2015 roku podczas organizowanego w Wiedniu 60. Konkursu Piosenki Eurowizji. Niestety, w finale zajęła dopiero 23. miejsce. Dla wielu pozostaje jednak tą postacią z polskiego showbiznesu, która całą sobą udowadnia, że po wypadku można żyć.

Podobny dramat przeżył Tomasz Kowalski, zwycięzca 4. edycji programu „Must Be The Music”. Jego kariera nabierała rozpędu. Kowalski wygrał program, miał pomysły na piosenki. Ale w jednej chwili wszystko zmieniło bieg - 8 czerwca 2014 roku w Dobroszycach pod Oleśnicą wokalista miał wypadek na motocyklu. Jego stan był ciężki. Został przerwany rdzeń kręgowy, dziś artysta porusza się na wózku inwalidzkim, ale z muzyki nie zrezygnował. - Po takim wypadku wiadomo, że pewne rzeczy trzeba sobie odpuścić, ma się mniej możliwości - przyznaje. - Ale jeżeli chce się osiągnąć jakiś cel, to się da. Ja mam to szczęście, że wypadek oszczędził mi głos. Oczywiście to jeszcze potrwa, zanim w pełni odzyskam możliwości wokalne, ale zarówno muzyka, jak i teatr cały czas mi towarzyszy.

Tomasz Kowalski występował już także na scenie Teatru Śląskiego. Miał na sobie egzoszkielet. - Wiadomo, że utrata mobilności to dla artysty duży cios. Ale nie jest to coś, co uniemożliwiłoby samorealizację. Głos broni się sam - twierdzi. - Jestem tym zaskoczony, ale ludzie dalej przychodzą na moje koncerty. Mimo że jestem na wózku. Dla tych ludzi, dla prawdziwych fanów nie liczy się jednak to, jak wyglądam. I szkoda bardzo, że kiedy ogląda się teraz konkurs Eurowizji, to komentuje się głownie dekolt piosenkarki.

W takich sytuacjach wsparciem dla artysty jest oczywiście rodzina, ale fani również.

- To niesamowite, kiedy ludzie oglądają na Twoim fanpage’u film, jak wstajesz sam z łóżka i ci kibicują, dopingują w pokonywaniu kolejnych kroków, przeżywają wszystko razem z tobą - opowiada Tomasz Kowalski. Dzisiaj muzyk zupełnie inaczej podchodzi do wydarzeń z tamtego fatalnego dnia. Już nie czuje się załamany.

- Nie powiem, że była to najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu przytrafiła, ale nie było to nic najgorszego. Dziś niektórzy piszą do mnie wiadomości, listy, w których dziękuję za autentyczność albo w których obnażają się ze swoich własnych podobnych problemów czy walki z chorobą. Dla nich stałem się nie tylko muzykiem, ale i kimś w rodzaju psychologa czy osoby, która motywuje ich do działania - mówi.

Tomek ma teraz w planach wystawienie spektaklu, który poniekąd będzie nawiązywał do historii, którą sam przeżył.

Dla artystów poważny wypadek to ryzyko utraty tego, co daje im adrenalinę, bo pojawiają się obawy, że nie będzie już tych samych tłumów na koncertach i ryzyko, że trzeba po prostu zwolnić. A muzycy żyją zazwyczaj w szybkim, rock’n’rollowym tempie. Takim, które nie znosi marazmu, szarej codzienności czy kilku miesięcy wyjętych z życiorysu.

Zderzenie z dramatem daje jednak możliwość ku temu, by być nie tylko idolem nastolatek, lecz także symbolem walki o siebie oraz tego, że w gruncie rzeczy artystom nie jest wcale tak daleko od problemów zwykłych ludzi, a wypadki zdarzają się każdemu. I tak Avril Lavigne, która chorowała na boreliozę, założyła fundację wspierającą innych chorych. Gigi Hadid zmaga się z nierzadką dziś chorobą Hashimoto, a Dave Grohl pokazał, że nawet, gdy coś bardzo boli, wystarczy po prostu zacisnąć zęby i dalej robić swoje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska