Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Justyna Kasprzycka: Ustabilizowałam skoki na zeszłorocznych wysokościach, czas szykować się na lato

Wociech Koerber
Rozmowa z Justyną Kasprzycką (AZSAWF Wrocław), czwartą zawodniczką lekkoatletycznych halowych mistrzostw świata w skoku wzwyż.

Jak po dwóch dniach od rywalizacji w trójmiejskiej ErgoArenie spogląda Pani na swoje czwarte miejsce?

Jestem zadowolona z występu, po drodze musiałam pobić swój rekord życiowy w hali (teraz to 197 cm), a że podium było blisko? Pewnie, że miałam apetyt na medal, więc troszeczkę niedosytu zostało. Ale cieszę się z tego startu.

Maszyneria zacięła się dopiero na poziomie dwóch metrów. Ma Pani jakieś przemyślenia, dlaczego? No i czy są one zbieżne ze zdaniem trenera, Dawida Pyry?

W drugiej próbie byłam najbliżej pokonania tej wysokości, natomiast pierwszy skok i trzeci okazały się kompletnie nieudane. Za bardzo chciałam pokonać te dwa metry, za szybko uciekałam z odbicia. Bo przygotowana na wysokie skakanie byłam. Trzeba dopracować elementy techniczne i poprzestawiać nieco w głowie.

A propos. Mistrzyni świata, Kamila Lićwinko, współpracuje z dr. Janem Blecharzem, znanym w Polsce od czasów małyszomanii. Pani też ma swojego Blecharza?

Tak. Pana Jana Blecharza właśnie. Chociaż w moim przypadku chodzi o jedno czy dwa spotkania na styczniowym zgrupowaniu. Przeprowadziliśmy wstępne rozmowy, pan doktor chciał bardziej poznać mój charakter. Przemiły, sympatyczny człowiek. Myślę, że współpraca się rozwinie, choć – póki co – terapii nie było.

Złota Lićwinko jest rok starsza, ma 28 lat, więc Pani wskakuje chyba w optymalny wiek dla wykonywanej profesji?

Cieszy mnie to, że ustabilizowałam się na zeszłorocznych wysokościach. Podczas MŚ w Moskwie było 197 cm i teraz również.

A trenuje Pani czasem wspólnie z polską mistrzynią świata, czy wasi trenerzy i partnerzy zarazem zupełnie nie zaglądają sobie w skoroszyty?

Byłyśmy na jednym zgrupowaniu razem, tzn. w tym samym czasie w tym samym miejscu. Bo trenujemy oddzielnie. Wspólne zajęcia niespecjalnie miałyby sens, ponieważ mamy do czynienia z treningiem indywidualnym. Zatem podpatrywanie się mogłoby nic nie dać. Ale poza wszystkim jesteśmy z Kamilą kumpelkami, nie ma tu żadnej złej rywalizacji.

Jej mąż, Michał, jest byłym kulomiotem i słusznie zauważa, że to podobna dyscyplina do skoku wzwyż. W jednej chwili trzeba bowiem wyzwolić maksimum energii. W ubiegłym roku wzięli oni ślub i pojawił się kolejny krok naprzód, a nawet w górę. Może warto pójść tym tropem?

My, jak na razie, tego nie planujemy. Niech będzie po kolei.

To ustalmy, że będzie to kolejną deską ratunku na wypadek, gdyby stagnacja na skoczni się pojawiła. A pod dachem coś się jeszcze będzie w tym sezonie działo?

Nie, nie ma już żadnych startów halowych. Mam tydzień wypoczynku na złapanie oddechu, na rehabilitację, i zaczynamy przygotowania do lata.

Choć medalu zabrakło, to pojawił się także oddech finansowy. Za czwarte miejsce HMŚ w ErgoArenie Międzynarodowa Federacja Lekkiej Atletyki (IAAF) płaci 8 tysięcy dolarów.
To prawda. Pod tym względem jest spokój i można pracować w pełnym komforcie.

By latem zdobyć medal mistrzostw Europy w Zurychu.

Tam będzie ciężko, większa konkurencja. Halę sporo zawodniczek jednak odpuszcza, a tak naprawdę poziom światowy zamyka się w kręgu europejskim.

A dochodzi właśnie do takiego zjawiska jak zmiana warty w damskim skoku wzwyż?

Myślę, że starsze zawodniczki wciąż będą trzymać fason, a nowe faktycznie się pokazują. Maria Kuczina, złota w Sopocie, skończyła dopiero 21 lat, jest też młoda Włoszka, która halę odpuściła.

Pani długofalowy plan to igrzyska w Rio de Janeiro?

Myślę, że jak najbardziej. A co będzie później, na razie nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Zobaczymy, czy zdrowie dopisze.

Rozmawiał Wojciech Koerber

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska