Niech nas jednak nie zmylą błyskotliwe dialogi czy dobre pointy. Ta sztuka to nie tylko samograj. To też prawdziwe wyzwanie, na którym naprawdę łatwo się poślizgnąć. Barz, niestety, nie ma litości dla aktorów – dwóch antagonistów (od czasu do czasu kontrowanych przez trzecią postać, Schmidta) musi wypełnić przestrzeń sobą, swoimi kreacjami. W takiej intymności widz wyłapie od razu każdą szarżę, sztuczność czy nieporadność. Opowieść o spotkaniu niemożliwym, do którego nigdy nie doszło w rzeczywistości, ale które możliwe jest w przestrzeni teatralnej – o spotkaniu Jana Sebastiana Bacha i Jerzego Fryderyka Haendla to opowieść o dwóch wielkich indywidualnościach, ale też jak najbardziej współczesne spojrzenie na zależność artysty od pieniędzy, kompromisy, sławę, zazdrość i zawiść. We Wrocławskim Teatrze Komedia reżyserii „Kolacji...” podjął się odtwórca roli kantora z Lipska, Paweł Okoński. I to on, razem z Wojciechem Ziembolewskim w roli Schmidta, świetnie radzą sobie z pułapkami zastawionymi przez Paula Barza. Jerzy Mularczyk, który Haendla grał już w 2001 roku (u boku Włodzimierza Maciudzińskiego jako Bacha na deskach Sceny Letniej Teatru Nowego we Wrocławiu), niestety, nie przemówił do mnie. Widziałam w tej roli Czesława Wołłejkę, Romana Wilhelmiego i Jana Nowickiego. Każdy z nich miał inny sposób na Haendla. Mularczyk swojego klucza do tej postaci nie znalazł.
Jasnym punktem najnowszej premiery WTK są za to kostiumy Zofii de Ines, współpracującej m.in. z Henrykiem Tomaszewskim. Ja mam nadzieję, że kucharz – czyli Paweł Okoński, reżyser tej premiery – dosmaczy ją w kolejnych spektaklach. Bo warto.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?