Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy Stuhr mówi nam o filmie „Obywatel”, który trafił do kin

Małgorzata Matuszewska
Jerzy Stuhr przed wrocławską premierą Obywatela w Kinie Nowe Horyzonty
Jerzy Stuhr przed wrocławską premierą Obywatela w Kinie Nowe Horyzonty Paweł Relikowski
Jerzy Stuhr w swoim własnym filmie jest aktorem, scenarzystą i reżyserem.

Oglądając film, zastanawiałam się nad wizją nas. Tacy straszni jesteśmy? Ciągle dzielimy społeczeństwo na my i oni?
Nie. Jak już Pani tak koniuguje, to ciągle mam określenie my. W pierwszej osobie liczby mnogiej – to my jesteśmy. Nie dzieliłem na oni, my, a jeszcze bym przełożył na bardziej indywidualnie – ja. Lubię formę, dzięki której przekładam idee przez innych, pokazującą, że to mnie też dotyczy. Wtedy mam może większe prawo od ostrego spojrzenia na te problemy, mówiąc ja, a nie wy, jak się często w Polsce zdarza. Tak zmodyfikowałbym pani pytanie: podziałem na my i ja.

Czym jest dziś wolność?
Byciem poza polityką, swobodą podróży, otwartością wypowiadania swoich myśli. Wszystkim tym, czego nie miałem w młodości, ani nie mieli moi rodzice w swojej młodości. To, czego nie mieliśmy przez długie lata, jako ludzie dorośli – ani nie mogliśmy żyć poza polityką, ona nas dotyczyła, wytyczała nasze ścieżki, decydowała o planach. Nie mogliśmy swobodnie podróżować ani mówić – to chyba było najgorsze. Trzeba było pilnować się z każdym słowem, więc w moim pokoleniu wyrobiła się taka czujność, też niedobra, żeby nie ufać.

Nie ufać nikomu?
Też bym tak nie powiedział. Jednak mieliśmy swoje zaufane kręgi. To się z tego rodziło, że jak już miałeś swoje kręgi – ja miałem kręgi teatru studenckiego w latach 60. – z przyjaciółmi z Kalambura, Gongu 2, Studenckiego Teatru Satyry Cytryna, Teatru STU, z którego się wywodziłem. Wiedziałem, że tych ludzi mogę być pewny.

Mam poczucie, że nikt dziś nie może żyć poza polityką. Moje osobiste życie zależy od polityki, choć jest to inna zależność niż w dawnych czasach. Ale ciągle żyjemy w zależności od polityki – może w demokracji nawet bardziej?

Ciekawe spostrzeżenie.

Moje życie zależy od tego, kogo zaznaczę w wyborach.
Tylko mam teraz głos naprawdę. W czasach młodości nie miałem poczucia, że od mojego głosu coś zależy. Dzisiejsze czasy to też zależność, ale mam poczucie, że to się dzieje przez amatorstwo, niedbalstwo. Przedtem było: uważaj, bo jutro możesz siedzieć. To było groźniejsze. A teraz jest poczucie, że coś można wywalczyć. Idzie opornie dogadywanie się z władzą przez nas wybraną, a nie narzuconą, ale można ich w końcu zmienić. Ode mnie zależy, czy ich zmienię, czy nie. Wtedy w ogóle nie miałem takie poczucia, to było niemożliwe. Istniał Front Jedności Narodu. I cześć.

Spierał się Pan z synem podczas pracy nad filmem?
Nie. Przy Obywatelu w ogóle nie. Może odbyliśmy jedną rozmowę, przeczytaliśmy razem scenariusz. Maciej miał nawet pewne inicjatywy pochodzące z poczucia humoru jego i jego rówieśników, ale bardzo szybko zorientował się, że ten film jest tak bardzo moją osobistą wypowiedzią, że nie ma jak się do niej wcisnąć. Wiedział, że muszę to z siebie wyrzucić, wszyscy muszą mi pomóc, a dopuszczam tylko takie inicjatywy, które w moim pojęciu są twórcze. Kilka jego pomysłów przyjąłem, ale głównie przyjąłem jego sposób gry. Tak dobrze trafił w tę rolę – bo najważniejsze, żeby trafić w rolę, potem to już samo idzie – że później to już tylko go obserwowałem i dawałem drobne, techniczne uwagi.

Ten film jest bardziej dla ludzi dojrzałych niż dla młodych, którzy nie pamiętają tego czasu?
Dojrzali zrozumieją go dobrze, bo to przeżyli. Dla nich tropy są jasne. Problem polega tylko na tym, że dojrzali nie bardzo chodzą do kina.

Film trafi do telewizji?
Kiedyś tak, bo Telewizja Polska jest współproducentem, ale na razie nie ma o czym mówić. W czasie licznych spotkań, które odbywam, ludzie garną się do mnie bardzo. Mówię: Przyjdźcie do kina, a oni, że poczekają na emisję w telewizji. Ale prędko tam nie będzie. Kręciłem ten film z pełną uczciwością i przekonaniem, że będzie zrozumiały dla starszych. Ale również można go robić dla młodych, tylko musi być pewien stopień szczerości, który młody człowiek przyjmie. Uzna, że go nie robią w konia.

Gdyby Pan opowiadał tę historię jako egzotyczną, to nie trafiłby Pan do młodych, prawda?
Nie, nie trafiłbym. Siebie trochę obwiniam, widzę swoje przywary i niedociągnięcia. Młody człowiek to docenia.

Każdy to docenia.
Tak, ale młodzi ludzie szczególnie. Bo nie wierzą nauczycielom do końca, z rodzicami mają kłopoty. Imponuje im, jak ktoś z pokolenia ich rodziców zdobędzie się na szczerość. I liczę na syna. On ma dobre porozumienie ze swoją widownią, może magicznie przyciągnie swoich widzów.

Co jest dla Pana największą wartością w życiu?
Uczciwość. To taka wartość, której trzeba bronić i nie jest to łatwa rzecz. Jak się okazuje, systemy polityczne mogą się zmieniać, a bronić uczciwości jest zawsze ciężko. W moim wypadku to uczciwość artysty w stosunku do siebie i mojej publiczności. To ciągle to: Rób komedię, ale żeby śmiali się na moich warunkach, a nie, żebym się łasił do publiczności. Też bym to potrafił, ale nie chcę. Jako wartość uznaję: pierwiastek miłości gra dużą rolę, co się przekłada na różne mniejsze rzeczy. Bycie zaakceptowanym dodaje mi skrzydeł, energii, życia artystycznego, wypowiedzi. Potem są różne wartości: rodzina ma bardzo duże znaczenie.

Ktoś powiedział, że bohater filmu jest pechowcem, a Pan stwierdził, że przecież żyje.
Nie odbieram go jako pechowca. Jan Bratek zawsze wyjdzie na swoje, wypłynie. Już się wydawało, że nie, bo miał szelki i chciał się wieszać, ale go wyratowano. Ale proszę całość przyjmować jako formę komediową. Tu nie wszystko jest mówione na serio.

Każdy ogląda film z własnej perspektywy. Jeśli widz nie będzie nastawiony komediowo, to nie odbierze Obywatela tylko jako komedię.
To prawda. Dlatego już docierają do mnie głosy, że to bardzo smutny film, pełen goryczy. Też taki jest, bo życie nigdy nie jest różowe. Ale chciałbym, żeby przeważył optymizm.

Znajduje Pan wspólny język z młodymi, bo jest Pan pedagogiem?
Tak, ciągle tak. Traciłem wspólny język, jak zostałem rektorem, bo stałem się władzą. A kiedy byłem ich guru, przewodnikiem, przyjacielem – wtedy między nami było coś innego. Po dwunastu latach bycia rektorem, kiedy już znowu jestem wyłącznie pedagogiem, to wraca. Powolutku, ciężko, bo jestem coraz starszy.

To nie jest tak, że Pana pokolenie i pokolenie młodych nie znajdują wspólnego języka?
Mam największy problem z tym, że już nie jestem dla nich takim autorytetem, jakim chciałbym być.

Myślę, że jest Pan coraz większym autorytetem dla Polaków.
Ale nie dla moich studentów, którzy mają inną estetykę. Już trochę jestem dla nich doradcą technicznym.

Ale nie uczy Pan ich własnej estetyki.
Chciałbym, żeby tak było. Pokazuję im ścieżkę prowadzącą do właściwego wyeksponowania ich myśli. Dobieram sobie działki, przez które mogę im coś pokazać. Najwięcej, kiedy robimy przedstawienia dyplomowe, a ja jestem na pograniczu reżysera i pedagoga. Największa lekcja, jaką im mogę dać: dyscypliny spektaklu, ich udziału w nim. Mój profesor mówił: Gram pierwsze skrzypce, czy na trianglu? I tego uczę ich odróżniać.

W Obywatelu gra Pan na harmonijce ustnej i mówi Pan, że jest Pan amatorem. To nawiązanie do filmu Amator?
Nie. W każdym filmie robię taki dowcip, że bohater na czymś gra. W Dużym zwierzęciu pan Sawicki gra na klarnecie, w Tygodniu z życia mężczyzny bohater śpiewa w chórze. Kontynuuję to. Może to niespełniona miłość do instrumentu? Nigdy nie nauczyłem się porządnie grać na instrumencie, więc przynajmniej na ekranie chcę na czymś grać.

Pisze Pan?
Tak. Z córką (Marianną Bończą-Stuhr – przyp. red.) wydajemy książkę dla dzieci. Kto tam zerka na Kacperka? ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego na św. Mikołaja.
Przed wrocławską premierą w Kinie Nowe Horyzonty rozmawiała Małgorzata Matuszewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska