Zgadzam się z opinią, że ich wypociny to kontynuacja znanej od dawna manii uprawiania polityki i pornografii w publicznych toaletach. Frustrat lub zbok nabazgrze, co mu w duszy rzępoli i zaraz czuje się lepiej.
Natomiast ze współczesnej codzienności trudno mi sobie przypomnieć przypadki słownej lub fizycznej agresji, których byłbym świadkiem. Może za rzadko bywam w stosownych miejscach. I całe szczęście. W sklepach załoga przyjazna, panowie taksówkarze fachowi i uprzejmie rozmowni (jeden nawet przyznał, że mnie czytuje - pozdrawiam), nawet w urzędach nie miewam zastrzeżeń. Ach tak, w kolejce do lekarza dwaj panowie nieco się poczubili, ale... służba zdrowia to w ogóle ciężki przypadek.
Myślą sięgam prehistorii. Gdy miałem 10 lat, fryzjer, napity jak bąk, strząsał mi na głowę popiół z papierosa, pod pozorem, że akurat Popielec. Potem jakby wytrzeźwiał, bo czuprynę mi wyszczotkował.
Jak na zawołanie wpadł mi w ręce Dziennik 1954 Leopolda Tyrmanda. Kupiłem ćwierć wieku temu, przekartkowałem i zapomniałem. Teraz czytam jak bajkę o żelaznym wilku, bo w 1954 byłem za młody, aby rozeznać wszystkie nonsensy ustroju.
Tyrmand pisze o Jasienicy, Kałużyńskim, Koźniewskim, Kisielu, Toeplitzu, Herbercie i innych, wtedy znanych, dziś zapomnianych. Wieloma gardził, nielicznych podziwiał. Lemowi np. dostało się za ideologicznie słuszne opowiadanie "Kryształowa kula", którego i sam autor później się wstydził. Chamstwo, łajdactwo i oportunizm dostojników, karierowiczów, ale i szarego człowieka biją po oczach z każdej stronicy.
Znamienny cytat: W autobusie dziecko oparło zabłocony but o siedzenie. Jakaś pani siadła i pobrudziła swój płaszcz. Twarze biorących udział w kłótni wykrzywiły się odrażająco, karczemne wyzwiska wypełniły autobus. Kobiety o zabiedzonych twarzach, ubrane tandetnie, gotują się do rwania sobie włosów z głów o grudkę błota na płaszczu. Klnąc nędzę, pracę, ten lodowaty, głodny dzień, ludzie szukają ujścia dla swych niedoli. Ktoś musi być winny!
Inny fragment. Tyrmand wśród fizycznych: - Robotnica fabryczna mówiła o wojnie z dyktaturą partyjnych urzędników, o niewykonalnych normach i zaniżanych zarobkach. - My tej wojny nie przegramy - twierdziła zacięcie. Wyszedłem z przyjęcia dumny z warszawskiego ludu. Z zadowoleniem nienawidziłem komunistów. Koniec cytatu.
Komuna obecnie karłowata. Przedtem nienawidziło się królów, carów, zaborców, okupantów. Kogo winić dziś? Kapitalizm, demokracja - jakieś te pojęcia bezosobowe. Wyżywamy się więc na sąsiadach, znajomych, nieznajomych, obcych, innych.
Wredne te nasze geny…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?