Łatwiej powiedzieć - trudniej zrobić. Łotysz jest w tym sezonie niekwestionowaną gwiazdą T-Mobile Ekstraklasy. Formę prezentuje wspaniałą. Mamy zaledwie połowę rundy jesiennej (za nami siedem kolejek), a on już strzelił 11 bramek. Dla porównania, w ubiegłym roku król strzelców Tomasz Frankowski trafił do bramki zaledwie 14 razy. W minionej dekadzie rekord to 25 goli (2005 rok). Należy on zresztą również do "Franka". Rekordzistą wszech czasów jest legendarny Henryk Reyman, który w 1927 roku aż 37 razy trafiał do bramki przeciwników.
Nie da się oczywiście przewidzieć pewnych losowych przypadków, ale gdyby Rudniew utrzymał obecną formę, to miałby szansę pobić ten rekord i strzelić ponad 40 bramek.
Mówiąc pół żartem, pół serio, można stwierdzić, że aby myśleć o wygranej, wrocławianie muszą strzelić przynajmniej cztery bramki, bo i tak wiadomo, że Łotysz ustrzeli hattricka. Sztuki tej dokonał już w tym sezonie trzykrotnie: w spotkaniach z ŁKS-em (I kolejka, 5:0 dla Lecha), GKS-em Bełchatów (III kolejka, 3:0) i Jagiellonią (VII kolejka, 4:1). Do tego dorobku należy jeszcze doliczyć dwa trafienia w meczu z Ruchem. Wynika z tego, że Rudniew nie strzela pojedynczych goli. Jak trafia, to hurtowo.
Co tu zatem wymyślić, by powstrzymać najlepszego snajpera ligi?
- Bez wątpienia jest to zawodnik o nieprzeciętnych umiejętnościach strzeleckich - przyznaje asystent Oresta Lenczyka Marek Wleciałowski. - Jego skuteczność bierze się z tego, że ma za plecami kilu zawodników o nieprzeciętnych umiejętnościach, którzy potrafią dobrze rozgrywać i mają to "ostatnie podanie", ale też - kiedy trzeba - przetrzymają piłkę.
Recepta wydaje się zatem jasna: Łotysza trzeba odciąć od podań. - Można tak w uproszczeniu powiedzieć - kontynuuje Wleciałowski. - Gdyby obserwować grę Lecha z dalszej perspektywy - nie tylko jego ostatnie spotkania - to zauważamy, że poznańska drużyna ma problemy, gdy jej rywalowi uda się zniwelować ich przewagę w drugiej linii. "Odciąć od podań" - to brzmi banalnie, ale pamiętajmy, że do tego potrzeba wiele mądrości, dyscypliny taktycznej, ale też indywidualnych umiejętności. Bo w meczu piłkarskim, w każdej strefie boiska, dochodzi do pojedynków jeden na jeden - zauważa asystent Lenczyka.
Zapytany o innych groźnych zawodników Lecha, wymienia oczywiście Semira Stilicia, ale też Rafała Murawskiego. - Potrafi wejść w pierwszą linię, ściągnąć na siebie uwagę obrońców i przez to Rudniew ma więcej miejsca. Jest też Sergey Krivets czy zawsze odpowiedzialny Dimitrije Injac - wylicza Wleciałowski. Jak widać, trener wymienił ponad połowę drużyny.
Może zatem dobrą metodą byłoby postawienie w bramce przegubowca - jak powiedział w ubiegłym sezonie po meczu z Wisłą Orest Lenczyk. Wtedy zaowocowało to wygraną 2:0. - Po ostatnich meczach widać, że drużyna chce grać piłką, chociaż oczywiście trzeba uważać w defensywie - kończy asystent pierwszego trenera Śląska.
Gra w obronie będzie niezwykle ważna. W ostatnich meczach wyglądała różnie, bo nawet w spotkaniu z Cracovią, w którym WKS zagrał na zero z tyłu, zdarzały się wrocławianom błędy. Na szczęście wszyscy defensorzy są zdrowi, a do kadry teoretycznie może być włączony nawet powracający po kontuzji Jarosław Fojut. Niezależnie od składu - będzie ciężko.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?