Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak w muszce i fair play wbijać kulki, czyli o historii snookera

Jakub Guder
10-latek Paweł Szpytko w ubiegłym roku zdobył brązowy medal mistrzostw Polski do lat 14. To wielki talent
10-latek Paweł Szpytko w ubiegłym roku zdobył brązowy medal mistrzostw Polski do lat 14. To wielki talent fot. archiwum rodzinne
- Śmieszyło mnie to na początku. Dwóch gości stoi wokół stołu, nic się nie dzieje, zero widowiskowości, a mój ojciec to ogląda. Jest wielkim fanem snookera. Jednak w pewnym momencie zauważyłem, że w tym sporcie coś jest - opowiada pochodzący z Oławy, a studiujący we Wrocławiu Jerzy Ślusarski. Teraz śledzi wyniki wszystkich najważniejszych turniejów snookerowych na świecie. - Mistrzostwa globu oglądam obowiązkowo co roku - dodaje.

Sam też próbował grać, ale - jak przyznaje - nie jest to takie łatwe, jak się wydaje. - Wszystkie "świetlicowe" sporty, takie jak dart czy bilard, mają to do siebie, że jak je oglądamy, to myślimy: "wystarczy, że poćwiczę trochęi będą grał jak oni". To bzdura! Próbowałem kilkukrotnie, ale maksymalnie zdobyłem 21 punktów w breaku (podczas jednego podejścia do stołu - przyp. JG) - mówi Jerzy. - To sport, w którym decydują detale. Mechaniczne ruchy, ale też głowa, a na dodatek taktyka. Musisz rozpracować przeciwnika - wylicza.

Jego słowa potwierdza nasz snookerowy mistrz Polski Krzysztof Wróbel. Nasz, bo pochodzi z Wrocławia. - To nie jest tylko wbijanie kul, ale przede wszystkim szachy na stole bilardowym - wyjaśnia Wróbel, który co prawda jest aktualnym mistrzem kraju i ma na swoim koncie drużynowe wicemistrzostwo Europy, ale zarabia głównie na prowadzeniu dwóch klubów bilardowych. Jego najmłodsze dziecko - Bandaclub w Sky Tower - to największa sala bilardowa w Polsce. - Całe życie podporządkowałem snookerowi - zdradza. - Zdarza się, że latem nie mam czasu pojechać na wakacje, bo są ważne turnieje. Robię to przede wszystkim dla siebie, dla pasji, by dzieci kiedyś powiedziały: "Tatuś był mistrzem kraju w snookera" - tłumaczy.

Faktycznie - w Polsce z uprawiania tego sportu nie da się wyżyć. Dość powiedzieć, że tegoroczny mistrz kraju (turniej odbędzie się w połowie lutego we wspomnianym klubie Wróbla) zainkasuje 2,5 tys. zł, podczas gdy nagrody w najbardziej prestiżowych turniejach na świecie często oscylują w granicach 100 tys. funtów. Wróbel w ubiegłym roku zarobił na turniejach jedynie ok. 20 tys. zł. - I to tylko głównie dlatego, że udało mi się zagrać na drużynowych mistrzostwach świata w Tajlandii oraz w fazie telewizyjnej dużego turnieju German Masters - wyznaje.

Zanim zaczął - jak sam mówi - "wbijać kulki", grał w tenisa stołowego i piłkę nożną w juniorach Ślęzy Wrocław. - Wybierałem tylko takie sporty, w których nie byłem skazany na porażkę - wyjaśnia. W snookera - jak na profesjonalnego zawodnika - zaczął grać późno - w wieku 18 lat. Najpierw w rodzinnej Oławie, potem we Wrocławiu. - Przeszedłem wszystkie szczeble. Zaczynałem od klubu z małą liczbą stołów, a potem nowe stoły zarabiały na następne. Przy czym w biznesie nie jestem sam. Działam z przyjaciółmi - uśmiecha się.

Snooker powstał w XIX wieku w koloniach brytyjskich w Indiach. W przeciwieństwie doamerykańskiego bilarda, to sport dla dżentelmenów. Fair play to norma, a regulaminowy strój to koszula, kamizelka i mucha. - Trzeba jednak znać wszystkie zagrywki, te mniej i bardziej etyczne. By nie dać się sprowokować - zaznacza mistrz Polski. - Nie jest zabronione patrzenie w oczy przeciwnikowi tak jak na ważeniu przed walką bokserską. Można też zakaszleć, gdy rywal uderza, chociaż to nie jest już fair - mówi. I zaraz przyznaje, że jemu też zdarzyło się stosować takie sztuczki. - Gdy przeciwnik mierzył, wstałem z krzesła, odłożyłem kij na stojak i usiadłem na miejsce. On przerwał, zainteresował się tym, co robię, a gdy ponowie wycelował, chybił. Generalnie jednak gram fair. Gdy przypadkowo wpadnie jakaś bila, to przepraszam. Tak należy robić - dodaje Wróbel.

Opowiada przy tym, że snookerzystów potrafi rozproszyć wiele rzeczy. Sam był świadkiem, gdy jeden z zawodników podczas meczu wyprosił z sali... swoją żonę. - Bywa tak, że snookerzysta, by wyprowadzić oponenta z równowagi, nie podnosi ręki, tylko wzrusza ramionami przy szczęśliwym uderzeniu. Tak w jednym ze spotkań zrobił Ronnie O'Sullivan (czterokrotny i aktualny mistrz świata - przyp. JG). Ale przeciwnik go pokonał, a potem podszedł do kamery i stwierdził, że nie lubi grać z tym facetem, bo przy stole ma złe maniery - mówi Wróbel.

Anglik to w snookerowym światku osoba wzbudzająca najwięcej kontrowersji. Ostatnio znudzony ciągłym wygrywaniem zawiesił karierę i pracuje... na farmie. - Czyszczę stajnie, zajmuje się świniami, wyrzucam odpadki do kontenerów. (…) Byłem już bardzo znudzony i musiałem coś zrobić - powiedział brytyjskiemu "The Sun". - On jest najlepszy, ale nie znoszę jego charakteru i nonszalancji, dlatego nigdy nie postawię go na pierwszym miejscu. Uwielbiam Stephena Hendry'ego (Szkot, 7-krotny mistrz świata), chociaż już zakończył karierę. To gracz kompletny, a do tego kulturalny - mówi Wróbel. O'Sullivan ma równie wielu przeciwników, co zwolenników. - Nie jest nudny, zawsze ryzykuje, gra szybko, jest świetny technicznie - opowiada o swoim ulubionym snookerzyście Jerzy Ślusarski. Świetnie pamięta nonszalanckie zagrywki Anglika.- Kiedyś ograł rywala lewą ręką. Oskarżono go o brak szacunku dla przeciwnika - wspomina.

By potrenować z takimi, jak O'Sullivan, możliwości są dwie: albo zapłacić za zajęcia w jednej z wielu szkół na Wyspach Brytyjskich, albo trafić na niego w turnieju. Krzysztof Wróbel przyznaje, że środowisko tych najlepszych jest zamknięte. - Za profe- sjonalistów uznaje się pierwszą setkę ze światowego rankingu. Aby się z nimi zmierzyć, trzeba albo przejść gęste sito eliminacji, albo zostać mistrzem kontynentu amatorów - wyjaśnia.

W Polsce zainteresowanie tym sportem rośnie błyskawicznie. - Grają ludzie w różnym wieku. Mam dwóch starszych panów, którzy do klubu przychodzą dwa razy w tygodniu. Zazwyczaj są to osoby ułożone, spokojne, z wyższym wykształceniem. Przeważnie mężczyźni, chociaż nie ma reguły. Świetnie radzi sobie na przykład multimedalistka mistrzostw Polski Hania Mergies - opowiada.

Jednym z najmłodszych zawodników w Polsce jest 10-letni Paweł Szpytko, uczeń Wróbla. - Gdy miał cztery latka, a ja oglądałem snooker w telewizji, przychodził i pytał: "co to?". Aż pewnego razu ułożył na dywanie stół bilardowy z kaset wideo - opowiada pan Piotr, jego ojciec. Teraz Paweł jest brązowym medalistą mistrzostwo Polski do lat 14 (krążek wywalczył, będąc dzie-więciolatkiem), a kilkanaście dni temu wygrał turniej we Wrocławiu. Jak jego pasję traktują rodzice? - Mam do tego dystans. Wiadomo, że każdy chciałby widzieć w nim mistrza, ale do tego daleka droga. Jeśli nadal będzie miał sukcesy, to pojawią się następne etapy - mówi jego tata.

A czy Krzysztof Wróbel chciałby, by jego dzieci grały w snookera? - W tej chwili nie, bo w Polsce nie ma z tego pieniędzy. Jeśli miałyby wybierać jakiś sport, to taki, w którym sukces sportowy przełoży się na finanse, ale też zostanie zauważony. Bo teraz o wicemistrzostwie Europy w snookerze nie wspomniała żadna z dużych telewizyjnych stacji - wzdycha Wróbel.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska