Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kłopotów z dodzwonieniem się do szpitala ciąg dalszy

Agata Grzelińska
.
. Pawel Relikowski / Polska Press Grupa
Sprawą telefonów w szpitalu im. Marciniaka zajmował się już nawet zarząd województwa. Problem zdiagnozowano, ale poprawy wciąż nie słychać.

O tym, że pacjenci nie mogą się dodzwonić do nowej siedziby szpitala im. Marciniaka na Stabłowicach, pisaliśmy 10 września. Marek Nikiel, dyrektor Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka - Centrum Medycyny Ratunkowej nie wyjaśnił nam wtedy jasno, co jest powodem takiej sytuacji. Zasugerował natomiast, że to wina dziennikarzy, którzy - jego zdaniem - bez potrzeby rozdmuchują temat.

Obarczenie mediów winą za problemy nie pomogło. Dodzwonienie się do szpitala nadal graniczy z cudem. Sprawą zajęli się nie tylko dziennikarze, ale także zarząd województwa. - W rejestracji pracuje stale cztery-pięć pań. Na bieżąco odbierają telefony i jednocześnie rejestrują pacjentów, którzy przyszli do szpitala - mówi Jerzy Michalak z zarządu województwa. - Był też błąd w oprogramowaniu centrali polegający na tym, że gdy ktoś prowadził rozmowę, zamiast sygnału zajętości był taki sygnał, jakby nikt nie odbierał telefonu.

Jerzy Michalak dodał, że błąd w oprogramowaniu wykryto mniej więcej dwa tygodnie temu i powinien być już naprawiony. Faktycznie, błąd został usunięty. Teraz, gdy pacjenci próbują się dodzwonić do rejestracji do szpitalnej przychodni, słyszą sygnał zajętości. My też wczoraj wielokrotnie dzwoniliśmy pod numery: 71 306 42 31 i 71 306 42 32 - rejestracja do przychodni oraz pod ogólny numer do szpitala: 71 306 44 19. Tak jak pacjenci, słyszeliśmy wspomniany sygnał zajętości.

Dla odmiany, błyskawicznie dodzwoniliśmy się do szpitalnego oddziału ratunkowego. Co potwierdza, że centrala działa już bez zarzutu.

Podobne problemy, to jest wiecznie milczące albo zajęte telefony, to kłopot wielu placówek medycznych. Jakiś czas temu tak było też w Dolnośląskim Centrum Medycznym Dolmed. Od pewnego czasu nie ma kłopotu z dodzwonieniem się do tej dużej przychodni.

Jaką szef znalazł receptę na „telefoniczną chorobę”? - Prosta sprawa. Trzy osoby stale dyżurują przy telefonie, a niezależnie od tego monitorowane są połączenia przychodzące. Jeśli widzę za dużo nieodebranych połączeń, to jest awantura - Marek Moszczyński, prezes Dolmedu, nie kryje, że potrzebna jest kontrola szefa.

Nie musiał zatrudniać dodatkowych osób: wystarczyło zmotywować te, które już są. - Pracownicy muszą mieć przekonanie, że trzeba odbierać telefony, bo ktoś to może sprawdzić - dodaje prezes Moszczyński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska